Rozdział 16: Grace

12 3 0
                                    

Grace prawie przez całą drogę do Wielkiej Sali mówiła o tym, jak bardzo martwi się o Lauren. Dziewczyna wyglądała wyjątkowo blado i wciąż nie była pewna, czy zrobiły dobrze, zostawiając ją zupełnie samą.

— Twierdzi, że sobie poradzi — odparła Liz. — To już duża dziewczynka i wie, czego chce.

— Wiem, ale...

— Ja też się o nią martwię — przyznała. — Ale nie zmusimy jej, by wyznała nam, co leży jej na sercu.

— Ty mogłabyś to zrobić — zaproponowała Grace, a gdy Liz rzuciła jej niepewne spojrzenie, szybko dodała: — Nie mówię, że masz ją zmusić, w sensie, że wbrew jej woli. Ale mogłabyś jakoś ją przekonać. Przekonałaś Regulusa Blacka, żeby został twoim chłopakiem, więc nie przekonasz przyjaciółki, by wyznała, co jest nie tak?

— Przekonanie Rega było łatwiejsze niż dogadanie się z Lauren.

— Rega? — spytała, uśmiechając się. Wiedziała, że prawie nikt nie zwracał się tak do chłopaka z wyjątkiem jego najbliższych przyjaciół. — Więc to na poważnie. Myślałam, że tylko udajecie. W każdym razie, że ty udajesz, żeby wkurzyć Parkesa.

Liz zaśmiała się.

— Przejrzałaś mnie. Tak było tylko z początku, ale teraz gdy go lepiej poznałam, naprawdę go polubiłam.

Grace posłała jej szeroki uśmiech.

— To dobrze. Myślę, że naprawdę do siebie pasujecie.

— To samo mogę powiedzieć o tobie i Sophii — odpowiedziała, patrząc na nią znacząco.

Grace cała się spięła i pospiesznie pokręciła głową.

— Przestańcie tak żartować...

— Grace, ale my wiemy. I nigdy nam to nie przeszkadzało. Dla nas liczy się tylko twoje szczęście.

Grace zerknęła na babeczki, które niosła, a następnie z powrotem na Liz.

— Od kiedy wiesz?

Liz się chwilę zastanowiła nad odpowiedzią.

— To chyba było na naszym piątym roku. Na pierwszym treningu po wakacjach.

Grace pamiętała. Liz i Kelly w końcu namówiły ją i Lauren, by pojawiły się na ich treningu. Nigdy wcześniej nie widziały sensu, żeby na nich być, ale zgodziły się, bo i tak nie miały planów na tamto popołudnie. I wtedy po raz pierwszy zwróciła uwagę bardziej na graczy niż na samą grę. A dokładniej na Marlenę McKinnon, która podczas treningu miała tyle energii, że sama rozniosłaby przeciwną drużynę. Coś podczas tego treningu tknęło Grace i od tamtego momentu jakoś inaczej patrzyła na Marlenę. Zawsze gdy coś do niej mówiła, czuła zdenerwowanie. Gdy ją mijała w Pokoju Wspólnym, a Marlena się z nią witała, czuła ciepło rozlewające się po jej piersi. Czasami łapała się na tym, że przypatrywała się jej podczas kolacji, zastanawiając się, jak minął jej dzień, lecz ostatecznie nigdy o to nie pytała. Nie wiedziała, dlaczego nagle Marlena tak ją zainteresowała, ale wygląda na to, że Liz już wtedy świetnie zdawała sobie z tego sprawę.

— Nic się przed tobą nie ukryje — mruknęła Grace, czując rumieńce na policzkach.

— Dlatego Dumbledore przydzielił mi tę misję.

Liz się zaśmiała, ale jej uśmiech szybko zniknął, gdy Grace spytała:

— Jaką misję?

Zatrzymały się. Liz zasłoniła usta dłońmi, ale i tak wyrwało jej się krótkie przekleństwo. Grace przypomniała sobie, jak na początku roku jej przyjaciółka została wezwana do gabinetu dyrektora. Pamiętała, że pytała ją wtedy dlaczego, ale później kompletnie o tym zapomniała. Teraz to miało sens, że Liz tak od razu nie wyjaśniła, czego chciał Dumbledore.

Dzieci GryffindoruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz