Rozdział 11

30 2 0
                                        

Hailey

Pogoda miała utrzymać się cały tydzień, więc dziś postawiłam na białe kozaki za kolano, spódniczkę sięgającą prawie do kolana w kolorze jasnego błękitu, a do tego biały oversize golf. Popatrzyłam na siebie w lusterku i zadowolona z efektu ruszyłam do drzwi.

Zgodnie z umówionym czasem, kierowca czekał na mnie o godzinie 8 przed budynkiem. Wiedziałam, że dziś może być trudno z kawą, a to mój niezastąpiony napój, więc szybko sięgnęłam po termos, nalewając kawę i pośpiesznie wybiegłam z budynku.

- Dzień dobry, Pani Evans. - Ukłonił się starszy mężczyzna

- Dzień dobry, jestem Hailey. - Odpowiedziałam i wyciągnęłam rękę do starszego mężczyzny, który na moją reakcję uśmiechnął się szeroko.

- Sharon, miło mi. - Uścisnął delikatnie moją dłoń, a drugą sprawnie otworzył drzwi do wysokiego, czarnego auta z przyciemnioną boczną szybą. - Zapraszam do środka.

- Dziękuje! - Odpowiedziałam śmiało, bez wahania weszłam do środka. - C-co ty.. - Popatrzył się na mnie spod byka mężczyzna siedzący obok.- Dzień dobry. - Poprawiłam się szybko i w pośpiechu zapięłam pas. - Nie wiedziałam, że będziemy jechać tam razem, przepraszam.

Damien wyraźnie nie miał zamiaru nawet się przywitać, skupiony całkowicie na przeglądaniu telefonu i kompletnie ignorujący moją obecność.

Choć zwykle bywałam cichą osobą, w jego towarzystwie nie mogłam usiedzieć cicho. Słowa same cisnęły mi się na usta. - Gdzie właściwie jedziemy? To daleka droga? - Zapytałam.

- Przekonasz się. - Mruknął, jakby wypowiadane słowa były dla niego dodatkowym wysiłkiem.

- Rozumiem, że nie jesteś rannym ptaszkiem. - Popatrzył się na mnie chłodno, sugerując, abym lepiej zachowała milczenie. - Czy będzie tam dużo ludzi? I co dokładnie będziemy tam robić? - Pytałam dalej.

- Mam ci podać całą listę pracowników z ich zadaniami? - Odparł ironicznie.

- Dzięk.. Dobrze, zrozumiałam sarkazm. - Odwróciłam głowę w przeciwną stronę i z miną obrażonego dziecka skrzyżowałam ręce na piersiach.

- Mądra dziewczynka. - Szepnął.

- Nie musisz być takim gburem z samego rana.

- Przypominam, że rozmawiasz ze swoim szefem. - Zauważył.

- Przypominam, że wcale nie chciałam z tobą pracować. Zostałam zmuszona. - Ripostowałam.

- Czy ktoś przyłożył ci broń do skroni i nie pozwolił zerwać umowy? - Na jego słowa, moje ciało ogarnął wstrząs. Przypomniały mi się pierwsze dni naszej znajomości i biedna Soph. Przez kilka chwil milczałam, ale w końcu niepewnie wyszeptałam.

- Nie mam takich pieniędzy, jakich żądasz za zerwanie umowy.- Zauważyłam, że drgnął mu kącik ust, co dodawało mi trochę pewności siebie, więc się wyluzowałam. - A będziemy tam cały dzień?

- Błagam cię dziewczyno! Pięć minut, proszę cię tylko o jebane pięć minut bez twoich pytań. Czy możesz? - Jego wybuch tak mnie rozbawił, że niekontrolowanie parsknęłam śmiechem prosto w jego twarz.

- Przepraszam! - Szybko jednak się poprawiłam i postanowiłam nie wciągać go w rozmowę do końca podróży. W zamian postanowiłam popisać z kimś na telefonie. Padło na mojego nowego przyjaciela z pracy Matta.

Ja: Będziesz dziś na nagraniach?
Matthew: Tak, ale dopiero przed południem.
Ja: Szkoda, ja jestem już w drodzę ze sztywniakiem.
Matthew: Damien?
Ja: Yep
Matthew: Powodzenia! 

Pomimo krótkiego okresu naszej znajomości, zaczęłam dostrzegać w nim cechy, które mnie przyciągały. Był towarzyski, otwarty i potrafił rozładować atmosferę swoim humorem. Nawet gdy nie robił niczego szczególnego, jego obecność sprawiała, że czułam się lepiej.

PrzypadekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz