Rozdział 14

5 2 0
                                    

            Siedziałam na ziemi opierając się o samochód Oscara. Trzymałam ręce między udami i odchyliłam głowę do tyłu próbując uporządkować swoje myśli. Gdzieś podświadomie czułam, że siedzenie samej w środku lasu na zewnątrz jest głupim pomysłem, ale w tej chwili dużo gorsze wydawało mi się patrzenie w oczy wszystkim, którzy zostali w domu. W szczególności jemu.

Miałam go do cholery pocałować, by wykonać zadanie. W której sekundzie zmieniło się to w najbardziej zniewalający pocałunek w moim życiu? Przecież to był Tore! To pewnie przez to co dla mnie zrobił. Tak, to na pewno przez to. Przecież on nie mógł mi się podobać. Prawda? Oczywiście, że prawda! Nad czym ja się w ogóle zastanawiam.

W terapii nazywają to fazą wyparcia, Blanca.

Usłyszałam trzaśnięcie drzwi i naprawdę miałam nadzieję, że stanę się niewidzialna, bo nieważne kto wyszedł, nie chciałam widzieć w tej chwili nikogo. Moje nadzieje były złudne, bo kilkadziesiąt sekund później stanął nade mną Tore. Cudownie. Ze wszystkich tam zgromadzonych jego nie chciałam widzieć najmocniej. Chłopak westchnął, gdy uparcie nie nawiązywałam z nim kontaktu wzrokowego po czym usiadł obok mnie i wyciągnął papierosy.

- Chcesz? – wyciągnął w moją stronę paczkę. Pokręciłam głową. – Uciekłaś – stwierdził oczywistość.

- Gratuluję spostrzegawczości – mruknęłam.

- Dlaczego? – zapytał i wtedy coś mnie zakuło. Czyżby tylko na mnie tak wpłynął ten pocałunek? Przecież czułam jego zaangażowanie i widziałam jak zaskoczony był po nim.

- Bo nie tego się spodziewałam? – zapytałam i w końcu na niego spojrzałam.

- A czego? – parsknął.

- Nie wiem, może że będziesz stał nieruchomo przez te cholerne dziesięć sekund? – irytowałam się jego postawą.

- Nie mogłem – chłopak wzruszył ramionami. Siedział naprawdę blisko. Oboje opieraliśmy głowy o samochód, ale twarze mieliśmy zwrócone ku sobie.

- Dlaczego? – tym razem ja zapytałam.

- Bo byłem ciekawy jak to jest całować Blancę Julię Holt – szepnął mrocznym tonem, przez który znowu coś poczułam.

- Już wiesz? – zapytałam unosząc jedną brew. Chciałam zgrywać niewzruszoną, ale było to niesamowicie trudne, gdy wewnątrz mnie szalała burza. – I jak to jest? – prowokowałam go.

- Używasz błyszczyka truskawkowego? – zapytał nagle a ja zdziwiona kiwnęłam głową. – Więc od dziś uwielbiam truskawki – powiedział a jego ciepły oddech musnął moje wargi, bo nawet nie wiem, kiedy on znowu znalazł się tak blisko.

- A wcześniej miałeś im coś przeciwko? – zapytałam cicho. Atmosfera między nami robiła się niesamowicie ciężka.

- Wiele. Wystarczyła jedna historia bym całkowicie zmienił o nich zdanie – odpowiedział a ja czułam, że on mówił o mnie i o tym co wyznałam.

- Dlaczego to zrobiłeś? – wiedział, że pytałam o to czemu zdradził swoją historię. Nie wiedzieć czemu nasza rozmowa była dla nas całkowicie zrozumiała, mimo że lawirowaliśmy między niedopowiedzeniami.

- Źle cię oceniłem Blanca. To był wypadek. Zostałaś skrzywdzona, chciałaś tylko uciec, chronić siebie. Nie mogę cię za to potępiać. Zrozumiałem cię dziś. Widziałem jak bardzo boisz się powiedzieć im prawdę. I wiesz co? Może masz rację, może by cię zostawili, gdy dowiedzieliby się prawdy. Wiesz za to kto tego nie zrobi? – pokręciłam głową zaprzeczając. Słowa Anthonego wprowadziły mnie w jakiś dziwny trans. Nie mogłam oderwać od niego wzroku i spijałam z jego ust każde słowo. Nie musiałam mu tłumaczyć tego jak się czułam, bo on i tak to wiedział. Rozszyfrował mnie, wiedział czego się bałam i właśnie teraz zabierał ode mnie ten lęk. – Ja. Przez ostatnich kilka tygodni udowodniłaś mi wiele razy jakim ignorantem jestem wyrabiając sobie opinię o tobie niż znając cię. Znam resztę twojego sekretu i zrobię wszystko byś zachowała go dla siebie. – Po tych słowach po prostu wstał, wyrzucił niedopalonego peta, którego przydeptał butem i wrócił do domu.

GAME OF CRIME. INITIATIONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz