Rozdział 17

499 25 8
                                    

Pierwszy trening Arabii Saudyjskiej rozpoczął się równo o godzinie szesnastej trzydzieści. Siedziałam w moim biurze i oglądałam transmisję, ponieważ miałam zbyt dużo pracy, aby pojawić się w alejce serwisowej osobiście.

Wszystkie dwadzieścia bolidów wyjechało na rozgrzany asfalt ulicznego toru w Jeddah. Naszym kierowcom szło naprawdę dobrze w porównaniu z innymi zespołami, które w tym sezonie miały zawsze jakieś problemy. Ferrari to jedyny zespół na padoku, który nie ma w obecnym sezonie problemów z bolidem, za to mamy niewiarygodny problem z jednym z kierowców.

Oczywiście jak na Leclerca przystało, na torze spisuje się genialnie. Ma najszybsze okrążenie i jest praktycznie bezbłędny. Perfekcyjnie wychodzi ze wszystkich zakrętów. Lando był zaraz za nim. Na ostatnim okrążeniu pomiarowym różnica między nimi wynosiła zaledwie cztery tysięczne sekundy. To jest naprawdę niesamowite, że obaj kierowcy jeżdżą tak podobnie.

Sezon temu miałam okazję zaobserwować co się dzieje, jeśli tylko jeden z kierowców zespołu punktuje. Perez po odnowieniu kontraktu miał niesamowite problemy. Znaczy inaczej. Od początku sezonu miał problemy, ale po Grand Pirx Kanady było jeszcze gorzej. To dlatego w tamtym sezonie stracili mistrzostwo, które spoczywa obecnie w rękach Ferrari. Mamy niesamowite szczęście, że obaj kierowcy zbierają najwyższe miejsca, dzięki czemu nie jest nam straszna utrata mistrzostwa konstruktorów.

Co jakiś czas któryś zespół wzywał do garażu oba bolidy, a czasami tylko jeden. Zmieniali opony i badali przyczepność do toru, a także aerodynamikę pojazdu, przy pomocy specjalnej farby. Nasi kierowcy spędzają na torze najwięcej czasu, bo bolid nie wykazuje sobą żadnych problemów, dzięki czemu mogą po prostu jeździć.

Po równej godzinie nasze bolidy zajmowały odpowiednio pierwsze i drugie miejsce, dla Leclerca i Norrisa. Kiedy ich bolidy zostały ustawione w garażach, a oni z nich wysiedli wyglądali na wymęczonych. Jeddah to trudny, uliczny tor. Jego trudność nie wynika ze specyfiki toru, ale z tego, że jesteśmy blisko równika i temperatura w dzień sięga blisko czterdziestu stopni. Każdy z kierowców jest naprawdę zmęczony po godzinie treningu, a dodatkowo mają świadomość, że za kilka godzin czeka ich powtórka.

Oczywiście, kierowcy mają w bolidach zapas wody do picia, ale niektórzy, jak Lando, czy Leclerc, nie są w stanie się skupić pijąc, więc przez godzinę w takich warunkach, a do tego przy tym wysiłku fizycznym jest naprawdę łatwo się odwodnić.

Zamknęła laptopa i wyszłam z biura, a następnie zaczęłam kierować się w stronę naszych garaży. Wiedziałam, że zaatakują ich reporterzy, chcąc wiedzieć od nich wszystko o sprawie Carlosa. Problem był tylko taki, że Leclerc wiedział tylko że założyliśmy mu wprawę i wiedział dlaczego, a Norris wiedział jeszcze mniej.

Na zapleczu garaży kierowcy byli ważeni i odpoczywali, w swoich boxach. Niektórzy byli z fizjoterapeutami, a inny po prostu leżeli, albo sami się rozciągali. Wydaje mi się, że większość postawiła na randkę z fizjo, bo Jeddah naprawdę daje w kość, a w dodatku przeciążenia na tutejszych zakrętach są mordercze.

Kiedy weszłam do naszego sektora zauważyłam Lando i Charlesa, który po prostu leżeli jak dwa placki na kanapie. Nie poszli nawet na rehabilitację, co oznacza, że wyścig wewnętrzny ich zamordował.

Obaj spojrzeli na mnie jakbym conajmniej to ja im to zrobiła.

- Weź tych swoich dziennikarzy zabierz, bo chcę tylko pojechać do hotelu i wyspać się przed rundą drugą tego zjebanego toru.

Słowa Norrisa mnie zadziwiły. Nie spodziewałam się, że to właśnie on odezwie się pierwszy, a już tym bardziej, że będzie miał do mnie wyrzuty sumienia.

Bez żadnego słowa odwróciłam się na pięcie do wyjścia głównego, gdzie stał tłum paparazzi. Wszyscy skupili się na mnie. Zadawali tysiące pytań, na które nie chciałam odpowiadać, ale wiedziałam, że muszę.

Wszyscy, co do jednego, podążyli za mną do konferencyjnego. Usiedli na przygotowanych krzesełkach, a ja wraz z  innymi zasiadłam za długim stołem z mikrofonami.

Wszystkie pytania dotyczyły naszego zgłoszenia do sądu i słów prawnika Sainza, który chce nas pozwać.

- Dementując wszystkie plotki, chciałabym powiedzieć, że sprawa z Carlosem Sainzem nie dotyczy tylko tak głośnej ostatnio sprawy, która miała miejsce między byłym zawodnikiem naszego zespołu i byłej partnerki Charlesa Leclerca. Nasz pozew dotyczy narażenia życia i zniesławienia. Odnosi się on do sytuacji, która miała miejsce kilka lat temu w Monaco. Po przeprowadzonym dochodzeniu udało się ustalić, że przewód hamulcowy był uszkodzony w bolidzie Sainza. Sprawa poszła do mediów, a Sainz oskarżył o to mojego klienta. Po dalszym dochodzeniu okazało się, że ostatnią osobą, która miała kontakt z bolidem był sam kierowca, który umyślnie zniszczył swój własny bolid, naraził życia swojego kolegi z zespołu, a następnie zrzucił na niego całą winę. Prawnik pozwanego chce nas zaskarżyć, ponieważ uważa, że to co przedstawiliśmy to pomówienie i nie mają potwierdzenia. Oficjalnie informuje, że wszystkie informacje, które teraz przekazałam pojawią się na komisji śledczej FIA. Obaj kierowcy będą musieli się na niej stawić. Osobiście nalegałam, aby komisja była nagrywana i trafiła do opinii publiczne. Dziękuję.

Kiedy skończyłam, poniosłam się z mojego krzesła i bez słowa wyszłam. Wiedziałam, że będą tutaj główną atrakcją, ale nie spodziewałam się, że razem ze mną wyjdą reporterzy, którzy mieli pytania tylko do mnie. To wydaje się śmieszne, bo poza mną było tam około siedmiu innych managerów.

Zdążyłam kątem oka zobaczyć, że Leclerc właśnie opuszczał parking, a Lando wsiadał do samochodu i też miał odjechać.

Zanim zdążyłam pomyśleć skręciłam w jego kierunku i wsiadłam na siedzenie pasażera.

- Błagam cię, uratuj mnie i zabierz stąd.

On wyglądał na zdziwionego moja reakcją. Miałam ze sobą tylko torebkę, a wszystko inne zostało w biurze, do którego i tak miałam wrócić za blisko pięć godzin.

Lando bez słowa odpalił silnik i odjechał z parkingu zostawiając za sobą tłum reporterów, a których każdy się zastanawiał gdzie zniknęłam, ponieważ przemknęłam między przyczepami i budynkami, aby nikt mnie nie zauważył.

W samochodzie nie leciała żadna muzyka. Jechaliśmy w całkowitej ciszy, aż przez przypadek zobaczyła, że Lando, który był naprawdę wymęczony, delikatnie zaczął przymykać powieki.

- Zatrzymaj się. Zamienimy się. Ja pojadę, a ty się zdrzemnij.

Nie dyskutował. Błyskawicznie zjechał na przystanek i się ze mną zamienił. Usnął w momencie, w którym usiadł w fotelu pasażera.

Drive to SurviveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz