Rozdział 7 | Ryzyko pytania

75 8 32
                                    

♪ - Zayn Alexandre Osborne

Nie pamiętałem ostatnich kilku dni.

Nie wiedziałem, co się działo. Znałem tylko te szczegóły, których mogłem być pewien. A pewien mogłem być dwóch rzeczy - tego, że przesadziłem z piciem i tego, że przez to dręczyły mnie myśli. Nie wiedziałem, jakie. Nie pamiętałem, co myślałem pięć minut temu. Tak bardzo nie cierpiałem tego stanu, a i tak pozwalałem sobie wiecznie w niego wpadać.

Wziąłem tydzień wolnego po wtorkowym incydencie. We wtorek wieczorem napisałem do mamy, żeby zorganizowała mi zastępstwo, a w środę z rana powiadomiłem Colina, że ma cały tydzień przerwy. A potem pojechałem do jednego z niewielu zaufanych sklepów i kupiłem tyle butelek przeróżnych alkoholi, ile byłem w stanie z powrotem zanieść do auta - wszystkiego pozbyłem się ledwo w trzy dni. Zawsze to robiłem - i choć mógłbym przestać, to nie miałoby to sensu.

Colin miał rację. Obronił mnie, bo kazałem mu to zrobić. A ja go w zamian potraktowałem, jakby chciał mi tym zaszkodzić. I nie przeprosiłem. Zniszczyłem mu urodziny i pozwoliłem mu odjechać, bez słowa wyjaśnienia.

Radziłem sobie kierowaniem ludzi na stanowiskach za wielkie sumy miesięcznie, choćby nawet gdzieś daleko w Europie, a nie byłem w stanie zapewnić dobrych warunków pracownikowi, którego miałem na wyciągnięcie ręki. Nie mogłem mu nawet pozwolić wypowiedzieć umowy. Chciałem porozmawiać o tym z prezesem, ale miałem odwagę dzwonić tylko wtedy, kiedy byłem podpity. A w takim stanie, to może i zadzwonię, ale nie powiem ani słowa. I na powrót, na trzeźwo w ogóle nie zadzwonię. Spraw, jakie do niego miałem, mój ojciec i jego hotel, Colin, projekty, nadchodzące konferencje, odrzucone analizy - a to wcale nie koniec listy. Rozmawianie z Leonardo było o tyle ciężkie, że absolutnie nie omówiłbym wszystkiego, choćbym i chciał.

Nieudolnie próbowałem stworzyć pełen plan odrzucenia pomysłu sprzedaży hotelu. Prezes musiał udawać - nie ma mowy, że istnieją tacy tępi ludzie. Jak ktoś tak głupi tyle lat utrzymywał całą firmę? Powinno to raczej świadczyć o tym, że jest człowiekiem nie tylko wykształconym, ale i zwyczajnie mądrym. Nie wiem. Jeżeli sprzeda ten hotel, to nasza firma spadnie z rankingów raz na zawsze. Dla mnie również nie będzie to nic korzystnego, bo poza hotelem i grobem za miastem nie mam już nic, co wychwalałoby dumę mojego ojca.

Kiedyś mi powiedział, że wybuduje tam specjalny pokój na moją cześć i każdy, kto będzie chciał zarezerwować sobie to miejsce na pobyt, będzie musiał zapłacić grube tysiące, a ja wybierałbym, co zrobię z tymi pieniędzmi. Zawsze mówiłem, że chciałbym, by poszły na schronisko dla psów. Miał już projekt, choć jego realizacja była zaplanowana na moje dwunaste urodziny, parę lat później. Przytuliłbym go mocniej w tamten dzień, kiedy żegnał się ze mną przed wyjazdem w delegację, gdybym wiedział, że nie zobaczę go już nigdy więcej. Że znajdą go martwego w pokoju, który miał być specjalnie dla mnie. To było szesnaście lat temu - nie dużo z wtedy pamiętałem, ale o ojcu nie mogłem zapomnieć. Myślenie o czymś innym, niż on, czasami zdawało się niemożliwe. W całej tej sprawie byłem bezradny - nikt nie miał zamiaru mi pomagać.

Nikt, oprócz Colina, który, oczywiście, najpierw musiałby się zgodzić, by taką pomoc mi dać. Gdybym musiał, błagałbym go na kolanach o wsparcie. Byłem samolubny, ale chciałem tylko przeżyć. Nawet jeżeli moje życie było nic niewarte. Bałem się śmierci bardziej, bo z niej prezes mógłby się wytłumaczyć najłatwiej. To właśnie Colin był tym, którego życie powinienem cenić, skoro był gotów je zaryzykować, byleby mi tylko pomóc. Mama miała rację, był dobry. Zrobił to bez zawahania, a ja nawet nie spostrzegłem, że miał jeszcze inną intencję, nie do końca związaną z pracą. Chciał być moim... Przyjacielem. Za nic tego nie rozumiałem. Ja byłem tylko od zlecania i płacenia za zlecenia. Przez długi czas nawet nie doszło do mnie, co zrobiłem wtedy nie tak. Dzisiaj do mnie doszło. Potraktowałem go szorstko - jakbym wcale nie przyszedł na jego mecz, z ciekawości, jak gra i czy naprawdę lubi to robić, jakbym... Jakby był mi całkowicie obcym, obojętnym człowiekiem, który palcem by nie kiwnął, by się za mnie wstawić. Zupełnie tak nie było, czułem, że jest odwrotnie. Myślałem, że już jesteśmy w bliższych relacjach. Nie pokazałem się z dobrej strony. Ja chyba nawet nie miałem dobrej strony, skoro tak ciężko było mi ją ukazać.

In Memoria Mea || bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz