Rozdział 6

10 4 0
                                    

Minął już ponad tydzień, odkąd wróciłam do domu w ten nieszczęsny poniedziałek. Moja matka tamtego dnia już na mnie czekała z awanturą stulecia. Oczywiście, że dostała anonimowo serię zdjęć ukazującą mnie i Tore'a. Najgorzej, że na tych zdjęciach wyglądamy tak, jakby chłopak przyszedł do swojej... dziewczyny. Na samo wspomnienie przeszedł mnie dreszcz. Monolog mojej matki o zadawaniu się z takim człowiekiem trwał w nieskończoność. Próbowałam jej wytłumaczyć, że to tylko głupi żart, ale to nic nie zmieniło. Dla niej byłam winna, że w ogóle go znam i nie interesowało jej czy go lubię czy nie. Dopiero powrót mojego taty zakończył moje męki. Kazał mi iść do pokoju. Zrobiłam to z wielką chęcią. Po ponad godzinie przyszedł do mnie i zapytał mnie o moją wersję wydarzeń. Bolało mnie, że nie mogłam powiedzieć mu prawdy. Przynajmniej nie do końca. Powiedziałam, że rozmawiałam z nim raz w życiu przez przypadek i ktoś to prawdopodobnie chciał wykorzystać i zrobić mi na złość nasyłając Tore'a na mnie właśnie po to by takie zdjęcia dotarły do mamy. Widziałam, że ojcu nie do końca wszystko się zgadza w mojej opowieści, ale nie drążył. Zapytał się jedynie czy na pewno nie spotykam się z tym chłopakiem po czym powiedział, że mi wierzy, ale szlabanu nie uniknę, bo mama jest wściekła. Oczywiście Tore kilka godzin po całej akcji napisał do mnie, że ma nadzieję, że tym razem wzięłam odpowiedzialność za swoje czyny. Przez to musiałam spędzić pod prysznicem godzinę by powstrzymać drżenie rąk, które przepowiadało kolejny atak paniki. Jako że ja mogłam wychodzić tylko do szkoły i ze szkoły to moi przyjaciele skończyli drugą turę zadań sami. Między innymi zamówili do szkoły sto pudełek z pizzą z lokalnej, drogiej włoskiej restauracji, udawali parę przez dwa dni oraz poszli na wagary. Nic strasznego, zwykłe szczeniackie zadania. Zgrzytałam zębami ze złości, że przez Anthonego nie mogłam brać udziału w grze razem z Isą, Cori i Oscarem. Chętnie zrobiłabym proste zadanie a nie takie, które miałam wątpliwą przyjemność robić na początku tej tury. W każdym razie udało się. My mieliśmy już literę R oraz E a grupa Vanessy N oraz E.

Dzisiaj był wyjątkowy dzień, bo Isabella kończyła siedemnaście lat. Impreza urodzinowa przyjaciółki była zaplanowana na sobotę. Wiem od taty, że mama miała cofnąć mój szlaban przed imprezą, ale musiałam pogadać z nią już dziś. Dlatego właśnie kończyłam przygotowywać śniadanie dla rodziców. Specjalnie wstałam dwie godziny wcześniej by zdążyć ze wszystkim.

- Cześć mamo, cześć tato – zawołałam wesoło, gdy rodzice zeszli do jadalni i stanęli zaskoczeni widokiem jaki zastali.

- Blanca? Co się dzieję? – zapytała mama.

- Zrobiłam wam śniadanie – wzruszyłam ramionami, jak gdyby nigdy nic.

- Widzę. Zastanawiam się, dlaczego – mama dalej drążyła temat.

- To już nie można zrobić śniadania rodzicom? – udałam oburzenie na co tata zaśmiał się i podszedł do mnie całując mnie w czoło.

- Jen, lepiej się pośpiesz, bo to wygląda tak smacznie, że może dla ciebie nie wystarczyć – odezwał się tata na co mama westchnęła, ale usiadła przy stole.

Pierwszych kilkanaście minut jedliśmy w ciszy. Denerwowałam się coraz bardziej jak zacząć tą rozmowę. Od dnia, gdy moja mama zobaczyła zdjęcia ze mną i Torem ciągle się kłóciłyśmy. Miałam do mamy żal, że mi nie wierzy. Tłumaczyłam jej, że nic prócz przypadku nie łączy mnie z tym człowiekiem. Nic prócz gry, ale do tego nie chciałam się przyznać nawet przed sobą.

- To jakie macie plany na dziś? – odezwał się mój tata a ja w pierwszej chwili nie zrozumiałam, że mówi do mnie. Dopiero przez zmarszczone brwi mamy się ogarnęłam.

- Chcieliśmy zabrać Isę na pizzę do Filadelfii – odezwałam się cicho, ale widząc minę mamy dodałam – ale wiem, że mnie nie puścicie, dlatego nie pojadę.

GAME OF CRIME. INITIATIONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz