Rozdział 1. Pozytywka

25 6 25
                                    

Evelyn należała do pilnych uczennic. Zawsze przynosiła ze szkoły świadectwa z wyróżnieniem. Zdobyła stypendium naukowe na miejscowym uniwersytecie. Zależało dziewczynie, aby je podtrzymać, a później najlepiej ze wszystkich studentów napisać pracę dyplomową. Miała ambitne plany — chciała zostać prokuratorem, który posyłałby najokrutniejszych zbrodniarzy za kratki. Brakowało jej jednak pewności siebie, była dość nieśmiała, choć potrafiła postawić na swoim. Miała cięty język, umiała odpyskować, lecz pewne wydarzenie sprzed niemal trzech lat ją przygasiło. Teraz ledwo potrafiła wypowiedzieć słowo przed obcymi. Nie zaszczycała ich również spojrzeniem. Genetyka okazała się jednak dla dziewczyny łaskawa — była zgrabną, wysoką brunetką o piwnych oczach, kwadratowej twarzy i zniewalającym uśmiechu. Kiedy jej buzia przybierała kształt banana, na policzkach można dostrzec urocze dołeczki.

Rozsiadła się wygodnie na miękkim, puchowym, białym dywanie w swoim pokoju. Był on w kształcie niewielkiego okręgu. Mieściła się na nim jej skromna osóbka, więc to zupełnie wystarczało. Zakrywał panele podłogowe imitujące drewno. Jakoś na nim najlepiej przyswajała wiedzę, zawartą w materiałach, z którymi miała się zapoznać. Nie przy bialutkim, rozłożystym biurku pod oknem, do którego przystawiono czarny fotel biurowy. Zaraz obok, po lewej stronie stał regał w podobnym odcieniu, zawalony książkami. Za plecami brunetki znajdowało się średnich rozmiarów łóżko, a na nim złożona, miękka pościel z motywem pingwinów. Po lewej stronie od legowiska, umiejscowiona została pomiestna, biała szafa, skrywająca ubrania. Kolory ścian utrzymano w odcieniach szarości, a sufit barwą upodabniał się do mebli.

Usiłowała wytężyć wszystkie szare komórki swojego mózgu, by pojąć istotę sprawy „Alexandra Waylanda", którą miała omawiać na kolejnych zajęciach. Przypadek niby prosty, podręcznikowy. Młody, zaledwie dwudziestopięcioletni mężczyzna oskarżony o masowe morderstwo w bloku mieszkalnym. Pewnego dnia wszedł do budynku, który zamieszkiwał, z bronią w ręku. Pukał do każdego mieszkania, a gdy sąsiedzi rozpoznawali dotąd miłego Alexa, otwierali drzwi bez wahania. Wtedy oddawał strzał. Zamordował trzynaście osób. Upierał się, iż szatan kazał mu dokonać tej bestialskiej zbrodni. Jego przyjaciel zeznawał przeciwko niemu twierdząc, że Wayland wszystko zmyślił. Oskarżał sąsiadów o ustalenie, bez jego wiedzy, ze spółdzielnią mieszkaniową nowych warunków umowy najmu, na mocy której mieli płacić wyższy czynsz. Ta kwota była zbyt wysoka, aby Alexander mógł się utrzymać, więc groziła mu eksmisja. Postanowił, że dwulicowi sąsiedzi odejdą razem z nim. Opinie biegłych były podzielone. Dwóch sądziło, iż Wayland postradał zmysły, trzej pozostali obstawali przy poczytalności oskarżonego.

Evelyn próbowała zagłębić się w tę sprawę, poznać wszelkie szczegóły, jednak drażniąca muzyka skutecznie utrudniała robotę. Nie była to zła melodia, wręcz przeciwnie — niezwykle piękna. Delikatne, zmysłowe dźwięki fortepianu w innych okolicznościach mogłaby docenić, teraz jednak nie potrafiła. Do skupienia się potrzebowała kompletnej ciszy, którą zakłócała jej siostra. Od kiedy właściwie grała na tym instrumencie, pomyślała?

— Sheila, proszę, przestań grać. Nie mogę się uczyć spokojnie. — Zwróciła grzecznie uwagę, przez lekko uchylone drzwi sypialni.

Westchnęła ciężko, przenosząc wzrok na wydrukowane wcześniej materiały, zawierające w sobie intrygującą sprawę Waylanda. Czytała kilka razy to samo zdanie, gdyż nie potrafiła zebrać myśli. Czyżby siostra planowała ją denerwować? Chciała bardzo podtrzymać stypendium, dlatego nie mogła sobie pozwolić na chociażby jedną złą ocenę. Semestr zimowy dopiero się rozpoczął, ale wykładowcom ten fakt nie przeszkadzał. Wykaz materiałów przyszedł mailem już pierwszego dnia — dość pokaźny, tak na marginesie. Przekopanie się przez to wszystko stanowiło brnięcie przez bagno.

— Sheila! Mam do ciebie przyjść? Nie żartuję! — Traciła pomału cierpliwość.

Alexander został skazany na dożywocie bez możliwości warunkowego zawieszenia kary. Uznano go za w pełni poczytalnego. Decyzja Wymiaru Sprawiedliwości pozostawiała wiele wątpliwości. Mężczyzna upierał się, że to sprawka diabła. Biegli, którzy orzekli o jego niepoczytalności zgodnie twierdzili, iż doznawał on drgawek, napadów agresji oraz halucynacji. Zawierzono natomiast większości, z której jeden psychiatra w wielu sprawach stawiał błędne diagnozy.

WidmoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz