Bardzo powoli obracam się przez ramię. A gdy wszystko widzę, żałuję, że się odwróciłam. Na rogu ulicy Długiej i Morskiej w budynek jest, dosłownie, wbite auto. W środku widzę starszego mężczyznę. Po ilości krwi na przedniej szybie można stwierdzić zgon na miejscu. Mój wzrok ześlizguje się z auta na chodnik i
... krzyk wydziera mi się z gardła. Mężczyzna na którego wpadłam kilka sekund wcześniej jest...
Między budynkiem, a autem.
Wszędzie krew.
Nie żyje.
Zatykam usta drżącą ręką. Łzy rozmazują mi widok. Przecieram oczy dłońmi i patrzę na drugą stronę ulicy. Wokół wypadku zebrały się tłumy ludzi. Jedni są w szoku i stoją nieruchomo, inni pośpiesznie omijają miejsce masakry, a jeszcze inni robią zdjęcia. Tak faktycznie, robienie zdjęć na pewno pomoże ofiarom wypadku. Przenoszę wzrok w górę na przeciw miejsca gdzie stoję. Wśród tłumu gapiów widzę tylko jedną osobę.
JEGO. "Na rogu czuwają anioły".
I wtedy do mnie dociera. Cudem uszłam z życiem. To ja powinnam być na miejscu tego mężczyzny.
Powinnam być martwa.***
Gdy wracam do domu w myślach raz za razem odtwarzam sytuację. Jak to jest możliwe? Anioły nie istnieją... Ale skąd nieznajomy wiedział, że uniknę wypadku i zapewne tylko dzięki "bożej opiece", jak by to ujęła moja ciotka, nie zginęłam. Ale biorąc pod uwagę sytuację to raczej uratowały mnie anioły, a nie Bóg. "Anioły czuwają na rogu".
I wtedy przypominam sobie mocne szarpnięcie do przodu tuż przed wypadkiem. To tak jakby niewidzialna siła zepchnęła mnie z lini ognia. I chwila zawahania przed skręceniem na następną ulice. Zapomniałam portfela. Gdyby nie to chwilowe zatrzymanie byłabym teraz martwa. Gdyby nie ten cholerny portfel nie byłoby mnie tu teraz. Zimny dreszcz wstrząsa moim ciałem. Otulam się kocem. Jutro będę musiała wrócić do Bookshelf po portfel.
Od chaosu który panuje w mojej głowie mam mdłości. Przed oczami widzę krew obu mężczyzn. I Jego. Gdy stał tam tak spokojnie i studiował moje zachowanie. Mam nadzieję, że inni mnie nie rozpoznali. Nie chciałabym tułać się teraz po posterunkach i opowiadać wszystko co widziałam.
Wchodzę do domu i zamykam za sobą drzwi. Idę do kuchni i znajduje słodkie zapasy ciotki. Biorę ciastka, babeczki, pączki i czipsy. Z lodówki wyjmuję sok pomarańczowy i tak obładowana idę do swojego pokoju. Siadam na łóżku i włączam pierwszy lepszy film. Do wieczora oglądam filmy, obżerając się i ani razu nie myślę o wypadku.
Jutro Go znajdę. A on wszystko mi wytłumaczy. 'Tak, tak jeśli myślisz że coś ci powie to jesteś idiotką. Znowu z ciebie zakpi i rzuci na koniec wyssaną z paluszka zagadkę.' W takim razie co powinnam zrobić? Unikać nieznajomego i udawać że nigdy go nie poznałam? Żyć dalej nie dowiadując się co się tak naprawdę wydarzyło? Z westchnieniem wracam do oglądania.
Późnym wieczorem gdy moje oczy nie są w stanie się otworzyć na dłużej niż pięć sekund, zsuwam się z łóżka i szukam w torebce kropli do oczu. Długie czytanie po nocach zaczynało wpływać na moje oczy. Znajduję torebkę i nurkuję, a moje ręce trafiają na coś kwadratowego, grubego. Nie mogę wziąć oddechu. Powoli wyciągam przedmiot którym jest mój...
-PortfelTego już za wiele. Upuszczam go i upadam na podłogę. Ciemność otacza mnie swoimi ramionami, a ja czuję ulgę, że zapadając w sen odetnę się od wirujących przed oczami obrazów.
![](https://img.wattpad.com/cover/39376538-288-k654612.jpg)