14

162 12 3
                                    

Od dwóch tygodni siedzimy w hotelu we Włoszech. Nie zwiedzamy i nigdzie nie wychodzimy jeśli nie musimy, dla zachowania bezpieczeństwa.
Na zmianę jem owoce morza i śpię usypiana szumem weneckich kanałów. Przez pierwszy tydzień właściwie głównie spałam, dochodząc do zdrowia. Teraz dnie spędzam na czytaniu książek i piciu wina. Akurat wina lubię tutaj najbardziej.
Rozmawiać z Aaronem staram się jak najmniej, gdyż obliczyłam, że 57% naszych rozmów kończy się na kłótni.

Siadam na kanapie chwytając zbiór poezji Blake'a. Wyprężam się by odłożyć na stolik kieliszek wina. Kładę go pomiędzy nowy sztylet, a gaz piepszowy.
Och! Zapomniałam wspomnieć, że Aaron wszędzie porozmieszczał śmiercionośne narzędzia. Noże, sztylety i pistolety są w każdym pomieszczeniu w każdej szafce. Teraz mogę bronić się nawet w łazience siedząc na sedesie!
Aaron dał mi też paiger. Gdyby nie było go przy mnie mam nacisnąć przycisk, a on przybędzie mi z odsieczą.

Słyszę dźwięk wkładania klucza do zamka i czask blokad.

Podnoszę wzrok i uśmiechem witam Aarona.
-Cześć Cal - mruczy. Wstaję z kanapy i idę za nim do kuchni.
-Kupiłem Ci owoce, tak jak prosiłaś.
-Dzięki - piszczę z radości i rzucam się na banany. Kocham banany. A ostatnio uzależniłam się od koktajli bananowo-arbuzowych.
-Jadłaś coś?
-Nie.
-Zaraz zamówię.
-Kiedy będę mogła wrócić do domu?
Niby takie niewinne pytanie, a tak elektryzuje powietrze między nami.
Sama proszę się o sztorm ale nie ważne ile razy pytałam nie dostałam odpowiedzi.
Patrzy na mnie zmęczonym wzrokiem.
-Nie wiem.
-Tęsknię za rodziną, Willem i znajomymi. - Z tą rodziną chyba zbyt poleciałam. - Nudzę się.
-Calipso...
-Nie warcz na mnie. Chcę wiedzieć kiedy wrócę. Do. Domu. - Przewiercam go morderczym spojrzeniem. - Jestem zmęczona tym wszystkim. Codziennie gdy wychodzisz zastanawiam się czy gdy wrócisz będę jeszcze żyła. Budzę się w środku nocy bojąc się, że ktoś zabije mnie we śnie. - Odwracam się tyłem i podchodzę do okna by nie zauważył, jak bardzo jestem poruszona. Uspokajam oddech i kładę rękę na rozgrzanym słońcem oknie.
-Cal, oni wciąż na ciebie polują. Na razie nie skojarzyli, że pomagam Ci przeżyć, ale jeśli dowiedzą się, że łamię zasady obydwoje będziemy w nieciekawej sytuacji.
-Więc zamierzasz mnie trzymać tu do końca życia, zbrojąc mieszkanie w ilość noży której nie powstydziłaby się dobra rzeźnia i czekając na... Na co tak właściwie czekamy!!! - Krzyczę.
Tak jak się spodziewałam, odpowiada mi cisza.
Obniżam ton do w miarę unormowanego.

-Daczego? Dlaczego to robisz? - Pytam. Czuję, że stoi zaraz za mną. Po odkrytych ramionach spływają mi dreszcze.
-Aaronie powiedziałeś mi, że dopóki żyję, jestem zagrożeniem dla ciebie i wszystkich Archaniołów, a także dla aniołów wyższej rangi. Nie wiem jak miałabym wam zaszkodzić, ale nie musicie się martwić, bo ja nawet nie zamierzam tego robić. - Odwracam się od okna stając twarzą w twarz z chłopakiem. Unoszę głowę by spojrzeć mu w oczy. Szmaragd i szafir. Patrzę w zieloną tęczówkę w której falują zielone łąki trawy, a potem podziwiam drugą, w której zamknięto rozszalałe morskie fale. Jego uroda zapiera dech w piersi.
-Dlaczego mnie chronisz? - Pytam ponownie.
Czekam.
I czekam.
Wzdycham.
Nadal czekam.

-Ponieważ mi na tobie zależy. - Odpowiada spokojnym głosem.
Motyle rozrywają mi wnętrzności.
Dlaczego on mi to robi? Jakby życie obok kogoś na kim Ci zależy, a kogo nie możesz mieć, nie było wystarczająco trudne. A teraz dając mi nadzieję (której tak na prawdę, nie mamy) czuję się pusta.

Tak oto, zakochują się w sobie dwie osoby, które nigdy nie będą mogły skosztować swej miłości.

Wypuszczam ze świstem powietrze i uciekam do sypialni.

*

Leżę w łóżku w hotelu gdy czarnooki potwór przykłada mi do twarzy nóż. Nie mogę się ruszyć, gdy przyciąga ostrzem wzdłuż mojego policzka.
-Teraz nie jesteś już taka piękna więc bez wyrzutów sumienia mogę z tobą skończyć.
Uśmiecha się i unosi nóż. Krzyczę ale z mojego gardła nie wydobywa się głos.

Wstaję i chwytam ręką policzek.
To tylko sen.
Opieram głowę na rękach i próbuję uspokoić oddech.
Koszmary atakują mnie od dwóch tygodni. I za każdym razem, gdy się budzę nie mogę ponownie zasnąć. Podnoszę się więc i idę do kuchni, po drodze spoglądając na zegar. 4:24
Nalewam sobie soku i siadam na blacie kuchennym. Z przyjemnością przyjmuję chłód mebla pod nogami. Noce nie są tak parne jak dnie, a mając na sobie shorty i bluzkę na ramiączkach mogę odetchnąć od upału dnia codziennego. To jedyny plus nocy.
-Co tutaj robisz? - Wylewam na siebie napój.
-Przestraszyłeś mnie! - zeskakuję z blatu, by wytrzeć nogę. - Miałam zły sen. A ty?
-Nie mogę spać.
Podnoszę na niego wzrok i omal nie padam. Jest tylko w spodniach od dresu które leżą niebezpiecznie nisko na jego biodrach.
Cała górna część ciała jest wystawiona na podziwianie.
O. Mój. BOŻE. Idealnie zarysowane mięśnie, muśnięte światłem księżyca robią piorunujące wrażenie. Śilne ramiona, umięśnione i mocno zarysowane podbrzusze. Zmuszam się do oderwania oczu od jego ciała i okazuje się, że on też mnie obserwuje.
Mój oddech przyspiesza. Jeszcze n i k t n i g d y TAK na mnie nie patrzył.
I właśnie tej nocy, przez przypadkowe spotkanie w kuchni, gdy nasze mózgi są zaspane i zbyt słabe by pomóc panować nam nad emocjami, nasze mury które każdy z nas budował od pierwszego spotkania, pękają. Wystarcza siła naszych spojrzeń by stopić całe granice. Teraz to widzę.
Aaron mnie pożąda.
Stoimy tak blisko siebie, że czuję jego zapach. Wiatr i przyprawa korzenna. Imbir. A może gałka muszkatałowa.
Nie sądziłam, że brak dotyku może tak bardzo boleć.
Nasze spojrzenia wędrują po ciałach krzesają iskry, podrzedzając pożar.
Nie sądziłam, że można odczuwać taką rozkosz nie zaznając dotyku dłoni na ciele.

-Dotknij mnie. - błagam - Ach! Nie wytrzymam tego pragnienia.
Wzrok Aarona pali mi skórę. Waha się. Rozsądek walczy z pożądaniem.
Ręce same unoszą mi się by zatopić je w ciemnych pasmach jego włosów.
-Cal - szepcze zachrypiętym głosem nachylając się w moją stronę. - Nie mogę.
Stoimy naprzeciw siebie i cierpimy, przeklinając to kim jesteśmy.

Tak blisko, a zarazem, tak daleko.

Odrzucam ostrożność, unosząc dłoń i kierując palce w stronę jego piersi. Nasze ciała dzielą milimetry. Jego wzrok wyraża głód, a mięśnie napinają się jak struny ale w tej samej sekundzie odskakuje do tyłu. Ostatni raz patrzy mi w oczy i pośpiesznie wraca do pokoju trzymając jedną rękę we włosach, a drugą uderzając w ścianę.

Dziękuję za wszystkie wyświetlania i głosy. :*** To 1K nieźle mnie nakręciło <3 teraz wena nie chce dać mi spokoju :D
Bardzo się cieszę, że chcecie i lubicie czytać moje "dzieło" ;')

PomyłkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz