Lot z Missouri do Californii minął okropnie. Przez cały lot były turbulencje, a za małymi okienkami można było dostrzec szalejącą burzę. Gdy postawiłam stopę w swoim starym pokoju uderzyłam mnie fala wspomnień. Zarówno tych złych jak i dobrych. Odłożyłam torbę na fotel stojący obok szafy i położyłam się na wielkim łóżku. Ściany pokoju były koloru burgundowego, suit czarny, a na podłodze była czarna wykładzina. Kochałam połączenie tych ciemnych kolorów. Tak naprawdę w pokoju zostało tylko łóżko, fotel i szafa, resztę zabrałam do Pensylwanii. Wstałam i podeszłam do okna by je otworzyć, gdy to zrobiłam do moich nozdrzy dotarł zapach mokrej ziemi. Wciągnęłam powietrze nosem rozkoszując się tym zapachem. Mój organizm bardzo pragnął snu, jednak była za wczesna godzina by pójść spać. Powędrowałam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic. Odświeżona i przebrana w inne ubrania postanowiłam pójść na spacer.
Założyłam długi, czarny płaszcz, na stopy założyłam masywne buty na platformie; spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Ubrałam się w jasne niebieskie jeansy oraz duży sweter w odcieniu zieleni. Wyszłam z domu z myślą, że chętnie przywitam się z moimi dawnymi nauczycielami i znajomymi.
Zatrzymałam się przed wejściem do budynku i wzięłam głęboki wdech. Weszłam do placówki i na moje nie szczęście była przerwa. Szłam przez korytarz z uniesioną głową, a do moich uszu docierały szepty uczniów. Skierowałam się do pomieszczenia, gdzie wszyscy nauczyciele podczas przerw spędzali czas i zapukałam do drzwi, gdy usłyszałam ciche "Proszę" nacisnęłam klamkę i drzwi ustąpiły. Weszłam do środka pewnie, a spojrzenia wszystkich w środku skupiły się na mnie.
- Vivian Rossea! - zawołała pani Adams. Krągła niska kobieta wstała z krzesła, jej złote loki zafalowały gdy podchodziła do mnie. Przytuliła mnie. Pani od angielskiego była moją ulubioną nauczycielką.
- Pani Audrey. - powiedziałam również ją przytulając.
Audrey odsunęła się ode mnie i zachęciła mnie bym usiadła razem z nimi przy stole.
- Vivian, co sprawiło, że nas odwiedziłaś? - zapytał Pan Voss. Nauczyciel wychowania fizycznego, nie lubił mnie; i vice versa.
- Jutro są urodziny Michaela. Przyleciałam z Harper i Mateo posprzątać trochę jego grób i zapalić znicze. - odpowiedziałam Voss'owi.
Willard zaśmiał się, a ja nie rozumiałam co w mojej wypowiedzi było śmieszne.
- Michael sam prosił się o śmierć. Wiadome, że on wygrywał wszystkie sprawy, więc do przewidzenia było to, że po przegranej Ashton'a Roy'a, gdy Ashton pójdzie siedzieć naśle z pierdla na twojego ojca sowich ludzi, którzy go zabiją. - powiedział Willard, a ja nie dowierzałam, że to zdanie opuściło jego usta.
Ashton Roy był człowiekiem wiele razy skazywanym na karę pozbawienia wolności. Jednak po ostatnim swoim wybryku dostał dożywocie. Dopuścił się gwałtu ze szczególnym okrucieństwem, jego ofiara miała to szczęście, że mój ojciec ją reprezentował; bo wygrali. Willard sugerował, że Roy nasłał na mojego ojca swoich ludzi.
Patrzyłam na Willarda Voss'a, a łzy samoistnie popłynęły po moich policzkach. Wstałam od stołu i tracąc resztki samokontroli wpatrywałam się w niego.
- Willardzie Vossie - usłyszałam głos dyrektorki; nawet nie wiedziałam, że tu była. - Reprezentujesz sobą brak szacunku względem zmarłego i jego córki, która pogrążona jest w żałobie.
- Panie Willardzie. - zaczęłam - Rozumiem, że pan mnie nie lubi, i vice versa, jednak to nie zmienia faktu, że możesz wypowiadać się tak o moim zmarłym ojcu. - wpatrywałam się w niego z chęcią mordu w oczach. - Michale był osobą jakich na tym świecie mało. Pokusiłabym się by powiedzieć, że takich jak on to ze świecą szukać. Został zamordowany w okrutny sposób, nie zasłużył sobie na taki los. Jestem pewna, że nienawidzisz go przez to, że wygrał sprawę z twoim synem. Twój syn jest chujowym prawnikiem. - nie obchodził mnie język czy choćby używanie form grzecznościowych, zaczęłam do niego mówić na ty - Nie ważne czy go nienawidziłeś, czy go lubiłeś zmarłym należy się szacunek.
Wszyscy wpatrywali się we mnie z rozchylonymi ustami, a ja kontynuowałam swój monolog.
- Ja nie wypowiadam się w taki sposób o twojej rodzinie ani o tej żywej, ani o tej martwej. Jak byś się czuł gdybym powiedziała, że twoja żona sama prosiła się o śmierć pracując jako lekarz? Ona tak samo jak mój ojciec pomagałą ludziom, a to, że zaraziła się śmiertelną chorobą od jednego pacjenta to czysty przypadek. Zawsze byłam wobec ciebie życzliwa jednak moja życzliwość ma jakieś granice. Właśnie się skończyły. Życzę ci by ciebie spotkało to samo co mojego ojca. A jak nikt tego nie zrobi sama podejmę to zadanie. - Zakończyłam monolog patrząc na niego, a w jego oczach dostrzegłam rozbawienie.
- Twoja groźba jest karalna, a za czyn którym mi zagroziłaś możesz dostać dożywocie.
- Zdaję sobie sprawę, że podczas mojej wypowiedzi złamałam dużo praw, choćby groźba śmierci, czy zniewaga drugiej osoby. Jednak to ty Willardzie łamałeś te prawa dużo wcześniej.
- Nie przeszliśmy na "ty", a zwracasz się do mnie jak do kolegi.
- Nie jesteś moim kolegą Vossie, bo ja mam gust. I w dupie mam to jak się do ciebie zwracam.
Dyszałam ze złości i byłam pewna, że moja twarz jest całą czerwona. Czułam nawet jak palą mnie policzki. Okrążyłam stół i podeszłam do Willarda. Wykorzystałam to, że fotele były obrotowe i odwróciłam Vossa w swoją stronę; oparłam ręce na podłokietnikach fotela i nachyliłam się nad Vossem i powiedziałam tak by każdy w tym pomieszczemiu słyszał mnie wyraźnie.
- Tym razem jest to ostrzeżenie, jednak jeśli dalej będziesz tak wyrażał się o moim zmarłym ojcu - zrobiłam krótką pauzę robiąc nacisk na przed ostatnie słowo - ostrzeżenie stanie się groźbą, a jeśli wciąż nie przestaniesz groźba stanie się czynem.
- Trafisz do więzienia za tę groźbę. Obiecuję. Sam cię zgłoszę. - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Więzienie nie jest mi straszę. Nie po piekle które zafundował mi człowiek którego kochałam. Jednak wiem, że ty boisz się więzienia. Jeszcze jedno twoje słowo znieważające mojego ojca a oskarżę cię o molestowanie nieletnich i małoletnich oraz o nagrywanie ich gdy przebierały się na lekcję wychowania fizycznego.
Wyprostowałam się i skierowałam się do wyjścia. Powiedziałam jeszcze szybkie "Do widzenia" nauczycielom i dyrektorce, którzy oglądali całe przedstawienie. Wyszłam z pokoju nauczycieli i wycierając łzy rękawem płaszcza postanowiłam odszukać moich znajomych.
CZYTASZ
Devil Hate. Devil #1 [18+]
RomancePo okrutnym morderstwie ojca 17-letniej Vivian Rossei, Vive wraz ze swoim 18-letnim bratem - Mateo i matką Harper przeprowadza się z Californii do Pensylwanii. Dziewczyna odnajduje się w nowej szkole, tak samo jak Mateo. Chłopak przyprowadza do domu...