Święta święta i po świętach. Nie no żartuje. Święta dopiero się zaczęły. Chyba tak to można ująć. W każdym razie przerwa świąteczna jest i jest wolne od szkoły. Z jednej strony to przykre bo nie widuję się z Remusem codziennie, ale dzięki temu, że nauczyciele się zlitowsli i nie żądali za dużo na przerwę to mamy jednak trochę czasu na spotkania.
Plan na dzisiejszy dzień jest dość prosty. Remus i Reg mają przyjść do nas, czyli do domu Jamesa i we czwórkę mamy udać się do domu Mery, gdzie to w tym roku mamy zjeść jakiś "obiad" i wymienić się prezentami oraz oglądnąć jakiś film. Oczywiście nie zostawiliśmy biednej McDonald samej w przygotowaniu wszystkich przekąsek i podzieliliśmy się obowiązkami. Z tego co wiem, dziewczyny mają przyjść do Mery trochę wcześniej w celu pomocy jej z jakimiś dekoracjami i małym przemeblowaniem, bo dziewczyna mieszka w dość małym mieszkaniu. Plusem będzie jednak to, że nie będzie jej rodziców oraz młodszej siostry, więc mamy całe mieszkanie dla siebie. Jeżeli chodzi o mnie to zostało mi powierzone zadanie przygotowania pierniczków. Żeby nie było, tak umiem piec i o dziwo potrafię obsługiwać piekarnik. Ponadto okazało się, że chętnych na moje pierniki po.ostatnim razie jest dość sporo, więc dogadałem się z resztą, że to razem z Remusem upieczemy pierniczki dla wszystkich. Całe przedsięwzięcie odbyło się u niego w domu. Może zrobiliśmy dość spory bałagan podczas naszej wojny na mąkę, ale nawet mama Remiego przyznała, że te pierniczki wyszły nam dobre. Co oczywiście było pewne, bo w końcu były one robione z miłością.
Tak też aktualnie pakuję zrobione przez nas pierniki do pudełek nucąc pod nosem jedną ze świątecznych piosenek, które w radiu były już puszczane od listopada. Niespodziewanie poczułem jak coś dużego przyczepia się do moich pleców. Już miałem warknąć na tego idiotę, mojego przyjaciela- Jamesa, ale wtedy do mojego nosa doleciał słodki zapach czekolady i delikatnych perfum.
-Weź mnie tak nie strasz- westchnęłem opierając się o mojego chłopaka, którego ręce wylądowały na moich biodrach.
-Przestraszyłem cię?- wyszeptał mi do ucha.
-Nie, ale nie rób tak jeśli nie chcesz dostać. Myślałem, że to James- przyznałem odwracając się do chłopaka przodem i opierając się delikatnie o blat w kuchni.
-Pomyliłeś mnie z Jamesem? Żartujesz sobie?- powiedział niby urażony, ale ja wiem, że on się tylko zgrywa.
-Oj no nie obrażaj się. Każdemu mógłby się zdarzyć- odparłem umiejscawiając swoje ręce na jego barkach.
-Jasne- prychnął pod nosem puszczając mnie z zamiarem odejścia, jednak nie pozwoliłem mu na to atakując jego usta. Remi tak jak się spodziewałem od razu oddał i pogłębił pocałunek. Jego usta smakowały dzisiaj inaczej - bardziej świątecznie. Oprócz podstawowej czekolady mogłem również wyczuć nutkę cynamonu. Bardzo podoba mi się to zastawienie.
-Bardzo dobry jesteś- wyszeptałem mu do ucha, kiedy oderwaliśmy się od siebie by zaczerpnąć powietrza.
-Dziękuję- odpowiedział mi Remi rumieniąc się delikatnie. Po chwili tym razem on zaatakował moje usta...
Po czym zaczął tańczyć taniec robaka przede mną, odwróciłem wzrok od tego psychopaty i zacząłem się pytać o sens życia. Nagle zza rogu wyjechał Adolf Hitler i spytał się mnie czy mam jakiś Żydów do wydania. Zza drugiego rogu wyjechał Stalin i zaczęli się bić na bomby atomowe z Adolfem. Przez przypadek potem oboje zmienili się w parabole i zaczęli tańczyć. Odwróciłem się od nich i spojrzałem z powrotem na swojego chłopaka. Okazało się że nie tańczył on tańca robaka tylko dostał ataku padaczki. Nie pomogłem mu bo mnie już zaczął wkurzać. Odwróciłem się od jego zwłok i udałem się do kawiarni gdzie Jan Paweł 2 rozdawał kremówki. Opierdoliłem sobie kremówkę i wróciłem do domu. W domu matka próbowała teleportować się do backroomsów poprzez napieranie danym ciałem na ścianę. Zostawiłem te niestabilnie psychiczną osobę i poszedłem do pokoju, planować 3 wojnę światową. Tak to ja jestem Władimirem Putinem i lubię kremówki.
Nazajutrz poszedłem sprawić jak tam się trzymają tańczące parabole. Okazało się że teraz są razem i planują wspólne zniszczenie ludzkości. Kupiłem im 2 kremówki i siedliśmy na balkonie Trybunału Stanu. Obserwowaliśmy jak Grzegorz Brown gasi świece żydowską, co parabola, która była Adolfem skwitowała głośnymi pochwalami. Niestety potem przyszła ochrona i nas wywaliła. Znaleźliśmy się pod mostem gdzie spotkaliśmy pana Miecia żula. Wydębnił od nas 2 zł , na wódkę a w zamian za to zgodził się słuchać naszej nazistowskiej ideologi. Co ciekawe okazało się że pan Miecio był tak naprawdę w przyszłości... Józefem Stalinem. Popatrzyliśmy się na 2 parabole. Przecież nie może być 2 Stalinów z których jeden był parabolą a drugi panem żulem Mieciem. Słyszałem o rozdwojeniu jaźni lecz to był jakiś inny fenomen. Oczywiście wykluczyliśmy możliwość że żul mógł klamać. Mimo że na 3 metry waliło od niego wódą, mówił całkiem trzeźwo. Postanowiłem zabrać moją małą sektę do domu by tam obmówić zaistniałą sytuację. Matki nie było w domu więc wywnioskowałem że skutecznie udało przetestować jej się do backroomsów. Żul Mietek jak tylko wszedł do mojego pokoju, zażygał mi calą podłogę. Zważając jednak na jego osiągnięcia związane z rozwiązaniem problemu przeludnienia, wybaczyłem mu to. Parabole tymczasem walnęły się na lodówkę, (tak mam w pokoju lodówkę), i nie chciały zejść. Tutaj pojawił się większy problem, zapomniałem która parabola była Adolfem a która Stalinem. Ten niebywały problem musiałem rozmówić z panem Mieciem przy szklance wódki, mojej matki. Szklanka po chwili zmieniła się w wielki kufle a po chwili obaj odpłyneliśmy, w krainę jednorożców.
CZYTASZ
The basketball diary |Wolfstar| |Wstrzymane|
FanfictionSyriusz Black należy do szkolnej drużyny koszykarskiej. Jest popularnym chłopakiem, z którym dużo dziewczyn chciałoby się umówić. Pewnego dnia do szkoły dołącza nowy uczeń, który nie przypada początkowo do gustu Syriuszowi. Jak potoczą się ich dalsz...