Rozdział 22. Bez wyjścia

5 1 4
                                    

Czuła okropny ból. Przedramiona piekły niemiłosiernie, jakby zdrapano z nich całą skórę. Każda próba poruszenia rękami sprowadzała na dziewczynę kolejną falę cierpienia. Głowa także pulsowała w kilku punktach. Jęczała cicho, ponieważ wciąż była słaba. Podniesienie ociężałych powiek stanowiło dla brunetki spore wyzwanie, ale po kilku minutach jej się udało. Przekręciła głowę w bok, żeby sprawdzić, gdzie przebywała.

Rozpoznała pomieszczenie, wszystkie meble, a także siedzącego przy łóżku chłopaka. Nadal okupowała posłanie Elijaha, co przyjęła z ulgą. Nie chciała trafić do szpitala, gdyż lekarze wezwaliby policję. Tak przynajmniej zakładała, dlatego musiała unikać wszelkich placówek medycznych, choć potrzebowała fachowej pomocy.

— Elijah — szepnęła.

Brunet wyglądał, jakby spał. Miał przymknięte oczy i opierał się plecami o ścianę. Jego głowa leżała na poduszce niedaleka policzka Krueger. Evelyn była przekonana, iż wczorajszego dnia napędziła towarzyszowi stracha. Nie chciała, żeby oglądał ją w tak opłakanym stanie, lecz to nie koncert życzeń. Obnażyła wszystkie swoje negatywne emocje, pokazała, jak słaba naprawdę była, a on próbował pomóc. Pielęgnowała mur, który stworzyła między nimi po pobiciu Masona, ale teraz nie miało to znaczenia. Elijah zniszczył wszystkie cegły, docierając do niej. Traktowała Summersa okropnie, a mimo wszystko jej nie opuścił. Cały czas delikatnie trzymał dłoń brunetki, jakby w obawie, iż od uścisku mogłaby się rozpaść.

— Nie śpij na warcie. — Nie znalazła lepszego sposobu, dlatego napięła mięśnie i uderzyła swoim czołem o jego nos.

Elijah poderwał się natychmiastowo, nie do końca jeszcze ogarniając, co przed chwilą miało miejsce. Dotknął wolną ręką bolącej kończyny. Evelyn nie włożyła w atak dużo siły, więc nie powinien długo odczuwać skutków uderzenia. Chłopak spojrzał na dziewczynę z wyraźnym wyrzutem.

— Mogłaś sobie darować, wystarczyło mnie szturchnąć albo coś powiedzieć. — Uśmiechał się szeroko, choć upominał towarzyszkę.

— Najpierw coś powiedziałam, ale nie reagowałeś. Ręce mnie cholernie bolą, więc o szturchaniu zapomnij. — Westchnęła. — Co się stało, kiedy zemdlałam?

— Twoje ręce wyglądały strasznie. Nie wiedziałem, co robić, dlatego pobiegłem po dwóch kolegów. Studiują medycynę, ale nawet oni się przestraszyli — relacjonował. — Opatrzyli rany tym, co udało mi się przywieźć z apteki. — Podniósł delikatnie głowę Evelyn, by mogła zobaczyć białe bandaże oplatające bolące kończyny. — Zatrzymali krwawienie, oczyścili rozciętą skórę i posklejali ją stripami oraz niezliczoną ilością gazików. Na koniec owinęli wszystko bandażami. Cudów nie ma, ale jak zaczniesz narzekać to naprawdę zawiozę cię do szpitala.

— Dziękuję za wszystko tobie i chłopakom. — Uśmiechnęła się blado. — A co z moją głową?

— Wyrwałaś sobie sporo włosów, dlatego skóra jest podrażniona. Na twoim miejscu bardziej przejmowałbym się rękami.

Informacje, jakich udzielił nie były dla niej satysfakcjonujące. Kojarzyła przez mgłę, że ciągnęła mocno za włosy, jednak nie chciała wyrwać wszystkich kosmyków. Może kilka pojedynczych nitek, ale na pewno nie więcej. Stoczyła się na samo dno, a najgorszy był fakt, iż nie przejmowała się tak bardzo utratą owłosienia. Nie obchodziło Evelyn nic związanego z jej ciałem. Pierwszy szok już minął, a teraz zastąpiła go obojętność. Jedynie doskwierał brunetce okropny ból, przez który chciała wyć, płakać i rzucać się na łóżku. Niestety, nie miała wystarczająco dużo sił.

Pocieszeniem w całej tej sytuacji był fakt, iż znalazła rozwiązanie problemów ze snem. Koszmary nie przyszły do niej tym razem. Czyżby wewnętrzne demony dziewczyny zostały zaspokojone za sprawą jej krwi? Tego potrzebowały, żeby pozwolić Krueger na względny odpoczynek? Nie sądziła, by spokojny sen był wart takiego poświęcenia.

WidmoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz