Rozdział 6: Kelly

21 6 2
                                    

Kelly spadła ze stolika prosto na jakiegoś Krukona. Prędko przeprosiła, a następnie ruszyła w stronę niewielkiego zamieszania. Przepchnęła się na sam przód, a wtedy zobaczyła swoją przyjaciółkę u boku Blacka oraz jakąś dziewczynę, która na nich krzyczała. Liz stała z założonymi rękami, widocznie zirytowana. Na moment tylko podniosła wzrok, a gdy Kelly spojrzała w tamtym kierunku, zobaczyła jak Parkes zmierza do wyjścia.

Kelly podeszła bliżej, by nieco uspokoić zamieszanie, ale Jasmine również na nią naskoczyła. Wyzwiska leciały prędzej niż jakiekolwiek zaklęcia i doszłoby do rękoczynów, gdyby Liz nie przytrzymała Kelly oraz gdyby nie Regulus poprosił Jasmine o rozmowę na stronie. Kelly odprowadziła ich morderczym spojrzeniem. Po chwili dołączyła do nich również Grace.

— Co mnie ominęło? — spytała, podchodząc do nich, ale przy tym prawie się przewróciła. Kelly przytrzymała ją w ostatniej chwili.

— Słońce, tobie już chyba wystarczy — powiedziała Liz, ubierając rękawiczki. — Odprowadzę ją...

— Nie, ja też już mam dość. Gdzie Lauren?

Rozejrzała się, ale Lauren nie było nigdzie w pobliżu.

— Mówiła, że idzie do łazienki. — Liz złapała Grace za rękę, a następnie powiedziała jak najdelikatniej: — Jak będzie ci niedobrze, to od razu mów, jasne?

— W Hogwarcie jest pełno łazienek!

— No przepraszam, ale nie wiem, która jest jej ulubioną! Pewnie siedzi już w piżamie i coś czyta. Wiesz, że nie przepada za imprezami, a to pewnie była tylko wymówka.

Ruszyły do wyjścia, co zajęło wieki, bo prawie każdy żegnał się z Kelly. Ruszyły w trójkę przez korytarz, a Grace często wyrywała się im na przód i zaczynała śpiewać losowe piosenki. Raz wbiegła na kolejne piętro po schodach, tylko po to, by położyć się na ich szczycie, mamrocząc coś do siebie.

— Przepraszam, że zepsułam ci imprezę — powiedziała skruszona Liz. — Nie spodziewałam się, że Jasmine tak zareaguje.

Kelly westchnęła.

— To był najciekawszy moment. Wcale nie jestem na ciebie zła, bo chociaż wszyscy będą o tym gadać, co najmniej przez miesiąc. — Uśmiechnęła się, by pokazać, że wcale nie chowa urazy. — Skoro się z nim przelizałaś, to pewnie twoja wielka misja zakończona?

— Na Merlina, jak to brzmi? Nie jestem dementorem, który wysysa wspomnienia.

— Byłabyś pięknym dementorem! — krzyknęła Grace, siadając.

Dziewczyny pomogły jej wstać, a następnie ruszyły dalej do Wieży Gryffindoru.

— Tak właściwie to nie poznałam jego myśli. Pierwszy raz trafiłam na jakąś blokadę, która mi to uniemożliwia — wyznała Liz, ściszając głos, gdy zbliżały się do szczytu schodów.

— Tracisz moc?

Pokręciła głową.

— Gdy Jasmine mnie odciągnęła, słyszałam jej myśli głośno i wyraźnie.

Kelly zmarszczyła brwi, to nie miało sensu.

Zbliżyły się do Grace, która spokojnie na nie czekała, szczerząc się od ucha do ucha.

— Cześć.

— Wstawaj, słońce, bo się przeziębisz.

Grace powoli przeniosła spojrzenie z Liz na Kelly. Zamrugała kilka razy swoimi wielkimi oczami, pytając:

— Zaniesiesz mnie?

Liz się zaśmiała, a Kelly przewróciła oczami.

— Gorzej niż z dzieckiem...

Ale schyliła się, by Grace weszła jej na barana, a gdy ruszyły dalej, zaczęła śpiewać jedną z piosenek Abby.

— Jesteś jak „Dancing Queen", ale nie jesteś już seventeen — stwierdziła na sam koniec.

Zaczęła śpiewać kolejną piosenkę, ale tej nie dokończyła, bo nagle przypomniała sobie o czymś innym.

— Co z twoim narzeczonym?

— Nie widziałam go. Skubany dobrze się chowa.

— Ja bym cię nie unikała, gdybyś miała być moją żoną.

— Znajdziemy jakiegoś Nicholasa na mapie i będziemy go śledzić — zaproponowała Liz.

— Ty się lepiej zajmij Regulusem, Lizzie.

— Dlaczego Liz ma się zająć Regulusem? — spytała zdezorientowana Grace.

— No, pochwal się, jak dwa dni po zerwaniu z jednym Ślizgonem, przelizałaś się z następnym na oczach jego byłej.

Grace była tak w szoku, że prawie spadła do tyłu. Patrzyła na Liz z otwartymi ustami, nie będąc w stanie nic więcej wykrztusić. Chwilę jej to zajęło, ale potem zaczęła zasypywać ją pytaniami.

Gdy się zbliżały do wejścia do pokoju wspólnego, nawet Gruba Dama ociągała się ze wpuszczeniem ich do środka byle jak najwięcej usłyszeć. Kelly domyśliła się, że pewnie później opowie o wszystkim swojej przyjaciółce, Violet i w ten sposób nie tylko uczniowie będą plotkować, ale również obrazy. Brakowało jeszcze, tylko by podsłuchał je jakiś duch i byłby komplet.

Liz miała rację i Lauren faktycznie już dawno spała. Próbowały zachowywać się jak najciszej, ale Grace po alkoholu się nie zamykała. Uczepiła się Kelly i powiedziała, że nie zejdzie, dopóki Liz nie zrobi im zdjęcia na pamiątkę. Obiecała, że na zakończenie szkoły stworzy kopię albumu dla każdej z nich, by chwile z Hogwartu pozostały z nimi na zawsze.

Kelly i Liz zaczęły się szykować do snu, lecz gdy Grace dziwnie zamilkła, oby dwie od razu znalazły się przy jej łóżku. Nawet Lauren się obudziła i podeszła bliżej, a Grace nagle wybuchła płaczem. Ściskała w rękach oprawione zdjęcie z pierwszego roku, na którym wszystkie cztery uśmiechały się do aparatu. Kelly przytuliła ją, a Grace ukryła twarz w jej ramieniu.

— Nie chcę, by to był nasz ostatni rok — wymamrotała nieco niewyraźnie. — Jak ja sobie bez was poradzę?

Liz przykucnęła przy łóżku, łapiąc Grace za ręce i zaczęła rysować kciukami kółka. Wciąż miała rękawiczki, by myśli Grace należały tylko i wyłącznie do niej samej.

— Przecież cię nie zostawimy — powiedziała delikatnie, a Kelly i Lauren jej przytaknęły.

— Wiem, wiem, ale... — Pociągnęła nosem. — Po prostu boję się, że mogę was stracić. Mój tata choruje, a oprócz niego mam tylko was. Nie chcę zostać sama.

Kelly zaczęła głaskać ją po włosach, by nieco ją uspokoić, a Liz zaczęła ją zapewniać łagodnym tonem, że przyjaźń, którą nawiązały na pierwszym roku, nie jest tak prosta do zerwania. Lauren dodała, że nawet gdy każda z nich będzie miała własne życie, to dzięki magii zawsze będą miały ze sobą kontakt. Na potwierdzenie słów, wyciągnęła z szafki nocnej małe pudełko, a gdy je otworzyła, zobaczyły cztery identyczne pierścionki z czerwonymi kamieniami.

— Planowałam dać wam to na święta, ale teraz chyba jest lepsza okazja — wyjaśniła Lauren, zakładając jeden z nich na swój palec. — Jeśli któraś z nas będzie chciała się pilnie spotkać, wystarczy trzy raz potrzeć kamień. — Zrobiła to, a reszta pierścieni zmieniła kolor na zielony. — Kelly to pomarańczowy. Grace żółty. Ja zielony, a Liz niebieski...

— Dlaczego ja mam pomarańczowy?

Lauren podała każdej z nich pierścień i po chwili kontynuowała:

— To światło widzialne. Po czerwonym jest pomarańczowy, a ty jako pierwsza masz urodziny. Potem jest żółty, a Grace ma druga urodziny...

— Chcesz, żebym znowu się rozpłakała? — spytała Grace, pociągając nosem, podziwiając swój pierścień. — Mamy jeszcze ten tort?

Dzieci GryffindoruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz