☾ - Colin Finn Schöler
- Jasne, kurwa - wycedziłem przez zęby i w tym samym czasie niemal potknąłem się o własne nogi. - Więcej trzeba było wypić.
Taszczyłem Zayna przez schody i korytarze, aż do pokoju, który wyznaczył mi jakiś przesadnie miły pan ze skandynawskim akcentem. Coś tam mówił, że chciał mnie dzisiaj spotkać, przedstawiliśmy się sobie nawzajem, a potem dał mi dwie karty do jednego pokoju i życzył powodzenia. Byłem tak wkurwiony, że chyba nawet nie podziękowałem.
Ta cała impreza na początku była fajna. Bawiliśmy się razem z Leah, żartowaliśmy, nawet poznałem parę ludzi, zbiłem z kimś pionę, z kimś byłem teraz na "siema", podobno w ogóle z jakimś multimilionerem, co go w życiu wcześniej na oczy nie widziałem. Nawet nie przyuważyłem, kiedy dokładnie Zayn zaczął pić - najpierw z jakąś przypadkową kobietą, którą może i znał, a ja nie, a potem już samemu. Kiedy do niego wróciłem, kończył już kolejnego drinka (ledwo parę minut mnie nie było) i wyglądało na to, że raczej nie był z tego dumny. Wydawało mi się nawet, że wzdryga się za każdym razem, kiedy spogląda na swoje ręce, w których trzyma szklankę. Jakby sam siebie odpychał. Polepszyło mu się, gdy zmartwiony próbowałem go zagadywać, ale nie zmieniło to jego dziwacznych zachowań. W pewnym momencie w ogóle przestał mówić. Szybko zacząłem żałować, że nie powstrzymałem go od picia, kiedy jeszcze miałem okazję.
Przysięgam, gdybym się na niego tak nie uparł, zostawiłbym go na pastwę losu przy tym stoliku, żeby zapił się na śmierć.
Ledwo mi się to udało, ale dotarłem do drzwi wyznaczone mi przez tamtego pana. Zacząłem szukać karty pokojowej w kieszeni, bo wrzuciłem tam obie, by przypadkiem ich nie wygiąć, jeżeli już miałbym upaść. Nie minęło parę sekund, jak Zayn dosłownie zasnął na moim ramieniu. Znaczy się, chyba zasnął - niby spał, niby po prostu miał oczy przymknięte. Postanowiłem, że nie będę wredny i nic mu nie powiem.
Moje początkowe zdenerwowanie z każdą chwilą zmieniało się w coraz większe zmartwienie jego stanem.
Uporałem się z tą kartą dosyć szybko, otworzyłem drzwi i straciłem równowagę zaraz w progu. Na szczęście udało mi się nie spaść na ziemię, ale za taką cenę, że kością ogonową uderzyłem o stojącą nieopodal szafkę. Głowa Zayna wylądowała centralnie na moim ramieniu, a ja starałem się, jak tylko mogłem, byleby nie pokazać, że bolało jak sam skurwysyn. Nie, żeby w tym stanie jakoś mocno go to interesowało. Raczej sam sobie chciałem pokazać, że jestem silny, i że wcale nie boli.
- Ile ty, kurwa, wypiłeś? - jęknąłem.
- Ile ty... Wypił... - coś tam wymruczał. - Spierdalaj. Ja nic nie piłem.
- Jeszcze jedno takie słowo, to przysięgam, że na korytarzu będziesz spał.
- No i będę spał.
- Nic nie piłem, nic nie piłem - powtórzyłem po nim, wlokąc go przez te wielgachne pomieszczenia.
Nie, żeby coś, ale akurat tego geniusz architektury Samuel Osborne nie przemyślał. Nie przewidział, że lata później znajdzie się ktoś, kto będzie musiał taszczyć jego nachlanego syna przez wszystkie te ogromne pokoje do samej sypialni, i że będzie to o wiele bardziej męczące, niż można było sobie pomyśleć.
- Nic nie piłeś - wypaplał, uśmiechając się pod nosem. Uśmiech jednak szybko zniknął mu z twarzy, a na jego miejsce wszedł dziwny grymas. - Ja nie mogę... A ja cię miałem odwieźć, nie?
I zaczął tykać się wszystkich kieszeni, jakie miał w ubraniach, zapewne by znaleźć kluczyki od samochodu. Jasne, już to widzę, jak pozwalam mu kierować, kiedy on nawet chodzić nie jest w stanie. Złapałem oba jego nadgarstki, aby stanowczo odwieść go od tego genialnego pomysłu.
CZYTASZ
In Memoria Mea || bxb
Roman d'amourZayn Alexandre Osborne, wiceprezes Matthews International. Przez jego fach w jego życiu dzieje się masa dziwnych rzeczy - nawet takich, których wrogom by nie życzył. Colin Finn Schöler, czyli czyste zło w brudnym biznesie. Znany, lubiany przez tysi...