Rozdział 15

443 23 5
                                    

Dokładnie o godzinę pierwszej dwanaście zadzwonił mój budzik. Moja walizka stałoi już przygotowana do wyjazdu na lotnisko, który miał być za czterdzieści minut. Złapałam przygotowane przez siebie ubrania i kosmetyczkę, a następnie wyszłam z gościnnej sypialni Charlesa i udałam się do toalety, żeby się ogarnąć. Zrobiłam to samo co każdego ranka.

Przebrałam się w wygodne ubrania z piżamy i wyszłam z toalety. Widok, który zastałam prawie mnie powalił.

Charles stał na balkonie i wpatrywał się w zatokę, nad którą rozciągnięte było Monaco. Stał w całkowitej ciemności. Na tarasie nie paliła się żadna lampka, ale światła miasta go oświetlały. Miałam nieodparte wrażenie, że z kimś rozmawiał, dlatego podeszłam bliżej. Nie weszłam na balkon, ale z kuchni wszystko było słychać idealnie.

- Tak bardzo żałuję, tato. Wszystko byłoby lepsze, gdybym jej nie poznał. Gdyby te jej zielone oczy nie zaćmiły mi mózgu. Tak bardzo cię przepraszam, tato.

Mogłam sobie wmawiać co chciałam, ale nie musiałam. Kiedy wspomniał o kolorze oczu, wiedziałam, że mówił o mnie. Miałam niesamowicie rzadki kolor oczu. Mimo że były zielone, to ich odcień wyglądał jak świeżo wykuty i nieoszlifowany szafir.

On żałował. Wiedziałam o tym. On też żałował.

Wróciłam do sypialni i odpakowałam walizkę, a następnie wyszłam z nią na korytarz mieszkania. W tym czasie Charles zdążył już wejść do salonu i zapalić w nim światło. Spojrzał na mnie tylko przelotem i nie wiem czemu, ale moje serce dziwnie mnie zabolało.

- Mamy sukces. Nie uciekłaś, jak ostatnio.

Chciałam się zaśmiać, ale on nie powiedział tego w żartach. Jego głos był kompletnie poważny. Wiem, że wziął tą ucieczkę do sobie, ale to było bardziej dla mnie niż dla niego. To ja nie wiedziałam jak sobie z nim poradzić, dlatego uciekłam.

- Nie zaczynaj. - chciałam uciąć temat, ale on miał inny plan.

- Wiesz, że to nieładnie podsłuchiwać.

Oniemiałam. Skąd on wiedział o tym, że usłyszałam dosłownie za trzy zdania?

- Co...?

- Nie udawaj, Violet. Byłaś w kuchni. Akurat ona odbija się w szklanej balustradzie balkonu.

O Boże... Ale wstyd...

- Prosiłbym, żebyś mnie nie szpiegowała w moim własnym mieszkaniu. Nie jestem przyzwyczajony do tego, że ktoś jeszcze tu mieszka.

Pokiwałam głową. Rozumiałam go. Ja też czułabym się dzielnie, gdybym miała świadomość, że w moim własnym mieszkaniu nie mogę robić wszystkiego co kiedyś, bo ktoś będzie mnie oceniał.

- Jesteś gotowa do wyjazdu?

Pokiwałam głową, a on złapał swoją walizkę, która stała przy kanapie za rączkę, podszedł do mnie i zrobił coś, czego kompletnie bym się nie spodziewała. Złapał też moją walizkę i zaczął kierować się do szklanych, przyciemnianych drzwi wejściowych. Nie do końca wiedział jak na to zareagować, więc po prostu stałam jak słup soli w salonie.

- Nie idziesz?

Od razu zebrałam się z miejsca, z takim impetem, że torba prawie spadła mi z ramienia. Chyba bym tego nie przeżyła, bo mój laptop miał na sobie tyle informacji, że gdybym musiała modlić się o odzyskanie ich, albo pisać o kopie do klientów, to chyba by mi siadła psychika.

Stanęłam obok Charlesa, a on otworzył szklaną płytę. Poprosił, abym wszła pierwsza, on wyszedł drugi i zamknął za sobą drzwi przy pomocy klucza.

Nie odzywając się do siebie weszliśmy do windy, a Leclerc wcisną przycisk kierujący ją na poziom minus drugi, który zapewne był podziemnym garażem.

Żadne z nas się nie odzywało. Ja dlatego, że bałam się cokolwiek zrobić, a on... on żałował spotkania ze mną.

Kiedy winda się zatrzymała wyszliśmy z niej. Nie wiedziałam jakiego samochodu szukał kierowca, więc po prostu szłam za nim. W końcu zatrzymał się obok identycznego samochodu, jaki Lando miał w Londynie. Grafitowy Jeep Wrangler dosłownie błyszczał. Przez to, że w jego lakierze były delikatne drobinki, to światło padające z lamp sprawiało, że wyglądał jak rozgwieżdżone niebo. Był piękny.

Leclerc otworzył go z pilota i bez słowa wskazał mi, abym usiadła na miejscu pasażera. Sam włożył obie walizki do bagażnika, a następnie usiadł na fotelu kierowcy i odpalił silnik.

Samochód miał manualną skrzynię biegów, co było czymś niespotykanym u kierowców. Charles trzymał lewą nogę na sprzęgle, a prawa na hamulcu. Wrzucił wsteczny i wyjechał na uliczkę parkingu, a następnie przełożył z wstecznego na pierwszy i zaczął wjeżdżać po spirali, aby wyjechać z podziemnego parkingu.

Oczywiście standardowo leciała ta jedna piosenka, która powoli zaczynała działać mi na nerwy.

- Mogę ją zmienić?

Podał mi swój telefon z odpalonym Spotifyem, a ja zaczęłam przeglądać co ma na playliście. Większość to były piosenki Coldplay. Nie znałam ich, więc postanowiłam wybrać coś swojego. Weszłam w wyszukiwanie i wpisałam Abbę. Puściłam pierwszą piosenkę, która się wyświetliła, bo było mi to zupełnie obojętne. Uwielbiam je wszystkie. Puściłam listę piosenek w zapętleniu.

- Abba?

- A co?

- Nie spodziewałem się, że jesteś ich fanką? Raczej mało osób w twoim wieku tego słucha.

- Lubię stare piosenki. W sierocińcu ciągle ich słuchaliśmy, bo leciały w radiu, które było włączone całą dobę.

Wydawał się serio zaskoczony.

- Nie masz z tym złych wspomnień co?

- Wiem jak może się tak wydawać, ale na prawdę nie było źle. Miałam przyjaciół poza sierocińcem. Opiekunki nie miały problemów co do spotkań z nimi. Między innymi dlatego, że najczęściej wychodziłam z Bearmanem. Jego dom był obok sierocińca. Atmosfera była całkiem przyjemna. Wiadomo... zdarzały się dzieciaki, które chciały uprzykrzyć mi życie, ale z czasem przestało mnie to interesować.

- Znasz się z Olliem?

- Tak. W czasach liceum byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. No dopóki chodził do liceum. Kiedy wybrał karierę nasze drogi się rozeszły, ale to nic. Ważne, że mu się układa.

Leclerc robił taką minę, jakby co najmniej zobaczył ducha Lewisa Hamiltona. Może to nie było najmądrzejsze co przeszło przez moją głowę, biorąc pod uwagę, czego dowiedział się w ostatnim czasie, no ale trudno.

Czterdzieści minut drogi na lotnisko przeleciało nam szybko. Wypytywał się o moje dzieciństwo w sierocińcu, a ja nie miałam problemu, aby o tym mówić, więc powiedziałam wszystko, co chciał wiedzieć. Kiedy zaparkowaliśmy, na płycie lotniska stał już samolot, którym mieliśmy polecieć do Arabii Saudyjskiej na Grand Prix.

Dalej zastanawiam się, jakim cudem w ciągu zaledwie siedmiu godzin udało mu się załatwiać bilet dla mnie, ale nie dociekam, bo mogę się dowiedzieć czegoś, o czym wolałabym nie wiedzieć.

Drive to SurviveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz