Wróciłam rozanielona do domu. Zamknęłam drzwi wejściowe od środka, a plecak zostawiłam w swoim pokoju przy biurku. Chwilę potem padłam na łóżko, uśmiechnięta od ucha do ucha. Co się działo ze mną? Jeden wspólny obiad z Natanielem wzbudza we mnie tak silne emocje, które na domiar tego wykrzywiają moje usta w szerokim uśmiechu i zapewne dodają wypieków na twarzy.
Zakryłam się poduszką, po czym odłożyłam ją szybkim ruchem, wpatrując się w sufit, a później zerkając za okno. Westchnęłam cicho, przypominając sobie całe te dwadzieścia trzy minuty w pustej stołówce, gdzie byliśmy tylko ja i on.
— Ciebie już coś trafia. Ogarnij się, kobieto! To tylko kolega z klasy! — odezwał się głosik w mojej głowie.
— Wiem! Ale co mam zrobić, jeśli on jest tak przystojny, a moje serce to nie sługa i przyspiesza biciu, gdy on znajduje się tak blisko mnie…? — przygryzłam wargę, analizując cały ten wspólny czas, który odczuwałam jeszcze silniej niż by mi się pierwotnie przed tym wydawało.
— Oszalałaś na jego punkcie, a to nie zmierza do niczego dobrego. Ocknij się wreszcie i skup się na nauce! Niedługo próbne egzaminy! — uszczypnęłam się w ramię, a drobna porcja bólu rozlała się po moim ciele, po chwili znikając bez śladu.
— Dobrze, zrobię to. Teraz liczy się nauka… — westchnęłam ponownie, powoli wstając z łóżka — Chyba zanim siądę do prac domowych to zrobię coś do jedzenia. Niewiele zjadłam w tej stołówce, chociaż byłam głodna jak diabli…
***
Następny dzień minął jak burza, a kolejnego ranka wręcz popędziłam z domu do szkoły. Wstałam o wiele wcześniej niż zazwyczaj, że stwierdziłam, że nie będę się zbytnio lenić w domu. Akurat trafiłam na śliczny wschód słońca, którego uchwyciłam zza kilku otulonych mrozem łodyg jednego z krzewów, rosnącego niedaleko mojego domu.
Kiedy polaroid wypluł zdjęcie, wstrząsnęłam go trochę, a po chwili zaczął pojawiać się na wkładzie upatrzony obraz. Wyszło naprawdę ładnie. Uśmiechnęłam się do siebie, po czym schowałam je do przezroczystego etui z telefonem, by było je widać. Ruszyłam na przystanek, na którego dotarłam w ostatniej chwili. Wsiadłam do autobusu, tym razem decydując się na miejsce z tyłu. Pojazd był niemal pusty, poza oczywiście mną, kierowcą i mężczyzną w około pięćdziesięciu lat, który prawdopodobnie jechał do pracy coś remontować, bo już miał na sobie robocze ubranie.
Gdy przyszłam do szkoły, dochodziła dopiero siódma rano, więc zostawiłam kurtkę w szafce i podeszłam do pokoju gospodarzy. Co mnie zaskoczyło — było zamknięte.
— Czyżby Nataniela jeszcze nie było? — szepnęłam do siebie i zaśmiałam się cicho, chociaż sama nie wiedziałam, o której zawsze przyjeżdża do szkoły, ale było pewne, że na pewno wcześnie.
— Szukasz Nataniela? Powinien być za parę minut — za swoimi plecami usłyszałam głos dyrektorki, więc od razu obróciłam się w miejscu, przodem do niej.
— Dzień dobry, pani dyrektor — lekko pochyliłam głowę.
— Dzień dobry! I oby ten dzień był dobry! A przy okazji, Ravena, jak sobie radzisz? Jak twoja ocena szkoły?
— Jest w porządku. Znalazłam dwójkę świetnych osób, kolegę i koleżankę, z którymi się świetnie dogaduję, a reszta klasy jest bardzo miła… — chciałam dodać coś o blondynie, ale jednak powstrzymałam się.
— Tylko się cieszyć! Ale pamiętaj, że jeśli tylko coś się złego dzieje to możesz śmiało przyjść z tym do mnie lub do Nataniela. Na pewno coś zaradzimy — puściła mi oczko — Dobrze, ja lecę do pokoju nauczycielskiego, bo mam sporo pracy papierkowej, a jeszcze dzisiaj czeka mnie wyjazd służbowy! — dodała, po czym przyspieszonym krokiem udała się do wspomnianego przez nią pomieszczenia.
CZYTASZ
Too close to falling in love ⦁ Nataniel Carello
FanfictionRavena Lancaster w szkole Słodki Amoris nie bez powodu pojawia się zaskakująco na koniec pierwszego semestru. Dziewczyna wydaje się w pełni przeciętna tak jak na pierwszy rzut oka pozostali uczniowie. Jednak kiedy musi załatwić ostatnie rzeczy związ...