Rozdział 13

419 26 2
                                    

Kiedy koła samolotu dotknęły płyty lotniska w Nicei, zdałam sobie sprawę, że to jest moment, w którym spotkam Leclerca. Napisał, że mnie odbierze, więc nasze spotkanie miało nastąpić dużo szybciej, niż się spodziewałam.

Kiedy wysiadałam załoga, pokładowa podała mi moją walizkę, a ja kiedy drzwi się otworzyły, poczułam ten charakterystyczny, morski zapach. Francuskie lotnisko było bardzo specyficzne, bo zbudowane praktycznie na wodzie.

Stewardzi pomogli mi znieść walizkę po schodach samolotu, a następnie podziękowałam im za lot. Miałam kierować się do wejścia do budynku lotniska, ale usłyszałam ryk rozbudzanego silnika. Odwróciłam się w stronę czarnego Ferrari z monakijską flagą biegnącą przez środek maski. Powoli ruszyłam w kierunku samochodu. Charles wyślizgnął się ze środka, zostawiając pojazd na hamulcu. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, on wziął moją walizkę i tak jak ostatnio ulokował ją w bagażniku pod maską.

Kiedy chciałam wejść na fotel pasażera, Charles złapał mnie za nadgarstek, abym się zatrzymała. Spojrzałam w jego kierunku, a on w jednej chwili przyciągnął mnie do siebie i zamknął w swoich objęciach.

Moje ręce opadły wzdłuż ciała i nie do końca wiedziałam co zrobić, bo czułam się trochę niekomfortowo.

- Dziękuje... Violet.

Jego słowa były ledwie słyszalne, ale ja słyszałam każdy jego szept, bo jego usta znajdowały się dokładnie obok mojego ucha. Jego słowa trochę mnie rozluźniły i głęboko odetchnęłam, co okazało się wielkim błędem, bo zaciągnęłam się jego zapachem. Mieszanka morskiej bryzy i Dior Suvage była intensywna i wżarła mi się w nozdrza. Ciężki, męski zapach idealnie pasował i kontrastował z jego chłopięcym wizerunkiem.

Kiedy się ode mnie odsunął, poczułam dziwną pustkę, której nie umiałam wytłumaczyć. Otworzył drzwi pasażera i podał mi dłoń, aby pomóc mi wejść do samochodu. Następnie sam się do niego wpakował, zmienił bieg, podniósł nogę z hamulca, a samochód ruszył wydając z siebie ten charakterystyczny dźwięk.

- Dobra, Charles. Wiem, że jest dziwnie, ale musisz mi powiedzieć co się do cholery dzieje.

Spojrzał na mnie z boku i miałam wrażenie, że się uśmiechnął pod nosem unosząc jeden z kącików ust. To był tak zwany cwany, chłopięcy uśmiech, a jemu wychodził on idealnie.

- Gadaj, do kurwy, bo spędziłam blisko osiem godzin samolocie, żeby tu dotrzeć.

- Już wszystko wiesz. Ona dalej siedzi w moim salonie. Nie wiem na co czeka, ale jeśli na mnie, to się zawiedzie.

Po tych słowach wyjął swój telefon, odblokował go, włączył odpowiednią aplikację i podał mi urządzenie. Faktycznie. Kobieta siedziała w salonie i patrzyła się w okna balkonowe. Praktycznie się nie ruszała, a to że żyła potwierdzał tylko fakt, że co jakiś czas jej ramiona delikatnie się unosiły i opadały.

- Wiesz, że musisz wrócić do domu?

- Na pewno nie, kiedy ona tam jest.

- Dobra. - wyjęłam telefon i wyszukałam numer policji w Monaco. Kliknęłam w niego i przyłożyłam urządzenie do ucha.

- Gdzie dzwonisz? - wydawał się zaniepokojony.

Ktoś po drugiej stronie odebrał za trzecim sygnałem. Nakreśliłam sytuację, a na końcu się przedstawiłam dodając moje stanowisko, manager Charlesa Leclerca. Facet zanotował zgłoszenie i powiedział, że zaraz kogoś wyśle.

- Coś ty zrobiła?

- Mówiłeś, że nie wezwałeś policji, żeby nie dokładać mi więcej problemów, tak? - przytaknął. - Obecnie moim największym problemem jest przeprowadzka do Monaco, bo trzeba się tobą zajmować jak małym dzieckiem, Leclerc.

- Co do kurwy?!

- Fred mianował mnie twoją opiekunką, bo każda asystentka daje ci dupy i nie umie wykonywać swoich zadań! Jedno proste zadanie, nie wpuszczać jej do mieszkania!

- Nie sypiam z moimi asystentkami! - podniósł głos.

- Nie? No to ciekawe, bo ja pamiętam to inaczej!

- Ty byłaś wyjątkiem. Spokojnie, skoro tak cię to ubodło, że chciałem tego, że aż uciekłaś, to więcej się to nie powtórzy! Nie musisz się przejmować, mam takich jak ty na pęczki.

Jego słowa były jak brzytwy. Nie będę kłamać, zraniły mnie. Bardzo. W moich oczach pojawiły się łzy, ale szybko wytarłam je rękawem bluzy. Delikatnie pokiwałam głową.

- No to ciekawe, gdzie one są, jak trzeba ci ratować dupę... - nie mogłam uwierzyć, że on naprawę to do mnie powiedział. - Dziesięć godzin temu błagałeś mnie, żebym ci pomogła, a teraz nie umiesz nawet mówić do mnie z szacunkiem! Co ty sobie do kurwy wyobrażasz, Leclerc? Nie jestem twoją koleżanką do cholery! Jestem twoją przełożoną, a ty traktyjesz mnie jak jakąś zwykłą asystentkę!

Widziałam, że moje słowa go zdziwiły. Szczerze? Miałam to w dupie.

- Nikt nie będzie teraz za ciebie robił prania, przynosił ci ubrań i gotował obiadków! Będziesz to robił sam, bo ja nie mam na to czasu. Moim zadaniem jest pilnować, żebyś nie wpakował się w jeszcze większe gówno! Fred powierzył mi twoją karierę, więc przestań do cholery sprawiać problemy i wydorośnij!

Po tych słowach odwróciłam się od niego i wystukałam szybką wiadomść do Freda.

Violet: Lepiej poszukaj mu szybko asystentki, bo ja na pewno nie zostanę nią dłużej niż konieczne.

Fred doskonale wiedział jaki jest Charles. Wieczny playboy, który w Formule 1 znalazł ujście dla swoich emocji. Mimo że Leclerc, jako kierowca, zawsze był bliski mojemu sercu, to nie zamierzałam spełniać jego zachcianek. Był dorosłym facetem, który umie sam o siebie zadbać, a ja mam tylko dbać o to, aby nie wywołał jeszcze większego pożaru.

Fred: Lepiej się z nim dogadaj, bo dzisiaj u niego nocujesz. A właściwie do momentu, kiedy nie znajdziemy ci blisko mieszkania.

Zabijcie mnie.

Drive to SurviveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz