Evelyn siedziała na łóżku z pamiętnikiem w rękach. Próbowała doszukać się kolejnych informacji. Poszukiwania nie przyniosły żadnego rezultatu, a dziewczyna zyskiwała pewność, iż zaginięcie Sheili miało związek z tamtym przerażającym domem. Jedyną nadzieję stanowiły zatem notatki właścicielki tajemniczej posiadłości. Wertowała stronę za stroną, szukając pożytecznych informacji, lecz natrafiała jedynie na mało istotne szczegóły przygotowywania pokoju dla dziecka. Dotarła wreszcie do ciekawego fragmentu.
„Coraz bardziej się stresuję. Poród już za zakrętem, a ja nadal nie wiem czy chcę tego dziecka. Na usunięcie go jest jednak za późno. Zbyt wiele czasu zmarnowałam na kłótnie oraz wyrzuty sumienia względem męża, przez co przegapiłam odpowiedni moment. Może jeszcze przekonam Adama, żeby oddać dzieciaka."
Podejście kobiety do własnej pociechy napawało brunetkę obrzydzeniem. Mimo wszystko przeczytany urywek dał Krueger pewność, iż niewinna istota nie została pozbawiona życia przed swymi narodzinami. Pozostawała natomiast inna kwestia — właścicielka mogła zabić dziecko, gdy już przyszło na świat. To znacznie ułatwiłoby Evelyn sprawę, gdyż znalazłaby podejrzanego. Nie wiedziałaby jednak, co z tym fantem zrobić.
Westchnęła przeciągle, po czym przekręciła kartkę. Niewyraźne pismo, pożółkłe kartki, ledwo widoczny atrament — sama zawartość pamiętnika była dla dziewczyny trudnym przeciwnikiem. Kiedy odnalazła możliwy do odczytania fragment, zamurowało ją.
„To najpiękniejszy dzień mojego życia. Trudno uwierzyć, ale kiedy lekarze podali mi niewielkie, różowiutkie istotki do rąk, przepadłam. Były takie niewinne, delikatne, bezbronne. W życiu nie widziałam niczego równie pięknego. Dzisiaj wracam do domu. Nie jestem pewna czy sobie poradzę, ale Adam obiecał, że we wszystkim mi pomoże."
Przeczytała tekst, ale nie była w stanie uwierzyć jego treści. Spróbowała jeszcze raz, lecz osiągnęła ten sam efekt. Przetarła oczy i ponowiła próbę. Odłożyła przedmiot obok, po czym zacisnęła powieki.
Nie potrafiła dać wiary słowom właścicielki pamiętnika. Przecież była taka zimna, obojętna na potrzeby innych, po prostu samolubna! Jakim cudem nagle zmieniła zdanie? Czyżby ktoś ją zmusił? Pismo wyglądało na podobne do poprzednich kartek, co oznaczało, iż napisała je ta sama osoba. Mąż próbował nakłonić żonę, by zaakceptowała dzieci? Pewnie wspomniała o tym w nieczytelnych fragmentach, ale Evelyn za nic nie potrafiła ich rozszyfrować.
— Trafiłam do punktu wyjścia — powiedziała do siebie.
Otworzyła oczy i rozpoczęła kolejne poszukiwania. Jej teoria została właśnie obalona, a to jedyne, co miała. Chciała wierzyć, że właścicielka nic nie zrobiła dzieciom, ale wtedy nie wiedziałaby, kto faktycznie straszył w tamtym domu. Kolejny fragment również zaskoczył brunetkę.
„Bliźniaki rosną, jak na drożdżach. Biegają po całym ogródku, a ich śmiech zmiękcza mi serce. Nie rozumiem, jak mogłam być taka głupia i chcieć się pozbyć szkrabów. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez nich. Adam pomaga cały czas, wstawał często wieczorami, gdy dzieciaki były mniejsze, a ja nie miałam sił się podnieść z łóżka. Długo nie uzupełniałam pamiętnika, dlatego teraz nadrabiam, skracając całą historię."
Dziewczyna nie wiedziała, co czuć — ulgę czy rozpacz. Każdy kolejny fragment obalał jej poprzednią teorię, ale nie chciała potwierdzenia kosztem czyjegoś życia. Nie miała innego punktu zaczepienia. Coraz bardziej sądziła, iż tamten dom miał związek z zaginięciem Sheili. Żadnych racjonalnych dowodów nie znaleziono, należało zatem podążyć za dziwactwami.
Tym razem odnalezienie jakiegokolwiek czytelnego urywka stanowiło ogromne wyzwanie. Całe bloki tekstu były kompletnie rozmazane. Brunetka dostrzegła także wielkie plamy, zapewne po rozlanym atramencie, które skutecznie zakryły kilka kolejnych kartek. Musiała jednak poznać dalsze losy właścicielki.
CZYTASZ
Widmo
HorrorStudia to nie tylko nauka, ale również głośne, zakrapiane alkoholem imprezy, przynależność do nowej społeczności oraz budowanie więzi. Trzy dziewczyny, chcące usilnie dostać się do najpopularniejszego bractwa na kampusie, muszą wykonać pewne zadanie...