13.11

61 5 0
                                    

13 listopada, sobota... Dobrze, że chociaż nie piątek 13, ale i tak mam złe przeczucia co do dzisiejszego spotkania. W końcu niecodziennie poznaje się rodziców swojego chłopaka.

Tak więc jak można się spodziewać od rana latałem jak popierdolony szykując się na tą niecodzienną okazję. Na całe szczęście Pani Potter przyszła mi z pomocą i zamiast nabijać się z mojego nierozgarnięcia oraz skłonności do panikowania jak to robił James wraz ze swoim ojcem, to pomogła mi wybrać idealną stylizację oraz opanować nerwy.

-I jak wyglądam?- spytałem po raz setny swojego przyjaciela, przeglądając się w lustrze, które wisiało w korytarzu.

-Jak pajac, a tak szczerze to dobrze, ale weź już przestań. Remus cię lubi, więc nie ma żadnych przeciwwskazań do tego by jego rodzice cię też nie polubili.

-Mam nadzieję- westchnąłem rozpinając delikatnie czarną koszulę, którą założyłem do pasujących czarnych jeansów oraz czarnych butów.

-Dobra, ale może nie rozluźniaj sie tak- zasugerował James spoglądając wymownie na moje rozpięte guziki od koszuli.

-Ta, gorąco tu strasznie- odparłem ponownie zapinając guziki i zostawiając jeden na samej górze by się przypadkiem nie udusić czasem.

-Na którą się w ogóle umówiliście?

-Coś koło trzeciej, ale muszę wyjść wcześniej by jeszcze skoczyć do cukierni po jakiś deser.

-W takim razie na twoim miejscu bym się już zbierał. Remus jednak nie mieszka jakoś strasznie blisko, a skoro musisz jeszcze wstąpić po jakieś ciasto to godzinka może ci starczyć tak akurat na styk.

-Kurwa, która godzina?!

-Dochodzi druga- odparł rozbawiony James.

-Dobra, to ja lecę. Trzymaj za mnie kciuki!- oznajmiłem i wypadłem z domu Potterów, ale po chwili byłem zmuszony się wracać.

-Już wróciłeś?- spytał James, który od rana miał świetną zabawę z dogryzania mi.

-Telefonu zapomniałem- rzuciłem szybko i ponownie opuściłem dom, uprzednio się jednak upewniając czy aby na pewno zabrałem ze sobą wszystko co mi będzie potrzebne.

Spacer w listopadowe popołudnie po Watford był całkiem przyjemny. Większość liści już spadło, ale te pojedyńcze, które jeszcze trzymały się na gałęziach drzew przybrały odcień brązu, taki jaki kolor włosów ma Remus.

Jeśli chodzi o moje preferencje to osobiście wolę październik, jako iż wtedy jest jeszcze jako tako ciepło oraz liście na drzewach mienią się całą paletą barw. Myślę nawet, że jesień może stać się moją ulubioną porą roku, jako że Remus jest totalną jesieniarą. Od teraz jesień nie będzie mi się kojarzyć z rozpoczęciem szkoły, a z miesiącem, w którym poznałem Remusa oraz z samym chłopakiem. Z takimi też przemyśleniami dziarsko wmaszerowałem do cukierni, by kupić tam jakieś ładne ciasto na deser...

Takie może głupie pytanie, ale może mi ktoś wyjaśnić dlaczego akurat, gdy potrzebujesz wybrać JEDNO, dobre ciasto to uśmiecha się do ciebie cała wystawa bogatych ciast, ale gdy przychodzisz tutaj na szybko by kupić coś dla znajomych lub na własną osłodę to do wyboru jest jedno, może dwa biedne ciasteczka.

Ostatecznie mój wzrok przykuły dwie tarty- jedna karmelowa z orzechami, a druga czekoladowa z malinami. Mam nadzieję, że Remus ani nikt z jego rodziny nie ma na nie uczulenia, jednak Remi nic nie wspominał. Wolę jednak dmuchać na zimne i wybrałem tą czekoladową z malinami. Remus będzie zadowolony z mojego wyboru.

Zapłaciłem więc całkiem rozsądną cenę i zadowolony udałem się pod wskazany adres. W sumie byłem tu już jeden raz, ale tak na szybko, bo Remus nie za bardzo chciał wtedy by jego rodzice mnie zauważyli. Teraz jednak sprawa wygląda całkiem inaczej.

The basketball diary |Wolfstar| |Wstrzymane|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz