Rozdział 28

420 30 6
                                    

No tak. Sama się zastanawiam jakim cudem nagle wylądowałam w Casino Monte Carlo o drugiej nad ranem, a obok mnie są jacyś zupełnie obcy ludzie, skoro ostatnie co pamiętam to impreza u Norrisów, która miała miejsce dwa dni temu, więc wróćmy do początku i opowiem wam to jeszcze raz.

***

Impreza trwała w najlepsze. Przez ostatnią godzinę siedziałam między braćmi Leclerc i umierałam ze śmiechu przez ich niedorzeczną kłótnię na temat tego, który jest przystojniejszy. Jak już mówiłam wcześniej, Arthur był dosłownie powalający, ale to Charles, moim zdaniem, wyglądał jak młody bóg grecki. Musiałam jednak przyznać, że charakterek mieli dokładnie taki sam.

- Chyba śnisz! Jestem o wiele przystojniejszy od ciebie! Poza tym tobie pojawiają się już pierwsze zmarszczki. 

Musiałam w tym przyznać Arthurowi rację, bo w momencie kiedy Charles się uśmiechał pod jego dolną powieką pojawiała się, niewielka, bo niewielka, ale zmarszczka. Było widać, że z ich dwójki to właśnie on był tym starszym, mimo, że dzieliły ich zaledwie dwa lata różnicy. 

- Wiecie co? Powiem wam, kto wygrywa w tej konkurencji. - oboje spojrzeli na mnie w konsternacji. - Arthur, jesteś bardzo przystojny i nie odbiorę ci tego. Jestem dosłownie zauroczona twoją szczękę i gdyby nie twój brat, to padłabym przed tobą na kolana, ale Charles ma w sobie coś, czego tobie brakuje. 

- Co to takiego? Powiedz mi. 

- Nie mam pojęcia, czy to ten uśmiech, czy roztrzepane włosy, czy to spojrzenie w jego oczy, ale zdecydowanie jest to wyjątkowe. Nie mówię, że jest od ciebie przystojniejszy, bo obaj jesteście olśniewający, ale ty... - wskazałam na Charliego. - Kiedy się do mnie uśmiechasz odbierasz mi zdolność logicznego myślenia. 

Obaj byli już lekko wstawieni, dlatego kiedy to powiedziałam Charles chciał się do mnie uśmiechnąć w ten łobuzerski sposób, ale wyszedł bardziej pijacki uśmiech, który skierował do brata. 

- Nie patrz się tak na nią, bo jest moja. - powiedział do młodszego brata. - Masz swoją dziewczynę, do której ja się nie przyklejam, więc wypad z kanapy, bo muszę ją pocałować, a ty zaczynasz mnie wkurwaić. 

Arthur bez słowa sprzeciwu pożegnał się i kątem oka widziałam, że poszedł na spotkanie z Oscarem. Ja natomiast spojrzała prosto na mojego towarzysza i to co zobaczyłam sprawiło, że gdybym stała, to bym leżała. 

Charles dosłownie był we mnie wpatrzony jak mały chłopiec w swojego idola. Jego lazurowe oczy błyszczały złotymi drobinkami. Delikatna, ale przystrzyżona starannie broda zapadała się w miejscach, w których pojawiły się dołeczki. Proste, białe zęby ukazały się w towarzystwie idealnie wykrojonych ust. Dolna warga, jak przystało na Leclerców, delikatnie pełniejsza od górnej, ale obie przybrały kolor malin wyjętych prosto z lodówki. 

Ten widok był naprawdę urzekający i nie mogłam się powstrzymać, więc przysunęłam się bliżej niego i delikatnie pocałowałam go w czubek nosa. Po mowie jego ciała poczułam, że zaskoczył go ten ruch, bo zapewne spodziewał się normalnego pocałunku, ale ja nie chciałam psuć tego uroczego momentu namiętnym pocałunkiem. 

- Zaskoczony?

- Żebyś wiedziała.  

Nie pozwolił mi dokończyć, ponieważ połączył nasze usta w pocałunku, którego ja nie wykonałam. Delikatnie się uśmiechnęłam, a on od razu to wykorzystał i wdarł w moje usta, na co oczywiście mu pozwoliłam. 

Wszystko byłoby pięknie, ale w jednej sekundzie zmieniła się muzyka z Rihanna'y na coś co przypominało tylko jedno... DJ Lando przejął kontrolę nad tym go leciało na głośnikach. Spojrzałam w stronę głębi salonu i dostrzegłam Lando za konsolą, który żył swoim najlepszym życiem. 

Drive to SurviveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz