TW: sexual harassment
~*~
Grace długo nie mogła zasnąć, mimo że miniony tydzień był dość wyczerpujący. Naprzemienne chrapanie zarówno Liz jak i Kelly tylko to potwierdzało. Lauren nie chrapała, ale za to mamrotała coś przez sen. Grace westchnęła, przewracając się na plecy i przez chwilę wpatrywała się w sufit.
Na czwartym roku u Derwisza i Bangesa dorwały magiczną farbę, która po zachodzie słońca imitowała nocne niebo. Rozgwieżdżony sufit okazał się bardzo pomocny przy zdawaniu astronomii w poprzednich latach. Grace przesuwała spojrzenie od jednego gwiazdozbioru do kolejnego. Sięgnęła po zegarek leżący na szafce nocnej, by zobaczyć, która godzina, ale jej dłoń natrafiła na pustkę. Spanikowana, gwałtownie usiadła i zaczęła przeszukiwać szafkę oraz jej szuflady, lecz po zegarku nie było nawet śladu.
W głowie odtworzyła swoje kroki z całego dnia. Pamiętała, jak po obiedzie z pewnością sprawdzała godzinę, by nie spóźniły się na ostatni szlaban. Tamtego dnia była w parze z Liz i znów przydzielono jej łazienkę Jęczącej Marty. Miały do napisania krótki esej dotyczący najlepszego ich zdaniem zaklęcia obronnego wraz z wyjaśnieniem, dlaczego je wybrały. Miało im to pomóc lepiej zrozumieć zaklęcie, które niejednokrotnie mogłoby uratować im życie w przyszłości. By nie marnować czasu, Grace oraz Liz usiadły w rogu łazienki i zaczęły pisać.
Do Marty wyjątkowo dołączył Irytek, który się z niej naśmiewał, a gdy się znudził, przeszkadzał również Gryfonkom. Całe ich wypracowanie było w kleksach, a ostatecznie wylał atrament na Grace.
— Wynoś się! — krzyknęła do niego Liz, na co poltergeist tylko się zaśmiał. — Przeginasz, gówniarzu. Idę po Krwawego Barona!
Irytek rzucił jej niemiłe spojrzenie, a następnie opuścił łazienkę, uprzednio psując kran, tak że woda prawie wszystko zalała. Grace przypomniała sobie, że ściągnęła na moment zegarek, żeby zmyć atrament z ręki, a potem pomogła ogarnąć bałagan. Najwyraźniej zegarek wciąż leżał na umywalce w łazience Jęczącej Marty.
Teraz Grace zeszła z łóżka i po cichu podeszła do śpiącej Elizabeth.
— Ej, Lizzie? — wyszeptała. Delikatnie szturchnęła ją różdżką. — Liz!
Dziewczyna gwałtownie wciągnęła powietrze i spod przymrużonych powiek, spojrzała na Grace.
— O co chodzi? — wymamrotała, zaspanym głosem.
— Mogę pożyczyć mapę?
— Mhm. Nie musisz pytać.
Liz przymknęła oczy, a Grace sięgnęła do szuflady jej szafki nocnej, gdzie na samej górze znajdował się złożony pergamin.
— Iść z tobą? — spytała Liz, wciąż z zamkniętymi oczami.
— Śpij. Rano masz trening.
— Dokąd idziesz?
— Do łazienki Jęczącej Marty.
— Jeśli nie wrócisz w ciągu godziny, ruszam na poszukiwanie.
— Śpij.
Grace nawet nie potrzebowała Mapy Huncwotów. Cały zamek spał jak zaklęty i nawet nie dostrzegła żadnej myszy przebiegającej po korytarzu. Obawiała się, że może spotkać ponownie Irytka, który z pewnością narobiłby hałasu, ale mapa pokazała, że znajdował się w sali od eliksirów i pewnie majstrował coś przy składnikach. Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
Przemierzała milczące korytarze. Oświetlała sobie drogę zaklęciem Lumos i rozmyślała nad tym, co powinna jeszcze napisać w liście do ojca. Oczywiście, pomijając wszystkie bójki, wymknięcie się z zamku oraz szlaban, chociaż o tym ostatnim pewnie już wiedział. Nauczyciele zawsze informowali listownie, o złym zachowaniu podopiecznych. Przez ostatnie siedem lat jej tata oraz rodzice Liz, Kelly i Lauren otrzymali spory plik listów dotyczących zachowania córek. Pierwszy list na początku września nie był niczym niezwykłym. Grace doszła do wniosków, że jej tata musiał spodziewać się takiego listu.
Nagle dostrzegła na mapie imię Sophii Everett, która najwyraźniej patrolowała drugie piętro. Grace była jej bardzo wdzięczna za to, że Prefekt Naczelna pozwoliła im upiec tort na urodziny Kelly w środku nocy. Szczególnie że wtedy Sophia przekonała również Regulusa Blacka. Już dawno chciała jej się za to odwdzięczyć, ale przez szlaban nie miała ku temu okazji.
Grace cicho otworzyła drzwi łazienki na pierwszym piętrze, ale Jęcząca Marta gdzieś zniknęła. Dziewczyna złożyła mapę i schowała do kieszeni, a następnie zaczęła się rozglądać za swoim zegarkiem. Czekał na nią dokładnie tam, gdzie go zostawiła, a gdy poczuła znajomy ciężar na nadgarstku, omal się nie rozpłakała. Miał dla niej niezwykłe znaczenie i nawet nie chciała sobie wyobrażać, co by zrobiła, gdyby tam nie leżał.
Znaleziona zguba na tyle ją rozproszyła, że wyszła z łazienki, bez uprzedniego sprawdzenia mapy. Zorientowała się o swoim błędzie, gdy tuż przy schodach napotkała jednego z przyjaciół Parkesa. Chciała prędko zawrócić, by uniknąć spotkania, ale ten już ją zauważył. Coś w spojrzeniu chłopaka się zmieniło. Uśmiechnął się do niej, lecz Grace wcale nie było do śmiechu. Próbowała go ominąć, ale wtedy złapał ją za rękę.
— Chcesz tak po prostu przejść bez słowa?
— Zostaw mnie — odpowiedziała, chcąc wyrwać ramię z uścisku. Skutek był odwrotny do zamierzonego, bo chłopak zacisnął dłoń jeszcze mocniej.— To boli!
Serce biło jej szybciej. Uniosła wyżej rękę z różdżką, a gdy chłopak to dostrzegł, błyskawicznie ją wyrwał, odrzucając na bok. Zacisnął dłonie na jej nadgarstkach, a następnie przyszpilił do ściany.
— Szlamy takie jak ty, zbyt pewnie się czują w ostatnim czasie.
Grace sparaliżował strach. Chłopak przesunął jej ręce nad głowę, by mógł je złapać jedną dłonią, a drugą niby delikatnym gestem poprawił kosmyk jej włosów. Przejechał kciukiem po jej policzku, na co gwałtownie odwróciła głowę. Jednak na tym się nie skończyło. Przesuwał dłoń dalej. Po jej szyi, obojczyku, po talii oraz biodrze... Wodził palcami po jej ciele, a Grace nie mogła się poruszyć. Przysunął się do niej bliżej, a jego oddech poruszył kosmyki przy uchu, gdy wyszeptał:
— Jesteś niczym. I właśnie dlatego nikt ci nie uwierzy.
Gdy tylko się cofnął, Grace osunęła się na podłogę. Załzawionymi oczami spoglądała na chłopaka, który szedł lekkim krokiem przez korytarz. Dla niego faktycznie była niczym. Dłonie jej drżały, gdy wycierała łzy z policzków.
Znalazła ją Sophia. Najpierw dostrzegła porzuconą różdżkę, a po chwili zauważyła skuloną i zapłakaną Grace. Powoli podeszła bliżej, uważając, by jej nie spłoszyć.
— Grace? Co się stało?
— To nic takiego — odparła, pociągając nosem. Dokładnie wytarła policzki i zmusiła się do uśmiechu. — Myślałam, że zgubiłam zegarek, ale już go znalazłam. To pamiątka po mojej mamie i... i ja...
Głos jej się załamał i ponownie się rozpłakała. Nie mogła powiedzieć Sophii prawdy. W końcu Grace była niczym. Puchonka nie naciskała i odprowadziła Grace do Wieży Gryffindoru. Cały czas była u jej boku, a na sam koniec przytuliła, zapewniając, że jeśli będzie chciała porozmawiać, to Sophia zawsze ją wysłucha. Sophia patrzyła smutno na Grace, która zniknęła za obrazem Grubej Damy. W pokoju wspólnym już na nią czekała Liz, która zmrużyła podejrzliwie oczy, gdy zobaczyła spuchniętą od płaczu twarz oraz zaczerwienie na ramieniu Grace.
— Który ci to zrobił? — spytała niebezpiecznie cicho. — Podaj nazwisko, Gracie. Przysięgam, że mu nogi z dupy powyrywam...
Grace nie odpowiedziała. Usiadła na kanapie obok Liz, pozwalając, by ta otuliła ją kocem i przytuliła. Tym samym pozwoliła, by Liz poznała jej wspomnienie, bo nie byłaby w stanie sama opowiedzieć, o tym co spotkało ją zaledwie kilka minut wcześniej.
~*~
trochę poważniejszy temat, ale myślę, że nawet w głupim fanfiku warto wspomnieć, że nikt nie ma prawa Was tknąć bez Waszej zgody i warto to zgłosić. nawet jeśli to jest ktoś, kogo długo znacie.
![](https://img.wattpad.com/cover/215954536-288-k403623.jpg)
CZYTASZ
Dzieci Gryffindoru
Fanfiction❝Wiemy, czym jesteśmy, ale nie wiemy, czym się możemy stać.❞ Hamlet ❤️ Elizabeth Redstone potrafi wniknąć w umysł innych, tak by nikt nie zauważył jej obecności. To niezwykły dar, który z pewnością pomoże jej w roli szpiega dla Zakonu Feniksa. Jedna...