Rozdział 9

4 2 0
                                    

            Nienawidzę Anthonego Michaela Tore. Całym sercem. Jak jeszcze nikogo nigdy w życiu. Gdyby prawo w naszym kraju było bardziej liberalne to bym go zabiła. Gdyby pytali o powód powiedziałabym, że to w obronie własnej. W obronie swojego spokoju i psychiki, która przy tym człowieku przeżywała prawdziwe tortury. Do takich wniosków doszłam na kilkadziesiąt minut po tym jak otworzyłam oczy dzisiejszego dnia.

- No proszę, chyba muszę wyskoczyć z dwustu dolarów – usłyszałam głos, którego w pierwszej chwili nie rozpoznałam.

Pomrugałam kilkukrotnie by otworzyć zaspane oczy. Byłam zaplątana w pościel a na ciele czułam coś ciężkiego i ciepłego. Jęknęłam cicho i obróciłam się na plecy. Otworzyłam oczy i zamarłam. Na moim brzuchu spoczywała męska ręka. Męska ręka, na której widoczne były tatuaże. Podniosłam wzrok wyżej, bo usłyszałam chrząknięcie i zobaczyłam bardzo rozbawione cztery pary oczu. Otworzyłam usta, ale nie wydałam z nich żadnego dźwięku, bo mój obolały po używkach mózg dopiero się budził a szło mu to bardzo opornie. Spojrzałam najpierw na Vanessę, później na Milana. Następnie mój zaspany wzrok przeniósł się na Simona i Paula. A skoro oni stali przede mną to znaczy, że obok mnie w łóżku...

O ja pierdole.

Zerwałam się jak poparzona i omal nie wywróciłam się, gdy wyplątywałam się z pościeli. Paul mnie przytrzymał za łokieć. Mignęło mi, że ręka, która spoczywała jeszcze chwilę temu na mnie teraz klapnęła na materac.

- Witamy w świecie żywych – powiedział wesoło Paul.

- Co... Jak... Kurwa - zaczęłam.

- To mój ulubiony po imprezowy poranek a właściwie południe. Najlepsze w tym roku – powiedział poważnie Simon.

- Południe?! – wykrzyknęłam i rzuciłam się w poszukiwaniu telefonu. Leżał na szafce nocnej przy łóżku więc chwyciłam go szybko przez co niemal wypadł mi z rąk. Spojrzałam na ekran i nogi się pode mną ugięły. Była trzynasta i miałam dziesięć nieodebranych połączeń.

- O nie, nie, nie, nie... – szeptałam przerażona próbując drżącymi dłońmi odblokować telefon by zobaczyć kto próbował się do mnie dodzwonić. W tej chwili dużo bardziej przeraziło mnie, że moja mama próbowała się ze mną skontaktować niż to, że obudziłam się w jednym łóżku z Torem. Całe szczęście wszystkie nieodebrane połączenia były od Cori i Oscara. Brałam uspokajający oddech, gdy mój telefon znów zaczął dzwonić. Natychmiast odebrałam.

- Halo? – zapytałam zagubiona, roztrzęsiona i przerażona.

- Dzięki bogu, żyjesz! – krzyknął do słuchawki Oscar tak głośno, że obserwujący mnie znajomi parsknęli śmiechem. – Gdzie ty jesteś u licha?!

- Ja? Ee... - zaczęłam. Spojrzałam na śpiącego Tora i przełknęłam ślinę. Uciekałam wzrokiem aż spojrzałam na właścicielkę sypialni, w której dział się mój koszmar. – U Vanessy.

- Co? – dopytał Oscar jakby myślał, że się przesłyszał.

- No jestem u Vanessy, nocowałam tutaj – powiedziałam już dużo spokojniej.

- Podaj adres, będziemy po ciebie za chwilę z Cori, bo musisz nam wytłumaczyć, dlaczego cię kryliśmy – powiedział jeszcze lekko zestresowany, ale słychać było, że ulżyło mu, że odebrałam.

- No i ekstra, zrobimy afterek – powiedział Paul głośno.

- Czy wy możecie stąd wszyscy wypierdalać? Nie planowałem jeszcze wstawać – głos Tore'a spowodował, że przymknęłam oczy. Jakim cudem wylądowaliśmy w jednym łóżku? Nie mogłam sobie nic przypomnieć. Zagryzłam wargę ze stresu.

GAME OF CRIME. INITIATIONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz