Rozdział 27

348 32 6
                                    

Dosłownie mnie zamurowało. Nie wiedziałam co powiedzieć, bo nie wiedziałam jak mam na to zareagować. Oczywiście byłam pewna, że Lily wpadnie w jego ramiona od razu jak się jej zapyta, czo zostanie jego żoną. To była w tamtym momencie jedyna rzecz, której byłam w stu procentach pewna. 

- Co? Oszalałem prawda?!

Widziałam, że Lando zaczynał już wariować, więc złapałam w dłonie jego twarz i zmusiłam, aby spojrzał w moje oczy. 

- Uspokój się, człowieku! Jestem przekonana, że Lily wpadnie w twoje ramiona, ale ona dosłownie oszalała, bo dosłownie powiedziałeś, że mą się ładnie ubrać. Ona cię uwielbia do takiego stopnia, że nawet sobie tęgo nie wyobrażasz, ale od kiedy tu przyszłam to wariuje, bo nie wie co wymyśliłeś.

- Nie możesz jej powiedzieć!

- Nie powiem, ale idź do niej i pokaż, że wszystko jest w porządku i nie ma się czym przejmować. Pokaż jej, że nie obchodzi cię co ma na sobie, i że wcale nie zależy ci na jej odjechanej sukience. 

- Oczywiście, że mam to w dupie! Czemu ona...? Oh...

- No właśnie. - odsunęłam się do Lando i utorowałam mu drogę wyjścia z kuchni. - Idź do niej.

Skinął głową, a chwilę później już go nie było. Ja podobnie jak on opuściłam ładną i przestronną kuchnie w poszukiwaniu mojego towarzysza, który już rozmawiał z Arthurem Leclerciem, Antonellim, Piastrim i Bearmenem. 

Podeszłam do chłopaków i przywitałam się. Szczególnie z Ollim. Nasza dwójka zachowywała się jakbyśmy widzieli się wczoraj, mimo że tak naprawdę ostatni raz nie w roli mojego wroga z F1 widziałam go kilka dobrych lat temu. 

Muszę przyznać, że Ollie od kiedy ostatni raz go widziałam osobiście i prywatnie bardzo wyprzystojniał i nabrał męskich rys twarzy. Ostra żuchwa i delikatnie wklęsłe policzki to u niego nowość, a mimo to dalej wygląda jak nastolatek, którym nie jest już od kilku dobrych lat, bo w końcu jest ode mnie o dwa lata starszy. 

Tego samego jednak nie mogę powiedzieć o Arthurze. Geny Leclerców są niesamowite. Obaj mają to przenikliwe spojrzenie lazurowych oczy. Wypukłe bruzdy nosowo-wargowe, wydatna szczęka i wystające przy przełykaniu kości. Młodszy Leclerc był niesamowicie przystojny, ale była  jedna rzecz, która różniła go od brata. Nawet kiedy w jego policzkach pojawiały się dołeczki, to zacięty i poważny wyraz twarzy nie pozwalał mu ukazać tej chłopięcości, którą miał Charles, mimo że przecież był starszy. 

Kiedy bracia stali obok siebie, to nawet niewidomy zauważyłby podobieństwo między nimi. Charles i Arthur byli nawet nie bliźniakami, a mimo to różnił ich tylko delikatnie kształt twarzy i inna fryzura. Obaj bili pewnością siebie i tego co reprezentują, a reprezentują Ferrari. 

- Co tam? - pierwszy zapytał młodszy brat.

- To twoja szefowa gnojku. - wtrącił się starszy brat. 

- Nie zapominaj, że twoja też.

- Tak, ale to też moja współlokatorka, więc jest jakby inaczej niż z tobą.

Młodszy brat się wyrwał i stanął przede mną. Poprosił o moją dłoń, więc mu ją podałam, a on delikatnie się schylił i ucałował jej wierzch.

 - Ten głupek mnie nie przedstawił. Arthur Leclerc. - mówiąc to wypuścił moją dłoń.

- Violet... Hamilton.

Wszystkie spojrzenia skierowały się w moją stronę, ale ja udawałam, że tego nie widzę. Podeszłam bliżej Charlesa, a on niepostrzeżenie ulokował swoją dłoń na moich plecach pod marynarką. Wydawało mi się, że nikt nie zauważył wyszytych inicjałów no może poza... Wzrok Arthura padł na miejsce przy mankiecie. Jego oczy wydawały się być wielkie jak piłeczki do golfa, ale nic nie powiedział. Skrzyżowałam z nim spojrzenie, aby dać mu jasno do zrozumienia, że ma siedzieć cicho, a on tylko delikatnie się uśmiechnął i skinął głową. 

Drive to SurviveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz