☾ - Colin Finn Schöler
Nieszczęśnik, ryzykant, miłośnik sportów ekstremalnych. W skrócie - po prostu debil.
Tej nocy nie zmrużyłem oka.
Że też musiałem wczoraj tamtędy iść. Nie musiałem, może nawet nie powinienem. Motocykl, to się odbiera w dzień, do tego nie deszczowy. Co najwyżej spodziewałbym się wypadku. Krótkiej wizyty w szpitalu, może mandatu, pouczenia.
Ale nie, kurwa, tego, że mnie będzie gonić uzbrojonych sześciu chłopa.
Od kilku dni zostawałem dłużej na uczelni. Pomagałem w bibliotece, dawałem nielegalne korki, kończyłem swoje prace. Wczoraj też zostałem, a że padało, pomyślałem, że zostanę jeszcze parę minut.
Wtedy deszcz zaczął padać mocniej. W końcu pożyczyłem parasol z rzeczy znalezionych i wyszedłem. Zaszedłem do sklepu po coś do picia, dla siebie i kolegi, do którego warsztatu się wybierałem.
Było ten motocykl odebrać dzień przed.
Szedłem powoli, łeb w dół - nie uważałem. Mój błąd. A potem pamiętam, że jakiś pomylony człowiek powalił mnie na ziemię, zaczął wykrzykiwać przeprosiny i ciągał mnie ulicami, żeby tam połamać żywopłot jakiejś kliniki. Byłem przemoczony, miałem dupę w błocie i uciekałem przed bandą agentów.
Ale przynajmniej trafiłem na banana - zarobiłem stówę, więc nie mogłem narzekać. Sean dostał zapłatę za naprawę.
Miałem jedynie nadzieję, że pan banan nie wróci po pieniądze.
I że panowie z giwerami się po mnie nie wrócą. Za kolejną pogoń zażądałbym d u ż o więcej kasy.
Wyciągając pieniądze, wyciągnąłem z nimi jakąś kartkę. Krótka notatka i numer. Wyglądało na to, że nie powinna nigdy trafić mi do rąk.
I tego obawiałem się najbardziej. Co, jeżeli to coś tajnego? Jeśli ten mały hotelarz się po nią wróci, będę miał przejebane. Miałem dwie opcje - emigrować, albo zadzwonić na telefon z kartki.
Wpisałem pełen numer. Już miałem nacisnąć zieloną słuchawkę. Byłem tak blisko... I stchórzyłem. Wizja panów uzbrojonych szturmujących moje mieszkanie przeszła mi przez myśl, zostawiając na mojej skórze faktyczne ciarki.
Zostawiłem kartkę na biurku. To, co chciałem zrobić, musiałem ustalić. Zadzwonię, albo ją spalę - jedną z tych rzeczy planowałem zrobić po powrocie z uczelni.
Przez to zamieszanie spóźniłem się na zajęcia.
Kochałem być wcześniej, niż wszyscy. Gdy przychodziłem na równi z innymi, czułem się spóźniony. Dziś natomiast zjawiłem się w połowie wykładu - wstyd. Jeden wielki wstyd.
Nie odzywałem się słowem aż do jedenastej, do długiej przerwy - dopiero z jej początkiem poczułem się trochę lepiej sam ze sobą.
Normalnie spędziłbym tą przerwę na boisku do kosza, trenując do meczu z reprezentacją z Marany. Dołączyłbym do chłopaków, którzy już się rozgrzewali.
Gdybym tej nocy choć chwilę się przespał, teraz przykładałbym się do ćwiczeń. Zamiast tego, spędzałem tą przerwę w moim ulubionym, żeńskim towarzystwie.
Cat, Summer i Jane były dzisiaj w świetnych humorach.
- Lin, pytałam o coś - usłyszałem. - Idziesz na te urodziny?
Summer skarciła mnie wzrokiem za brak uwagi. Uśmiechnąłem się tępo.
- Na co?
- Ty żyjesz? Mówiłam przed chwilą, że ten chłopiec Jane zaprosił nas na urodziny w piątek. I dlatego pytam, czy idziesz, czy znowu nie możesz.
![](https://img.wattpad.com/cover/338459967-288-k654867.jpg)
CZYTASZ
In Memoria Mea || bxb
RomanceZayn Alexandre Osborne, wiceprezes Matthews International. Przez jego fach w jego życiu dzieje się masa dziwnych rzeczy - nawet takich, których wrogom by nie życzył. Colin Finn Schöler, czyli czyste zło w brudnym biznesie. Znany, lubiany przez tysi...