Rozdział 21

411 23 6
                                    

Trzeci trening przebiegł bez problemów. Ponownie zajęliśmy dwa pierwsze miejsca tylko w odwrotnej konfiguracji, Norris - Leclerc. Lando wycisnął praktycznie idealne okrążenie, a jego czas był lepsze o zaledwie dwie tysięczne sekundy od Leclerca.

W przerwie każdy zajmował się sobą. Kierowcy nie wracali już do hotelu, ale skryli się w odchłani swoich pokojów na padoku. Ja zajmowałam się pracą, więc te kilka godzin minęło mi naprawdę szybko. Zanim się obejrzałam kierowcy ponownie byli już w swoich kombinezonach i niektórzy już wsiadali do swoich bolidów, bo Q1 miało  zacząć się w przeciągu kilku kolejnych minut.

Kiedy zegar wskazał równo godzinę dziewiętnastą czas zaczął się odliczać. Piętnaście minut. Czas start.

Bolidu niektórych zespołów już czekamy na wyjeździe z alejki serwisowej, ale nasze stały sobie spokojnie w swoich garażach i ani na chwilę nie zwątpiłam w to, że kierowcy wiedzą co robią.

Kiedy pierwsze bolidy należące do Mercedesa wyjechały na tor zaczął się we mnie budzić stres. Kierowcy mają tylko 15 minut, aby zrobić świetne okrążenie pomiarowe i przygotowawcze. Jeśli wyjadą zbyt późno zrobią tylko jedno. Jeśli wyjadą wcześniej mają szansę na zrobienie dwóch okrążeń pomiarowych. Jeśli na tym jednym coś pójdzie na tak...

Ferrari przywiozło do Arabii pewne poprawki, które jak na razie spisywały się cudownie, ale ja na miejscu Freda nie ryzykowałabym aż tak. Zawsze coś może się spierdolić.

Wszystkie bolidy poza naszymi były już na torze. Charles i Lando czekali. Nie siedzieli nawet w bolidzie. Nie mieli nawet kasków.

Byłam już blisko granicy wybuchu, ale wtedy stało się coś co zmieniło bieg dzisiejszych kwalifikacji.

Carlos Sainz i Kimi Antonelli wylądowali na ścianie po zderzeniu ze sobą.

Na ekranie od razu został wyświetlony napis o wywieszeniu czerwonej flagi. Nie wiem szczerze jak to jest możliwe, że oni to przewidzieli. Kto im o tym powiedział do cholery.

Wszystkie bolidy zaczęły zjeżdżać do alejki serwisowej... zmienić opony... A my jeszcze nie zużyliśmy pierwszego kompletu.

Inżynierowie wyścigowi jakich dostało Ferrari po serii niepowodzeń w minionych sezonach mieli chyba z tysiąc IQ, bo dosłownie... skąd oni wiedzieli?!

Charles i Lando zaczęli się przygotowywać i byli zupełnie spokojni. Carlos i Kimi wyszli ze stłuczki bez szwanku. Przyjechały wyciągarki i zaczęli ogarniać ich rozbite bolidy.

Po około dwudziestu minutach kontrola wyścigu wznowiła czas Q1, a Lando i Charles wyjechali jako pierwsi na tor.

Przygotowawcze okrążenia były przyjemnością do oka. Bolidy sunęły jakby były conajmniej animacją wykonaną przez najlepszej klasy producentów. Jechali od jednego zakrętu do kolejnego. Wychylali się na boki toru.

Kiedy Lando jako pierwszy przekroczył linię startu na ekranie pojawił się zegar odliczający jego czas. Pierwszy sektor, drugi, trzeci. Czas - 1.27.431.

Leclerc jechał zaraz za nim, więc dosłownie mrugnięcie okiem później na ekranie wyświetlił się kolejny czas... 1.26.371... On ma jakieś magiczne zdolności.

Kierowcy zjechali do alejki serwisowej i zostali wprowadzeni do swoich garaży. Obaj wysiedli z bolidów. Czas przeznaczony na Q1 się skończył. Ich okrążenia były bezbłędne. Dosłownie magiczne.

Q2 było bardzo podobne. Żadnych niespodzianek. Nasi kierowcy pojechali dwa okrążenia pomiarowe tak jak każdy inny kierowca, który przeszedł dalej.

W końcu, po pięćdziesięciu minutach, przyszła pora na ostatni etap kwalifikacji. Faworytami do pole i P2 byli odpowiednio Charles i Lando. Założyli im nowy komplet opon na drugi szybki przejazd.

Nasi kierowcy wyjechali na tor jako pierwsi. Zaczęli jechać okrążenie przygotowawcze, a tłumy szalały. Kiedy pierwszy z czerwonych bolidów, który prowadził Lando przekroczył linię startu zaczęła się prawdziwa wojna. Wolniejsze bolidy musiały ustępować miejsca naszym, ale zarazem już za chwilę te same bolidy zaczęły swoje szybkie okrążenie.

Lando i Charles jechali jak natchnieni. Każde wejście w zakręt było perfekcyjne. Każde wyjście z zakrętu było idealnie dopracowane. Do czasu.

Kiedy Leclerc jechał swoje drugie szybkie okrążenie pomiarowe... Max nie zjechał mu z drogi, mimo że jechał wolniej, a następnie...

Potem widziałam już tylko czerwony bolid, który ślizgał się kołami do góry. Po dosłownie milisekundach wpadł na ścianę, a cały tor usłyszał tylko wielki huk.

Wydawało mi się, że moje serce na chwilę stanęło. Możliwe, że faktycznie miałam mikro zawał.

Potem nastąpiła grobowa cisza, w której wszyscy czekali na rozwój sytuacji.

Czerwona flaga została wywodzona praktycznie momentalnie. Wszystkie bolidy zjechały do alejki serwisowej. Ratownicy i dźwigi od razu ruszyły w stronę bolidu Leclerca.

Cisza była wręcz przytłaczająca. Bolała mnie od niej głowa. Bolały mnie uszy. Nawet nie zarejestrowałam momentu, w którym z moich oczu zaczęły cieknąć łzy. Krople łez rozmazywały mój tusz do rzęs.

Sekundy zamieniły się w minuty. Minuty w godziny, a godziny w całe dnie.

Nie wiem ile czasu wpatrywałam się w dachujący bolid. Może minutę, a może dziesięć. Wydawało mi się, że mogłam wstrzymywać oddech, bo kiedy pracownicy toru w końcu odwrócili bolid, a z niego wyszedł Leclerc moje płuca zaczerpnęły taką ilość powietrza, że sama się tym zdziwiłam.

Bolid monakijczyka nadawał się tylko na złom, bo po tym locie przez rozgrzany asfalt do góry nogami nic nie zostało. Przejechał jak na tarce. W takich momentach cieszę się, że powstało halo, bo inaczej Leclerc mógłby się już witać z tatą.

Ratownicy chcieli go zabrać do karetki, ale on się im wyrwał i ruszył pieszo w stronę garaży. Utykał na jedną nogę, ale wydawał się tym nieprzejęty. Kiedy wszedł do alejki serwisowej zaczął zdejmować z siebie kask, a następnie rozpinać kombinezon. Wyglądał na wkurwionego, co mnie zaskoczyło. Nie był przejęty, czy przestraszony. Był tak wkurwiony, że prawie leciała mu para z uszu.

Kiedy stanął prosto przede mną... cisnął kask na podłogę z taką siłą, że potłukła się szybka. Co prawda była już delikatnie pęknięta, więc roztrzaskanie jej było prostsze, ale wciąż prawie nierealne.

Patrzyłam na niego ze łzami w oczach. Byłam dosłownie przerażona widząc w jakim był stanie. Dosłownie kipiał złością. Jego lazurowe oczy praktycznie ciskały pioruny. Nie przesądziłabym ze stwierdzeniem, że wyglądał jak młody bóg wojny, który właśnie stoczył bitwę.

- Zapierdole tego chuja! - jego głos budził grozę.

Charles Leclerc, który był znany ze swojej łagodności właśnie pokazał swoją drugą stronę, który przeraziłaby samego szatana.

- Wjebał mnie na ścianę! Zrobił to umyślnie!

Podeszłam do niego o pół kroku, a nasze spojrzenia się spotkały. Możliwe, że to sobie wymyśliłam, ale miałam wrażenie, że jego wzrok spokorniał.

- Zrobił to specjalnie...

Powiedział to do mnie. Cicho i spokojnie. Smutno.

- Specjalnie, Violet...

- Wiem...

Wiedziałam. Max wciąż miał problem z pogodzeniem się z utratą dominacji. Ta strata była bardzo bolesna dla Red Bulla w tamtym sezonie. Verstappen i Perez nie podołali, a w tym sezonie zamiast jechać dla siebie to utrudniają innym. Wszyscy wiedzą, że zagranie Maxa było celowe. Chciał wyeliminować Leclerca i mu się udało.

Nie ma takiej siły, która dałaby jutro bolid Charlesowi. Oznacza to, że Leclerc spada z pierwszej pozycji w tabeli, bo został wyrzucony z wyścigu.

Zajebiście. Kocham moją pracę. Kolejna sprawa do rozwiązania.

Drive to SurviveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz