Rozdział 13

6 2 0
                                    

            Dwa dni męki. Tyle czasu czułam, jakby mój własny mózg mnie torturował. Nie mogłam pozbyć się z głowy obrazów z nocy ze środy na czwartek, gdy ratowaliśmy Isę. W czwartek chłopcy ponownie popłynęli w to miejsce by w świetle dziennym zbadać czy psychol nie zostawił jakichś śladów. Od momentu, w którym zobaczyłam jak Tore ma zapisany numer nieznajomego zaczęłam go tak samo nazywać. Po dotarciu na miejsce okazało się, że zniknęły wszystkie ślady nocnych wydarzeń prócz jednego. Gałąź, do której była przywiązana lina, na której ponoć miała zawisnąć Isa była niemal w całości przepiłowana. To oznaczało, że cała ta sytuacja miała nas tylko wystraszyć, bo Isa by nie zawisła. Niezależnie od tego czy dotarlibyśmy na miejsce czy nie, gałąź pod ciężarem ciała dziewczyny i tak by się ułamała. Inna sprawa, że psychol mógł wtedy skrzywdzić dziewczynę w inny sposób. Wiadomości jakie dostaliśmy po akcji nie napawały mnie optymizmem. Wynikało z nich, że prawdopodobnie najbliższą noc spędzimy nie w swoich domach. Sprzedaliśmy naszym rodzicom bajeczkę o wyjeździe na weekend do Filadelfii byśmy mogli bez przeszkód pojechać gdziekolwiek ten psychol będzie chciał. Czas oczekiwania na kolejną wiadomość doprowadzał mnie do obłędu. Myśli jakie krążyły po mojej głowie były bliskie jakiejś chorobie psychicznej, ale musiałam jakoś to przetrwać.

Było piątkowe popołudnie, siedziałam na łóżku a obok mnie leżała torba z podstawowymi rzeczami takimi jak ubrania czy kosmetyki, ale oprócz tego było tam dużo innych cennych przedmiotów. Zapakowałam chyba wszystkie opatrunki, leki, plastry i inne medykamenty jakie znalazłam w domu a było tego dużo, bo ojciec był lekarzem. Prócz tego specjalnie na tą okazję kupiłam trzy scyzoryki, które pochowałam w różnych miejscach. W torbie miałam nawet liny o różnej grubości. Wspólnie stwierdziliśmy, że każdy z nas powinien zabrać to co uzna, że może się przydać. Byłam gotowa już dzień wcześniej, dlatego teraz czekałam na wyrok w postaci wiadomości patrząc na bluzę Anthonego Tore'a, która wisiała na krześle przede mną. Planowałam ją zabrać by mu ją oddać, bo i tak musiałam się tłumaczyć mojej matce czyja to bluza jak dzień wcześniej weszła do mojego pokoju. Nie próbowałam jej nawet okłamać, że to bluza Oscara, bo ten był dużo drobniejszy niż Tore i nie nosił tak dużych rzeczy. Z wiadomych względów nie mogłam jej powiedzieć do kogo faktycznie należała bluza dlatego wymyśliłam bajeczkę o tym, że to bluza chłopaka Isy.

Spojrzałam na telefon po raz trzydziesty w przeciągu ostatnich trzech minut i w końcu zirytowana postanowiłam napisać do reszty.

Do Grupy Moje Miśki: Dostaliście coś? Zaraz zejdę na zawał.

Cori: Nie, też czekam.

Isa: Ja też.

Oscar: Wychodźcie, zaraz po was będę.

Blanca: Dostałeś coś?!

Oscar: Tak, przed chwilą.

Nim zdążyłam odpisać dostałam kolejną wiadomość i tym razem to była ta na którą czekałam.

Od Nieznajomy: Kto pierwszy ten lepszy. 39.344908, -74.843192. Dziś pożegnamy trzecią rundę moi grzesznicy.

Psychol wysłał nam współrzędne miejsca, w którym mieliśmy się spotkać. Szybko wpisałam je w wyszukiwarkę i tak jak się spodziewałam, był to środek lasu. Dobrze, że w mojej torbie są też latarki. Z jękiem wstałam z łóżka, złapałam torbę, którą ledwo udźwignęłam, chwyciłam bluzę Tore'a i wyszłam z pokoju. Idąc w stronę drzwi wyjściowych napisałam wiadomość na grupie.

Do Grupy Moje Miśki: Też dostałam. To jest w środku niczego.

Cori: Nauczona doświadczeniem, wzięłam już pierwszą dawkę leków na uspokojenie.

GAME OF CRIME. INITIATIONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz