Rozdział 11

28 5 20
                                    

Kiedy Ravena niemal wybiegła z budynku, dreszcz przeszedł mnie po plecach. Zmartwiłem się o nią i to na poważnie. Nie sądziłbym, że kiedyś zobaczę ją w takim stanie. Jakby poraził i torturował ją ktoś prądem. A ja niestety wiem, kto to był. Nie usłyszałem za dużo, ale końcówka wpadła do mojego ucha, dając do zrozumienia, że to nie jest zachowanie jeszcze "w normie" i "do ogarnięcia". Musiałem porozmawiać z siostrą na poważnie, o ile będzie chciała mnie posłuchać.

— Ale na ten moment niewiele wiem, a muszę wiedzieć jak najwięcej. Tylko kto mi to powie? Chyba tylko sama Ravena... — rozmyślałem, stojąc w miejscu i wpatrywając się w drzwi, którymi szatynka wyszła.

Było mi jej żal i za wszelką cenę chciałem być przy niej w tym momencie. Chciałem ją chronić przez złem całego świata i... Przy okazji cicho zamordować własną siostrę i wrzucić jej ciało do rzeki. Ale teraz nie mogłem nic zdziałać. W rodzice na pewno nie będą chcieli uwierzyć, nawet jeśli dowiem się całej prawdy o tym, co Amber właśnie zrobiła przed całą szkołą.

Jedyną możliwością aktualnej chwili było rozdzielenie towarzystwa pod swoje klasy, a potem powrót do swojego królestwa, czyli pokoju gospodarzy. Gdy wszedłem do środka, zaskoczył mnie widok Melanii, wyciągającej teczki z szuflady komody i układającej je na nowo.

— Co ty tu robisz? Nie powinnaś już wracać do domu? Chciałaś zwolnienie z ostatnich trzech lekcji, więc je dostałaś.

— Tak, wiem. Zbytnio nie spieszy mi się tam. Zostanę jeszcze trochę w szkole — odparła, spoglądając na mnie z uśmiechem.

— Okej, w porządku — spojrzałem na teczki, które trzymała w dłoniach — Ale nie musiałaś układać ich znowu. Rano porządkowałem je, więc nie było takie potrzeby — nagle pewna myśl przeszła mi przez głowę — Po co tutaj przyszłaś?

Oderwała się od wykonywanej czynności, łapiąc mój wzrok. Jej mimika twarzy zmieniła się na bardziej pogodną i taką, którą ciężko mi było określić jednym słowem. Wyglądała jakby…

— Chciałam pobyć z tobą trochę czasu. Tak całkowicie sam na sam. Nat, proszę, nie unikaj mnie… — rzekła półgłosem, zamykając szufladę i kierując się w moją stronę.

— Nie unikam cię. Ale po prostu nie chcę, by każda nasza rozmowa schodziła do tych twoich bezsensownych próśb — powiedziałem wyraźnie i spokojnie, chociaż miałem ochotę inaczej ująć to w słowach.

— Przecież wiesz, że taka nie jestem. Nat, proszę. Spróbujmy być razem… Ja nadal o tobie myślę i nie potrafię przestać… — wyszeptała, zatrzymując się tuż przy mojej klatce piersiowej.

— Melania, mówiłem ci coś. Nie zamierzam teraz wchodzić w żadne związki — warknąłem, odpychając ją od siebie i przechodząc za swoje biurko.

— Dałam ci już mnóstwo czasu. Nie chcę czekać drugie tyle. Ja… Cię pragnę… — znów pojawiła się przy mnie, kładąc dłonie na ramionach i podnosząc się na palcach, by mnie pocałować.

— Melania! Do jasnej cholery! — krzyknąłem, odpychając ją tym razem mocniej niż wcześniej — Ty nic nie rozumiesz! Nie zamierzam wchodzić w związki, a tym bardziej z tobą, bo sam mam mętlik w głowie. Zacząłem coś odczuwać do kogoś i muszę najpierw siebie zrozumieć. Nie chcę cię ranić, ale nie mam wyjścia. Nie ma żadnej szansy, byśmy kiedykolwiek stworzyli związek!

— Bo co? Nie podobam ci się? — odparła twardo, podnosząc głos — Powiedz to głośno!

— Nie jesteś w moim typie. To chciałaś usłyszeć? Mam nadzieję, że to wreszcie do ciebie dotrze — odwróciłem się do niej tyłem — A teraz wyjdź z tego pomieszczenia i nie pokazuj mi się na oczy. Chyba zaczęły się lekcje, które postanowiłaś opuścić, a jeśli ktoś cię tutaj zobaczy i połączy fakty, że "wagarowałaś" to może się roznieść w szybkim tempie po szkole... — nieco ją podpuściłem, bo chciałem, by już dała mi spokój.

Too close to falling in love ⦁ Nataniel CarelloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz