6

262 12 4
                                    

Pogawędka w kawiarni skończyła się równie szybko jak i zaczęła gdyż mój nowy kolega odebrał pilny telefon. Oczywiście nie wyszedł bez pożegnania. Co to, to niee! Powiedział żebym wracała szybko do domu i nie wychodziła po zmroku. Posłałam mu minę w stylu "Jaja sobie robisz" i wyszłam.

Zaczynam myśleć, że on NIGDY nie wyjaśni mi o co w tym wszystkim chodzi. Może myśli, że sama odpowiem sobie na swoje pytania i dam mu spokój zaspokojona wiedzą z w ł a s n e j ręki. Chyba powinnam pogadać o tym z terapeutką. Ona na pewno pomogłaby mi poukładać wszystkie te puzzle. Ale z drugiej strony... Chyba nie ścierpiałabym czterdziestu pięciu minut z panią Amandą zżerającą swoją czerwoną szminkę nienadążając w nakładaniu nowej warstwy.

Kiedy mama zginęła w wypadku przez rok musiałam rozmawiać z terapeutą o wszystkich myślach, uczuciach i lękach. Nigdy nie czułam się tak bardzo naga jak wtedy. Ale nie będę zaprzeczać. Bardzo mi pomogła. Przekonałam się nawet do szminek których wcześniej nie cierpiałam. Szkoda tylko, że po każdym spotkaniu Amanda wysyłała ciotce sprawozdania z naszego spotkania.
Teoretycznie było to wbrew prawu i byłam bliska wynajęcia prawnika ale w praktyce, Amanda i Martha były siostrami więc raczej przegrałabym tą wojnę.
Wojny są złe.
Wzdycham i wciągam wieczorne powietrze w płuca.

Przeciągam ręką po murze. Kamień sypie się pod moim dotykiem. Sypie jak moje życie. Sypie jak czas który przelatuje przez nasze palce zostawiając na nich tylko kurz.

Robi się ciemno więc postanawiam wracać do domu skrótem. Wchodzę w zaułek, który każdy przy zdrowych zmysłach człowiek w naszym miasteczku, po zmroku omija. Mieszka tam starzec który jest taką naszą miejscową legendą. To nimi mamy straszą u nas swoje pociechy gdy te nie chcą spać lub marudzą przy obiedzie.
Mnie mama nigdy nie straszyła tym obłąkańcem. Nie upadłaby tak nisko.
Facet ma chyba z osiemdziesiąt lat, a zasłynął tym, że w przeszłości zaatakował siekierą pijanego faceta który w tym właśnie zaułku, nalał na jego drzwi. Pijaczyna przeżył ale to nie był ostatni wybryk naszego Kosiarza. Zamordował dwa bezdomne psy które często tu przebywały, szukając ochrony przed zimnymi nocami. Wszyscy dziwili się oczywiście dlaczego policja nic nie robi ale okazało się, że Kosiarz wpłacił wysoką kaucję. Musiała być baaaardzo wysoka.
Nie wiem skąd ma kase - i dlaczego skoro ją ma - żyje jak bezdomny.

Ludzie są dziwni.

Gdy dochodzę do połowy drogi na końcu zaułka słyszę szepty. Wyostrzam wzrok ale koniec ginie w mroku.
Okay. Tylko spokojnie. To tylko jacyś ludzie. Może to pijani licealiści. Albo Kosiarz... Zawracam z myślą, że wolę iść pięć minut dłużej z głową. Niż być wcześniej... ale bez niej.

I właśnie gdy mam się cofnąć i bezpiecznie wrócić do domu jak na grzeczną dziewczynkę przystało - oświetlonym chodnikiem - rejestruję odgłos szabli wyciaganej z pochwy. Oczywiście wiem co to za odgłos gdyż ooglądałam Trzech Muszkieterów. Zanim mój mózg zamarł z przerażenia zdążyłam tylko pomyśleć "Dlaczego miałabym usłyszeć odgłos miecza. Przecież takie rzeczy wiszą teraz tylko w muzeach". Potem usłyszałam kobiecy szept. Cichy, nawołujący ale i stanowczy.
-Calypso.
Mogłabym pomyśleć, że to ktoś ze znajomych woła mnie bym dołączyła do nich na piwo ale moja intuicja rozpoznaje niebezpieczeństwo.
Staje jak wryta i zaciskam ręce w pięści. Boję się odwrócić ale nie mogę też wyjść z zaułka. Ale musze coś zrobić! Wybór jest oczywisty. Iść w stronę światła. W jasności nie ma zła. Od plamy światła dzieli mnie jeden krok ale gdy próbuje wyjść z cienia moje ciało ogarnia porażające uczucie. Poczułam się jak człowiek który poddał się zabiegowi interpunktury. Tak jakby wbito mi w skórę miliony szpilek, uniemożliwiających czucie i paraliżujących moje mięśnie.
Nigdy nie byłam na takim zabiegu ale jestem przekonana że napewno przebiega to troszkę inaczej.
Czułam kompletny paraliż, a jednocześnie przerażający ból. Krzyknęłam z bólu i cofnęłam się od światła.

Jakkolwiek szaleńczo to brzmi zostałam uwięziona w mroku. I chociaż gardło mam ściśnięte ze strachu, za plecami stoi moja śmierć, a ja jestem w dupie. Wyrywa mi się chichot szaleńca.

Nie rozumiem co się dzieje.
To nie jest coś na co mogłabym wymyślić sobie odpowiedź.
I znowu ten ledwo słyszalny szept:
-Calypso.

Oddychaj. Oddychaj. Białe kłębki pary unoszą sie z moich ust. Po obu moich stronach, na murach coś się rusza. Kątem oka widzę czarną mgłę. Nie mam wątpliwości, że mgła właśnie wspina się po moich plecach. A ponieważ ją czuję, mgła musi być materialna.
Mój żołądek kurczy się z obrzydzenia. Gwałtownie odwracam się by stawić czoło temu czemuś.
Zanim zdążę zobaczyć z kim lub czym mam do czynienia moje plecy gwałtownie wyginają się w tył w bolesny łuk.
I nagle moje ciało znowu wpada w paraliż. Próbuję nie krzyczeć ale ból zwycięża. Nie wiem ile trwa ta męka ale w którymś momencie słyszę bolesny krzyk kobiety i odgłosy ucieczki, a w następnej chwili wyczerpana opadam na ziemię.
Czyżbym wcześniej unosiła się w powietrzu...

Podnoszę głowę i widzę nad sobą Palanta. Chyba będę musiała wymyślić mu milszą ksywkę.

Podoba wam się jak do tej pory? Liczę na wasze szczere opinie :)
Nawet te negatywne :p

PomyłkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz