Rozdział 4 | Szansa

44 8 38
                                    

☾ - Colin Finn Schöler

Dostałem pracę.

Tydzień stażu, z którym ciężko byłoby sobie nie poradzić, parę miłych słów... I tyle. Najdziwniejszy tydzień mojego życia już za mną.

Staż zacząłem w niedzielę. Byłem ogólnie przyzwyczajony, że akurat w ten jeden dzień tygodnia nie można pracować, ale mogło to działać tylko w niektórych zakładach pracy.

Samo odbycie tego stażu ciężko mi było wytłumaczyć bratu. Powiedziałem mu, że "dostałem robotę", na co on odparł "chuja dostałeś" i wyszła z tego taka awantura, że cały blok nas słyszał. W końcu jednak, po całym dniu wzajemnego obrzucania się gównem, doszliśmy do porozumienia, żebym robił, co chcę, bo jego to "nie interesowało".

A że chciałem się dołożyć do budżetu, to skrupulatnie i o schludnym wyglądzie stawiałem się w pracy.

Moje obowiązki na stażu polegały na ćwiczeniach, albo tłumaczeniu mniej potrzebnych dokumentów. Nic dużego, bo to w końcu miał być okres próbny. Przychodziłem tak, jak ustalił mi Zayn - w niedzielę, wtorek i czwartek. We wtorek, w ostatnich minutach było tak mało do roboty, że po prostu siedziałem i patrzyłem sobie na Zayna.

Nie wiedząc czemu, zostałem szybko upomniany, że miałem tak więcej nie robić i najlepiej, to dla ukojenia nudów przynieść mu kawę.

Zayn był okropnie dziwny, jak już zdążyłem z nim trochę posiedzieć. Nie szczycił się karierą, ani pieniędzmi - nie nosił drogich zegarków, ani złotych łańcuchów. Ubierał się, jak człowiek, nie snob. Drogi samochód (tak w sumie to tani, patrząc na przybliżenie jego zarobków) był jedynym, co różniło go od chłopaków z roku. Mógłby studiować na tej samej uczelni i wtopiłby się w tłum perfekcyjnie. Pewnie nawet ciągnąłbym go na boisko, żeby pograł z nami w kosza.

Co do roboty - prosta sprawa, generalnie miałem tłumaczyć. To i towarzyszenie mu na spotkaniach, jeśli sobie mnie tam zażyczy. Miałem też sprawdzać ludzi, z którymi się będzie spotykał, ale tylko na jego prośbę i raczej rzadko. Po co, jak i czemu, to nie pytałem, bo pewnie zrozumiem, jak mi to zleci.

Kawy nie piłem sam, bo mogłaby mi pogorszyć sytuację z sercem - kupowałem ją jednak Zaynowi, bo prosił. Jego ulubiona? Czarna, bez cukru. Raz mu przyniosłem coś innego, to się skrzywił i zaprzysiągł, że nie będzie tego pił.

Wypił, ale niechętnie - to mnie nauczyło, że eksperymenty kawowe były raczej nie na miejscu.

I tak minął tydzień. Znów był piątek, ale tym razem skończyłem "staż". Nie, żebym podważał kogokolwiek autorytet, ale dostanie tej pracy zdawało się trochę zbyt łatwe. Nie, żebym narzekał - dzisiaj miałem jeszcze tylko podpisać umowę i z górki. Mógłbym chodzić na spotkania i po budynku, gadać i mieć z tego kasę.

To było całkiem nieprawdopodobne, bo lubiłem gadać, a za rzeczy, które się lubi, na ogół nie dostaje się zapłaty.

Ta, to było BARDZO nieprawdopodobne. Sam wiceprezes przyszedł, wziął mnie z ulicy, wpakował do auta i dał mi propozycję pracy, bo skomplementowałem jego głos w ojczystym języku. Pojebane. Przecież tu musi być jakiś haczyk.

Cokolwiek tym haczykiem jednak było, ja się nim nie przejmowałem. Do tej pory nie miałem pojęcia, kto zrobił z mojego ojca robola za marne grosze, a jeśli dzięki temu się tego dowiem, to warto tą umowę podpisać. Tylko tak odzyskam honor za tyle lat w biedzie. Każda szansa się liczy, a taka, to już w ogóle.

Poprawiłem firmowy garnitur, leżący jak ulał. Dostałem przypinkę ze swoim imieniem i nazwiskiem - taką, jaką nosił Zayn. Nawet w tym samym miejscu ją sobie przypiąłem.

In Memoria Mea || bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz