Rozdział 15 | Z kimś innym, niż ja

36 5 11
                                    

♪ - Zayn Alexandre Osborne

Dwudziesta pierwsza.

Bolała mnie głowa. Czułem dyskomfort, fala za falą. Za dwie godziny miałem lot - za pół zjawić się miał Colin.

Wychyliłem dwie setki. Bolało dalej, ale poczułem się spokojniejszy.

Dla pewności, że nie oszaleję, wypiłem jeszcze jedną. Po trzech czułem się lepiej. Nie byłem pijany - nie zataczałem się, wzrok miałem ostry. Wbiegłem do łazienki i umyłem zęby dwa razy, aby nikt nic ode mnie nie wyczuł.

Byłem gotów na lot. Spakowałem walizki z samego rana i do tej pory zdążyłem sprawdzić ich zawartość trzy razy. Nie było opcji, że zmieściłyby się do żadnego mojego samochodu. Leonardo natomiast przydzielił mi ochronę, więc nie oczekiwałem od niego transportu. Sam sobie go zorganizowałem.

A mój kierowca nigdy się nie spóźniał. Przyjechał przed czasem.

Otworzyłem mu drzwi i poczułem się dziwnie. Prawie tak, jakbym chciał zatrzasnąć je mu przed nosem. Jego twarz była opuchnięta. Mimo to, wyglądał dużo lepiej, niż ja.

- Hej - uśmiechnął się Lin.

Nie odpowiedziałem. Zamiast tego pomachałem mu na przywitanie i przepuściłem, by wszedł do mieszkania.

Leniwie odszedł do kuchni. Idąc tuż za nim, zatrzymałem się i oparłem o barek kuchenny, swoją drogą, zawalony tygodniowym bałaganem. Talerze, kubki - przede wszystkim kubki. Starałem się uprzątnąć większość mieszkania przed wyjazdem, ale zwyczajnie nie zdążyłem. Najwyraźniej panie, którym zleciłem sprzątanie, dostaną większą zapłatę.

Colin wyglądał dziś bardziej blado, niż zazwyczaj. Miał kręcone włosy, choć zazwyczaj tylko się falowały. Miał na sobie golf, który cały czas poprawiał i bez ustanku ruszał szyją, bo wyraźnie go uwierał. Aż tak mu było zimno?

- Chcesz coś do picia, czy do jedzenia?

Chwilę mnie ignorował. Usiadł na drewnianym stołku przy wyspie i bezwiednie oparł łokieć o ceramiczny blat. Dopiero po chwili zwrócił na mnie uwagę.

- Zrób mi kawę.

- Co?

Nie od dzisiaj wiedziałem, że od kofeiny stronił, jak się dało, w obawie, że kłopoty z sercem znów go dopadną. To test Hudsona? Może sprawdza, czy poza jego obecnością byłbym skory podtruć mu brata?

- Słabą.

- Nie pijesz kawy.

- Ta, bo po jednej jebnę na zawał - mruknął. - Jakoś muszę nie zasnąć, skoro to ja mam kierować.

Miał rację. Ja raz zasnąłem za kółkiem i nie było to nic fajnego. Z uwagi na to wspomnienie, przystałem na jego prośbę.

- Masz ubrania na lotnisko? - zapytałem, dla upewnienia.

Mruknął na potwierdzenie.

- Ciemny, nie całkiem czarny, co by pasował do twojego, ale nie był taki sam... - przypomniał mi moje instrukcje. - A po co mamy się ubierać na lądowanie? Tam dziennie kręcą się tysiące ludzi. Przecież my zginiemy w tłumie.

- Nie kazałbym ci kupować ubrań, gdyby tak było. Masz szczęście, że jedziesz ze mną. Gdybyś jechał z prezesem, cały wczorajszy dzień spędziłbyś przymierzając te okropne garnitury, które tak kocha.

- ...Nie no, to już przesada. Na lotnisku w garniturze? Po tylu godzinach w samolocie? - prychnął. - Przecież to się człowiekowi żyć odechciewa.

In Memoria Mea || bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz