4

238 19 0
                                    

Otwieram drzwi kawiarni i siadam w moim ulubionym miejscu w rogu, tuż na przeciwko ściany w całości pokrytej regałami pełnymi książek. Półki uginają się pod ciężarem powieści wszystkich rodzajów gatunków. Od tych najstarszych po te najliczniejsze, najpopularniejsze książki, figurujące na listach Bestsellerów New York Timesa. Kiedyś zastanawiałam się jakim cudem jest tu tak dużo książek, a ich liczba wciąż rośnie. Ludzie kradną książki ze strzeżonych księgarni czy bibliotek, a będąc w kawiarni gdzie każdy jest zajęty sobą można by powiedzieć, że regały opustoszeją w pierwszym miesiącu po otwarciu lokalu. Teraz jednak rozumiem, że ludzie którzy tu przychodzą nie są z Tych którzy kradną i nie czują żadnego zobowiązania wobec innych. Do Bookshelf witają tylko typowi książkoholicy i ludzie z dorodnie wyhodowanym sumieniem.
Zagłębiam się w błękitnym fotelu i biorę do ręki egzemplarz "Bezpiecznej Przystani" Nicholasa Sparksa. Otwieram na miejscu gdzie skończyłam czytać i wygodnie rozsiadam się, ukradkowo rozglądając się po sali.
Trzy godziny później z lektury wyrywa mnie dzwonek telefonu.
-Czeeeść ciociu.
-Cal! Dzwonił do ciebie Will?
-Nie, a co? - Odburkuje. Odkąd ciocia Martha poznała Willa na każdym kroku snuje w myślach mój związek z nim. Gdy  wspominam o przyjacielu, zawsze musi powiedzieć coś w stylu "Ale ten chłopiec jest uroczy", "To dobry chłopiec", "William jest taki dojrzały". A gdy rozmawiam z nim  mierzy mnie tym swoim triumfalnym, pewnym siebie wzrokiem, a jej oczy mówią: "Dziecinko przecież wiem, że te wasze rozmowy to się na ślubnym kobiercu skończą."
-Nic szczególnego. - Oho! Martha nigdy nie umieściłaby słowa "Will" i "nic szczególnego" w jednym zdaniu - Nie mógł się do ciebie dodzwonić rano więc zadzwonił na domowy gdy spałaś. Mówił, że to bardzo ważne, że poznał jakąś dziewuche i prosił żebyś przyszła o 14:00 i pomogła mu z jakimś tam przyjęciem i poznała ją -  Przyciskam pięść do ust w ostatniej chwili tłumiąc chichot. "Dobry chłopiec" znalazł sobie dziewczynę! I bynajmniej nie jestem nią ja! Biedna Martha.
Patrzę na stary zegar z kukułką na ścianie. 15:03
-Ciociu dziękuję, że pamiętałaś o tej ważnej informacji i powiadomiłaś mnie najszybciej jak mogłaś. A teraz przepraszam ale muszę udać się do wehikułu czasu by cofnąć się do godziny 14:00
-Cal, dziecinko...
-Tylko bez dziecinek - przerywam - Zobaczymy się wieczorem. Pa.
Rozłączam się i zamykam oczy by zdusić w sobie rodzącą się furie. Will na pewno zrozumie godzinne opóźnienie. Ale czy ciotka zrozumie wreszcie mnie?
Ostatni raz rozglądam się po sali i wychodzę.
Nie przyszedł.

Dziękuję w duchu za to, że nasze miasto jest takie małe. Tutaj wszędzie jest blisko. Dziesięć minut później spocona stoję przed drzwiami przyjaciela.
-Cal! - Na widok entuzjazmu Willa odganiam resztki niepokoju.
-Cześć Will! Przepraszam, że tak późno ale Martha zapomniała przekazać mi wiadomość. - Na słowo "zapomniała" Will unosi ostentacyjnie brwi. Obydwoje wiemy, że ciotka zapewne przechodzi po nas żałobę.
-Nasz związek mógł być taki idealny... - mówi teatralnie wzdychając i przykładając rękę do serca.
-Tak. Byłeś dla mnie dobrym materiałem genetycznym. Mielibyśmy ładne dzieci. - Wchodzimy do pokaźnej - jak zresztą cały dom Willa - kuchni gdzie widzę drobną blondynkę. Patrzę na przyjaciela.
-To jest Jane. - Wymieniamy serdeczne uściski rąk - A to moja przyjaciółka Calypso.
Uśmiechem się do nowej dziewczyny Willa.
Chłopak jest całkowitym przeciwieństwem Jane. Podczas gdy on jest żywiołowym wariatem Jane sprawia spokojnej ostoi. Kojarzy się z wiosennym słońcem. Swoim stoicyzmem roztacza przyjemne ciepłe promienie które ledwo mnie muskają.
Jane patrzy na mnie z ciekawością, a ja  wiem co zaraz powie.
-Oryginalne imię. - Przewracam oczami. Powinnam pomyśleć o karierze wróżki.
-Mama lubiła kumulować inspiracje. -Patrzę na blaty pełne jedzenia i napoi. - Kiedy jest ta impreza?
-Dziś wieczorem. Rodzice wyjechali i nie będzie ich do wtorku więc pomyślałem, że wszyscy mogą z tego skorzystać. - Śmieje się i patrzę na Willa.
- Kto przyjdzie? - Chłopak przeciąga ręką po brodzie i za pewne próbuje zliczyć wszystkich ludzi którzy napłyną dziś do jego domu.
-Cóż... Zaprosiłem całe liceum, ale niektórzy mówili, że wezmą swoje ekipy spoza,  więc myślę, że będzie około 200 osób.
Krztuszę się i wyobrażam sobie jak apodyktyczna mama Willa wchodzi w środku imprezy i samym wzrokiem wywala wszystkich za teren posesji, a syna dusi po czym daje mu karę  do końca życia na wyjścia z domu. Ale jednocześnie ogarnia mnie podniecenie na myśl o dużej imprezie.
-Ale super! Całe wieki nie było tutaj dobrej imprezy. - Z podnieceniem patrzę na Jane i Willa. - No więc w czym wam pomóc?

*

W tłumie upitych nastolatków próbuje znaleźć Alice. Ponieważ Will mieszka w ogromnej willi obejście jej zajmuje mi kilka minut. Gdy trafiam na jeden z pokoi, którego gospodarz imprezy nie zdążył zamknąć na klucz, i widzę jak Eric i Zoe pieszczą się na łóżku. Poddaje się i odpuszczam poszukiwania. Niezauważona przez zajętych scałowywaniem każdego centymetra swojego ciała kochanków, wychodzę z pokoju i schodzę na dół. Tłum naciska na mnie z wszystkich stron otaczając zapachem piwa i potu. Wychodzę przed dom i siadam na schodach przyciskając rozgrzane dłonie do zimnych marmurowych stopni. Rozglądam się w koło ale na zewnątrz są tylko zataczający się imprezowicze. 

"Och Calypso, przestań go w końcu wypatrywać!"

PomyłkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz