☏| Rozdział 7. Ciężki dzień

30 3 7
                                    

Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie

sobie się przyglądać, lecz aby patrzeć

razem w tym samym kierunku.

- Antoine de Daint-Exupery, Mały Książę

Niechętnie stanęłam przed lustrem, przymierzając krwisto czerwoną, satynową suknie. Wyglądałam jak nie ja. 

Jako małe dziecko moja mama zawsze ubierała mnie w różne sukienki i spódniczki. Wtedy mi się to podobało. Nie zwracałam uwagi na to co mam na sobie, po prostu się bawiłam i nie myślałam o niczym innym. Ale jak trochę podrosłam, zrozumiałam że nie wyglądam jak inne dziewczynki. Miałam trochę ciemniejszą cerę i bardzo ciemne włosy, co mogłam zawdzięczać swoim latynoskim korzeniom. Każdy w przedszkolu traktował mnie jak inną. Opiekunki o wszystkim wiedziały, ale traktowały to jak małe sprzeczki między dziećmi. Przecież to takie normalne. Nikomu nie powiedziałam o tym jak mnie tam traktowali. Wtedy przestałam nosić sukienki. Nie czułam się w nich tak dobrze jak wcześniej. Wiedziałam, że musiałabym znosić wzrok innych dzieci na sobie. A ja po prostu nie chciałam się już wychylać. Dlatego uciekałam z każdego zdjęcia, które próbowali nam robić. Zawsze bawiłam się sama. Wmawiali mi, że jestem inna. Ale po jakimś czasie zrozumiałam, że to prawda. Chodź ciemniejsza cera o tym nie świadczyła, a dzieciaki nie powinny mnie od razu dyskryminować. Jakbym była gorsza. Byłam inna. Interesowały mnie inne rzeczy niż większość dziewczyn, które znałam. Wolałam spędzać wieczory sama ze sobą. Po prostu lubiłam samotność. Nikt mnie nie oceniał. A ja mogłam robić rzeczy, które lubiłam.

Spojrzałam jeszcze raz w lustro, dalej nie wierząc że to robię. Przecież wyszli w nocy z mojego domu. Powinnam mieć w nich wyjebane i nie robić tego, o czym ON pisał. Zostawili mnie. Nie mogę mieć im za złe, że postawili na pierwszym miejscu swoje bezpieczeństwo. Ale to boli i tego ukryć już nie jestem w stanie. Moje zapłakane oczy mówią o wszystkim. Nawet mocny makijaż, który mam na sobie mi nie pomógł. Pod warstwą korektora i pudru widać worki pod oczami. Przez resztę nocy nie byłam w stanie zmrużyć oka. Płakałam do momentu, w którym z moich oczu już nic nie leciało. Moja głowa pękała aż do teraz, nawet parę tabletek które wzięłam dzisiaj nic nie pomogły. Nie powinnam ich brać na pusty żołądek. Nauczyłam się tego, że to nigdy nie kończy się dla mnie dobrze, ale teraz nie robię tego dla siebie. Robię to dla Liz. Ten dzień jest dla niej bardzo ważny, a ja nie mogę zawieść kolejnej osoby, która przytrzymuje mnie przy życiu. Zamrugałam parę razy, aby żadna z łez nie zleciała na mój makijaż. Wyglądałam ładnie. Chodź tak się nie czułam. Mój komfort skończył się jak zakładałam sukienkę przez głowę. Makijaż był jedyną częścią, która mi się podobała. Zawsze lubiłam się malować, chodź nie robiłam tego często. Odstresowuje mnie to. Usiadłam znowu przy czarnej toaletce i ściągnęłam gumki z włosów. Powoli rozplątałam dwa francuzy, które zawiązałam sobie na głowie dwie godziny temu. Poprawiłam je lekko dłonią, aby wyglądały trochę lepiej i spojrzałam na nie w lustrze. Zawsze uwielbiałam swoje włosy. Ciemne brązowe loki zawsze prezentowały się dobrze. A czerwone końcówki, były idealnym dopełnieniem. Popsikałam je lakierem do włosów, aby wytrzymały do wieczora i włożyłam do uszu kolczyki w kształcie małych węży, które były wypełnione małymi błyszczącymi kryształkami. Nałożyłam na nos okulary, które idealnie podkreślały mój nie codzienny makijaż. Wzięłam głęboki oddech i wstałam na nogi. Sięgnęłam ręką po telefon, który miałam zamiar zostawić na całą uroczystość w samochodzie. Niestety kolejnym minusem sukienek, jest brak kieszenie. I gdzie ja mam sobie włożyć najważniejsze rzeczy? W dupę? Powoli zeszłam schodami na dół i skierowałam się do korytarza. W jednej z szafek znalazłam czarną torebkę prezentową, do której włożyłam książki leżące na komodzie. Na swoje stopy włożyłam czarne tenisówki, na których była ręcznie malowana kapibara. To był jeden z najlepszych prezentów, które dostałam w życiu. Nigdy nie zapomnę jak się wtedy cieszyłam. Pod sukienką i tak nie będzie ich widać, a ja nie miałam zamiaru nakładać niewygodnych obcasów. Wyszłam z domu i otworzyłam samochód, który stał na podjeździe. Usiadłam na miejscu kierowcy, a klucze do domu i telefon włożyłam do skrytki. Prezent położyłam na miejscu pasażera i włożyłam kluczyk do stacyjki. Z piskiem opon wjechałam na ulicę. Lekko przyspieszyłam i rozglądałam się po panoramie miasteczka. Po chwili skręciłam w prawo i już widziałam wiele samochodów zaparkowanych na chodnikach. Ta kurwa. Uroczystość dla rodziny. Gówno prawda. Całe miasto tu zebrali. No jakiś żart. Po chwili szukania w schowku znalazłam pilot do garażu, które dało mi małżeństwo. Jak do nich przyjeżdżam i tak w nim parkowałam, więc dali mi swój zapasowy zestaw kluczy. Zaparkowałam równo w garażu i sięgnęłam dłonią po tabletki przeciwbólowe, które leżały obok mnie. Zawsze je wożę przy sobie. Jak się nie przydadzą mi, to komuś innemu. Gdyby nie te tabletki, nie trzymałabym się dzisiaj na nogach. Jedynym wyjściem było na szprycowanie się lekami, które może jakkolwiek pomogą. Wzięłam jedną tabletkę i popiłam ją wodą. Wzięłam do ręki torbę i wyszłam z samochodu. Do moich uszu już dochodziły dźwięki rozmów i cicha, spokojna muzyka. Powoli weszłam do wielkiego ogrodu, a wzrok większości padł na mnie. No jebane wejście smoka. Prychnęłam pod nosem i rozglądnęłam się po wszystkich. Po chwili zauważyłam brązowe tęczówki Elizabeth, która stała wraz z swoim mężem przy pięknie ozdobionej altance. No sobie chyba ze mnie kurwa żartujecie. Będą robić odnowę przysięgi ślubnej. Zabije ich. Wysiliłam się na mały uśmiech i ruszyłam do szczęśliwej pary. Kobieta od razu otoczyła mnie swoimi ramionami, a ja nie byłam jej dłużna i przytuliłam się do niej.

Czwórka z LincudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz