Rozdział 2. Otrzęsiny

28 8 12
                                    

***

Cudowna, choć smutna melodia wpadała do jej uszu. Siedziała na zielonej, wygodnej wykładzinie. Główkę opierała o blat czarnego stoliczka kawowego, wciąż słuchając kojących dźwięków fortepianu, stojącego przed twarzyczką dziecka. Przymknęła oczka, odpływając do krainy rozkosznej pieśni.

Przesunęła rączką po stoliczku, szukając ukochanej pozytywki. Nie znalazła jednak przedmiotu, na dodatek muzyka zdawała się oddalać, aż całkiem ucichła. Dziwne, przecież ozdóbka została nakręcona, więc dlaczego nie wygrywała cudownej melodii? Przeczesała dłonią każdy fragment mebla, lecz palce nie natrafiły na żaden przedmiot.

Otworzyła oczy, aby zyskać pewność, że pozytywka dalej okupowała wyznaczone miejsce. Ku swojemu zaskoczeniu, nie dostrzegła ulubionej zabawki. Zajrzała pod stoliczek, gdyż zakładała, iż może leżeć pod nim. Mogła ją przypadkiem strącić, kiedy próbowała złapać rzecz. Niestety, ani śladu po miniaturowym instrumencie. Panika w niej narastała. Wstała energicznie, wybiegając z pomieszczenia.

— Mamo! — Krzyknęła, a łzy napływały jej do oczu.

Przechodziła szerokim korytarzem po czerwonym, wzorzystym dywanie, zakrywającym panele podłogowe. Białe ściany oraz sufit przyprawiały jej osóbkę o dreszcze — przynosiły na myśl szpitalne sale. Minęła stojący przy schodach, ciężki, drewniany kredens, zrobiony przez ojca. Rodzice trzymali w nim różne listy, a także klucze do domu. Kierowała swe kroki do kuchni, gdzie była pewna, iż znajdzie rodzicielkę.

— Mamo! — Wydzierała się, ile tylko miała sił, zanosząc szlochem.

Kobieta ubrana w zwiewną, niebieską sukienkę, wypakowywała zakupy z papierowej torby na szary, kuchenny blat. Zwrócona była przodem do zabudowanych szafek w identycznym kolorze, co mebel, na którym leżały produkty spożywcze. Srebrna lodówka znajdowała się niedaleko okna, pod którym stał duży, masywny klonowy stół. Dostawiono do niego dwa krzesła oraz ławeczkę z aksamitnego, szarego obicia. Bose stopy brunetki zapewne marzły na białych płytkach, lecz nie dawała tego po sobie poznać. Sufit oraz ściany utrzymano w podobnej barwie, co podłoga.

— Wszystko dobrze, kochanie? — Podeszła do dziewczynki, po czym kucnęła.

— Moja pozytywka zniknęła — odpowiedziała, załamana.

— Spokojnie, na pewno ją znajdziemy. — Przetarła dłonią łzy z policzków dziecka. — Chodź, poszukamy jej wspólnie.

— Dobrze. — Prowadziła mamę do ukochanej biblioteki, w której uwielbiła spędzać najwięcej czasu. — Leżała na stoliczku, a teraz nie ma. — Wskazała rączką miejsce, gdzie przedmiot powinien być.

Kobieta schyliła się, aby zajrzeć pod mebel. Niczego tam nie znalazła. Obrzuciła czujnym spojrzeniem piwnych oczu cały pokój, lecz nic to nie zmieniło. Pozytywka szkraba nadal pozostawała zaginiona.

— Słyszę fortepian, ale nie tutaj. — Podeszła do okna, przez które wyjrzała. — Vincent, chodź do mnie natychmiast!

Minęła krótka chwila, a w drzwiach biblioteki stanął chłopiec. Miał na sobie koszulkę, pikowane szorty oraz buty zapinane na rzepy — wszystko czarnego koloru. Jego brązowe loczki były potargane, natomiast piwne oczy zdradzały zdenerwowanie. Wygięte usta przypominały podkówkę. Wyciągnął rączki przed siebie. Dziewczynka dostrzegła, że przybysz trzymał w nich jej własność.

— Przepraszam — powiedział ze skruchą.

— Nienawidzę cię! — Chwyciła poduszkę i rzuciła nią w twarz brata.

WidmoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz