Lauren obudziła się jako pierwsza. Nie było to nic nadzwyczajnego. Zawsze budziła się jako pierwsza. Przed śniadaniem chodziła do biblioteki, żeby nieco się pouczyć, lecz tamtego dnia zamiast do biblioteki ruszyła do Skrzydła Szpitalnego. Przemykała niezauważalnie przez tajne przejścia, by na pewno nikt jej nie zauważył. Czuła się, jakby ktoś cały czas ją obserwował, mimo że nie robiła nic nielegalnego. Jak najciszej otworzyła, a następnie zamknęła za sobą drzwi.
Tylko jedno łóżko było zajęte. Od razu podeszła do chłopaka, który z widocznym wysiłkiem próbował nalać sobie wody do szklanki. Pomogła mu, a ten spojrzał na nią zaskoczony jej obecnością.
— Jak się czujesz?
Zobaczyła tworzące się siniaki na jego rękach oraz niewątpliwie złamany nos, który był zakryty plastrami.
— Bywało lepiej — wymamrotał, przyjmując od niej szklankę wody. — Twoja szurnięta przyjaciółka nieźle mnie urządziła.
Lauren w milczeniu poprawiła mu poduszkę, a następnie przysunęła sobie krzesło. Usiadła, zakładając nogę na nogę. Chwilę mu się przypatrywała, a ż w końcu spytała:
— Po co to zrobiłeś?
Odłożył szklankę na stolik nocny, poprawiając się na łóżku. Przez jego twarz przeszedł grymas bólu, co mimowolnie zmartwiło Lauren.
— To nie był mój pomysł — wyjaśnił łagodnym tonem. — Wiesz, jacy oni są. Nie chcę, by uznali mnie za zdrajcę krwi. Mówiłaś, że to rozumiesz.
Lauren spuściła głowę. Richard ostrożnie złapał ją za rękę i delikatnie ścisnął. Chwilę się wahała, ale ostatecznie zadała kolejne pytanie:
— Byłeś zły, że Liz z tobą zerwała?
Od razu pokręcił głową.
— Dlaczego miałbym być zły? Przecież obiecałem ci, że z nią zerwę. Ona mnie nie interesuje. Liczysz się tylko ty.
Mimowolnie uśmiechnęła się na te słowa.
— Cieszę się, że tu przyszłaś — zaczął po chwili — ale niedługo moi rodzice się zjawią. Nie chcę, byście poznali się w takich okolicznościach.
— Przykro mi, że Kelly tak na ciebie naskoczyła. Porozmawiam z nią i...
— Wiem, że to twoja przyjaciółka, ale nie sądzisz, że jest zbyt agresywna? Że źle na ciebie wpływa?
W pokoju pielęgniarek coś spadło z hukiem. Lauren od razu zabrała rękę, w tym samym czasie patrząc przez ramię. Nikt nie widział, jak się wkradała, ale niedługo pielęgniarki zauważą jej obecność.
— Przyjść wieczorem?
— Do tego czasu już mnie wypuszczą. Ale jutro jest sobota i pomyślałem, że moglibyśmy się spotkać.
Spojrzała na niego przepraszająco.
— Kelly ma jutro urodziny...
— Znów ta Kelly — powiedział, przewracając oczami.
— Postaram się.
Pocałowała go w policzek, a następnie zabrała swoją torbę i pospiesznie wyszła ze Skrzydła Szpitalnego. Ruszyła do Wielkiej Sali, gdzie siedziała zupełnie sama przez prawie godzinę. Wyciągnęła księgę do transmutacji, ale dłuższy czas nie mogła się skupić na tekście. Wpatrywała się w rozdział poświęcony animagom, ale myślami wciąż była przy rozmowie z Richardem. Musiała mu przyznać rację, że Kelly nie należała do spokojnych osób, ale nie nazwałaby jej agresywną. Po prostu szybko traciła cierpliwość i robiła, co uważała za słuszne, nie zważając na konsekwencje. Była niezwykle lojalna, jak przystało na Gryfonów, a dla przyjaciół i drużyny mogła wiele poświęcić.
Lauren nigdy nie doszukiwała się wad w przyjaciółkach, ale tamtego poranka mimowolnie zaczęła je dostrzegać. Wybuchowość Kelly, która zawsze prowadziła do katastrofy. Determinacja Liz, która nigdy nie potrafiła odpuścić. Naiwność Grace, którą ludzie zawsze wykorzystywali na swoją korzyść.
— Panno Watling?
Dziewczyna drgnęła, nagle wyrwana z myśli. Nawet nie zauważyła, kiedy zbliżyła się do niej McGonagall. Wielka Sala była prawie pełna, a na stołach pojawiło się jedzenie, czego również nie zauważyła.
— Animagia to trudna sztuka — ostrzegła ją, wskazując na otwartą księgę. — Proszę uważać, a jeśli ma pani jakieś pytania... — Tu zniżyła głos, by nikt inny nie usłyszał. — Wie pani, gdzie mnie znaleźć.
Odeszła nic więcej nie dodając.
Lauren spojrzała ze smutkiem na rysunek w książce. Od początku wakacji próbowała zostać animagiem, ale wciąż jej to nie wychodziło. Wiedziała, że niektórym czarodziejom zajmuje to wiele lat. Słyszała plotki, że ktoś w Hogwarcie nauczył się tego na własną rękę i sama również chciała spróbować. Cały miesiąc trzymała w ustach liść mandragory (co skutecznie przeszkadzało jej w wielu codziennych czynnościach, jak choćby jedzenie czy mycie zębów, bo nawet na moment nie mogła wyjąć liścia z ust, ani go przypadkiem połknąć). Był składnikiem niezbędnym do uwarzenia eliksiru, który powinien otrzymać głęboki purpurowy odcień, a ten jej przybrał intensywny oranż. Musiała wszystko rozpocząć od początku. Naprawdę jej na tym zależało, ale nie była pewna czy wytrzyma kolejny miesiąc.
Śniadanie zbliżało się ku końcowi, a żadna ze współlokatorek Lauren się jeszcze nie pojawiła. Dziewczyna właśnie chowała książkę do transmutacji, kiedy drzwi do Wielkiej Sali gwałtownie się otworzyły, a do środka wbiegły trzy Gryfonki, tym samym robiąc wokół siebie niemałe zamieszanie. Miały lekko zaczerwienione policzki oraz źle zawiązane krawaty, co z pewnością było spowodowane pospiechem. Przysiadły się do Lauren, od razu rzucając się na bułeczki.
— Edgar zeżarł budzik — poskarżyła się Grace.
— Głupi kocur — dodała Liz. — Dlatego dostałyśmy go prawie za darmo.
Po pierwszym roku wspólnie wpadły na pomysł, by zaadoptować kota. Gdy go wybierały, wyglądał niewinnie, a niska cena była dość kusząca. Dopiero później okazało się, że to zło wcielone. Mimo to nigdy w życiu, by go nie oddały.
Lauren zaśmiała się, kręcąc głową. To nie pierwszy raz, kiedy kot postanowił zniszczyć budzik.
— Nikt nam nigdy nie wierzy, że spóźniamy się przez Edgara. Lizzie, nalejesz mi?
Kelly przytrzymała swój kubek, podczas gdy Liz przechyliła dzbanek z sokiem. Nie pytając, nalała również Grace, która podziękowała jej skinieniem głowy, bo usta miała pełne jedzenia.
Ślizgoni z siódmego roku zaczęli się podnosić ze swoich miejsc, na co Kelly rzuciła im ponure spojrzenie. Zaraz się jednak rozchmurzyła, mówiąc:
— Śniło mi się dzisiaj zaklęcie. I słuchajcie, bo to jest genialne. Dwa słowa i całą noc nie wyjdą z kibla.
Liz zaśmiała się.
— Co ty masz za sny?
Grace również się uśmiechnęła.
— To brzmi jak gorsze tortury niż Crucio.
— Ale jest legalne. Nie wiem, czy działa, ale myślę, że znajdzie się kilka zielonych królików doświadczalnych...
— Nie rób tego — poprosiła Lauren, na co Kelly spojrzała na nią zdezorientowana. — Niedługo będzie mecz przeciw Ślizgonom i tak wyładujesz emocje. Nasze domy rywalizują, ale to chyba trochę za dużo. Tak samo jak to, co wczoraj zrobiłaś.
Nie czekając na odpowiedź, zabrała swoje rzeczy i ruszyła do wyjścia. Kelly odprowadziła ją spojrzeniem, a następnie wzruszyła ramionami, skupiając się na swoim śniadaniu.
— I tak to zrobię.
— Coś jest chyba nie tak — zauważyła Liz, marszcząc brwi. Potrafiła odczytywać myśli ludzi, ale paradoksalnie nie miała pojęcia, co chodziło po głowie Lauren.

CZYTASZ
Dzieci Gryffindoru
Fanfic❝Wiemy, czym jesteśmy, ale nie wiemy, czym się możemy stać.❞ Hamlet ❤️ Elizabeth Redstone potrafi wniknąć w umysł innych, tak by nikt nie zauważył jej obecności. To niezwykły dar, który z pewnością pomoże jej w roli szpiega dla Zakonu Feniksa. Jedna...