Rozdział 7

55 6 10
                                    

Kiedy skończyłam lekcje, udałam się do swojej szafki, by wyjąć kurtkę. Korytarz był już pusty, bo pozostali uczniowie w popłochu wybiegli ze szkoły tuż po dzwonku na przerwę po ostatniej godzinie. Ja jeszcze musiałam zostać u pana Pierricka, bo ten zauważył, że wyjmuję z plecaka małego polaroida i przyglądam się małemu zachodowi słońca, który lekko schował się za rogiem biurka nauczycielskiego. Chwilę porozmawialiśmy, ale nie chciałam Bóg wie jak długo zostawać, choć mężczyzna naprawdę wydawał się godny zaufania i z dobrym sercem.

Wyszłam na przystanek, do którego miałam jeszcze kilka minut. Stałam tam sama, aż do momentu, kiedy ni z gruchy ni z pietruchy dołączyła do mnie Melania — o ile nie przekręciłam jej imienia.

— Ej, ty! — zawołała, łapiąc mnie za przedramię — Zostaw mojego Nataniela!

— Co? O czym ty mówisz? — niemal wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia.

— Powiedziałam ci, żebyś się od niego odczepiła! Nie rozumiesz prostego przekazu?!

— Mówisz mi to pierwszy raz — szarpnęłam się, by uwolnić się od jej uścisku, lecz ta znów do niego powróciła, znacznie wzmacniając go — Co ty, do diaska, robisz, dziewczyno?

— Masz zostawić Nataniela w spokoju! On jest mój i nikogo więcej! — prawie wrzasnęła, choć głos jej zadrżał, gdyby miała zaraz się rozpłakać.

— Jesteśmy razem w klasie, więc to raczej niemożliwe.

— Jeśli chcesz to wszystko jest możliwe! Po prostu się do niego nie odzywaj! On musi zrozumieć, że jest tylko mój! On jest taki przystojny... Ach... — nagle rozluźniła swoją dłoń, a ja szybko odsunęłam się od niej.

Przełknęłam słowa, które pchały mi się do ust. Jak i również to, że tak bardzo zgodziłabym się, że Nataniel jest przystojny. Był i to cholernie. Ale wiedziałam, że gdybym to powiedziała to tylko pogorszyłabym sprawę.

— Więc dla mojego świętego spokoju nie utrudniaj mi pracy pani przewodniczącej! Ja się tak staram, a ty to wszystko rujnujesz! Lepiej było, gdy cię nie było w tej szkole! — spojrzała mi złowrogo w oczy, po czym odwróciła się pięcie i poszła w drugą stronę.

Na szczęście po chwili nadjechał autobus, więc wsiadłam do niego, płacąc kierowcy należne za bilet. Usiadłam mniej więcej w połowie pojazdu przy oknie, wpatrując się w zaśnieżone ulice i zamrożone kałuże po nocnym deszczu.

***

Spojrzałam w kalendarz, który wisiał na ścianie przy lodówce w małej, skromnej kuchni. Od koncertu minęły już trochę ponad dwa tygodnie, a co równało się z tym? Nadszedł wielki, międzynarodowy dzień zakochanych, czyli walentynki. Szkoła w ten dzień miała roznosić pocztę walentynkową, których kartki były wrzucane przez ostatni tydzień. Widziałam jak przy skrzynce były ustawione niekiedy grupki "wzajemnej adoracji" podjarane tym, co właśnie robią i że może takim sposobem uda im się wejść w związek ze swoich crushem, bo ten odwzajemnia te uczucia.

Wszystko wydawałoby się piękne i jak bajki, ale jednak nie dla wszystkich. Na dzień dobry zostały wyrwane mi z dłoni moje czekoladki, które przyniosłam dla siebie i mojej niezawodnej dwójki przyjacielskiej, na których mogłam liczyć, czyli Rozy i Alexy'ego. Wiedziałam, że białowłosa jest w szczęśliwym związku z bratem Lysandra, ale to nic nie przeszkadza, by zjeść kilka czekoladek od przyjaciółki, prawda? A oczywistym faktem sprawcą porwania moich czekoladek była Amber, która zadowolona otworzyła pudełko i zaczęła zajadać się słodkościami, częstując nimi swoje dwie przyjaciółeczki.

— Bardzo dobre wybrałaś! Mniam! Chyba musisz zacząć kupować je częściej! Są naprawdę dobre, dziękujemy ci bardzo! — zaśmiała się przesadziście — A co tam jeszcze masz dla nas?

Too close to falling in love ⦁ Nataniel CarelloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz