Jechałem z Emmą do wesołego miasteczka. W radiu leciała nasza ulubiona piosenka którą śpiewaliśmy na całe gardło a kiedy leciały inne piosenki to korzystaliśmy z okazji żeby rozmawiać.
—Jak możesz to jeść?—spytała Emma trzymając paczkę warzywnych chipsów.
—To jest bardzo zdrowa przekąska, Emmuś—powiedziałem i sięgnąłem po chipsa o smaku marchewki—są one o wiele zdrowsze od tych chipsów co reklamował Messi.
—Ale tamte są lepsze. Mam już dosyć tych warzyw.
—Ale wiesz, że po powrocie czeka na nas sałatka owocowa?
—Wiem o tym. Spróbuje to jakoś przeżyć.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Jechaliśmy prostą i pustą drogą przed sobą więc wykorzystałem okazje by spojrzeć na Emme.
—W poniedziałek idziesz do przedszkola—powiedziałem dokładnie przyglądając się reakcji mojej córeczki.
—A-ale ja wolę zostać w domu—spojrzała na mnie spojrzeniem, które miało mnie udobrucha .
—Emmuś, prędzej czy później będziesz musiała tam iść a później tylko podstawówka, liceum i najlepszy okres w życiu jakim są studia.
—Ja na to pół życia zmarnuje. Zlituj się nade mną.
—Bardzo mi przykro ale nie ma takiej możliwości.
Emma odwróciła ode mnie wzrok a ja jedynie mogłem się modlić, żeby nie stracić dobrego imienia. Przecież nie zmuszę jej do polubienia przedszkola i tej całej reszty.
—Emmuś, wiesz, że bardzo cię kocham?—spytałem ale nie doczekałem się reakcji więc kontynuowałem—nie wysyłam cię do szkoły, żeby zrobić ci na złość. To jest po prostu obowiązek każdego dziecka.
—Takie obowiązki są głupie—powiedziała a ja jedynie westchnąłem.
—Jest jeszcze opcja, że możesz mieć nauczanie domowe.
—A co to?—odwróciła się do mnie ale ja odwróciłem się w przeciwnym kierunku żeby patrzeć na drogę.
—To znaczy, że będziesz uczyła się w domu. Będziesz uczyła się online albo załatwimy ci prywatnego nauczyciela. Ale to jest dopiero możliwe jak zaczniesz chodzić do szkoły. Przedszkola to nie dotyczy.
—A zgodziłbyś się na takie nauczanie domowe dla mnie?
—Jeśli tego właśnie chcesz to pozostaje mi tylko spełnić tą prośbę.
—Dziękuje, tato.
Pół godziny później dojechaliśmy do wesołego miasteczka. Wyszliśmy z samochodu i weszliśmy na jego teren wcześniej pokazując bilety które kupiłem online wczorajszego wieczoru. Teraz zacznie się prawdziwa zabawa, Agreste.
Emma tak bardzo chciała skorzystać ze wszystkich atrakcji, że spędziliśmy tam połowę dnia. W dodatku byłem zmuszony wejść z nią na ten przeklęty rollercoaster.
—Tato, kupisz mi watę cukrową?—spytała.
—Oczywiście, Emmuś ale potem wracamy do domu—odpowiedziałem.
—Tak szybko?
—Szybko? Ja zaraz tutaj zwariuje.
—Jestem tutaj dopiero od czterech godzin?
—Bardzo bym chciał, żeby to były tylko cztery godziny.
Moje słowa zakończyły rozmowę. Kupiłem Emmie watę cukrową i ruszyliśmy w stronę wyjścia.
—Chcesz spróbować?—spytała wyciągając do mnie tą cholernie dobrą watę, która była moim uzależnieniem w dzieciństwie.
—Na twoim miejscu zostawiłbym ją dla siebie—odpowiedziałem.
—Dlaczego? Przecież trzeba się dzielić.
Moja córka nie chciała odpuścić więc w końcu spróbowałem tej waty i od razu tego pożałowałem. No dobra, może nie od razu.
Na początku usiedliśmy z Emmą na jednej z ławek gdzie spokojnie mieliśmy jeść wspólnie tą watę cukrową. Niestety ta szybko się skończyła a nam włączyła się ochotę na więcej. Poszliśmy więc kupić więcej tej waty ale nie jedną. Razem z Emmą kupiliśmy sześć wat cukrowych i wróciliśmy na poprzednie miejsce. Oczywiście wszystkie sześć wat zjedliśmy nawet nie myśląc o konsekwencjach. A konsekwencje miały być duże.
Nasza przygoda z watą skończyła się na zjedzeniu całej waty jaka została temu panu, który ją sprzedawał. Kupiliśmy ją oczywiście płacąc więcej niż powinniśmy więc facet nie powinien się czepiać.
—O cholera—powiedziałem patrząc na godzinę. Marinette mnie zabije.
—Co się stało?—spytała Emma.
—Powinniśmy być w domu od dwóch godzin. Marinette już wydzwaniała do mnie osiem razy. Zaraz wezwie oddziały FBI żeby nas szukały.
—To oddzwoń. Może jeszcze nie zdążyła ich wezwać.
Wybrałem numer Marinette i nie musiałem nawet długo czekać aż odbierze.
—Adrien? Gdzie wy jesteście? Mieliście być dwie godziny temu w domu—usłyszałem niezadowolony głos swojej żony.
—Maryś, wszystko w porządku. Jesteśmy w wesołym miasteczku—odpowiedziałem spokojnie.
—Adrien, wy mieliście tam być tylko pół dnia. Niedługo zacznie się ściemniać. Co wy tam robicie?
—No wykupiliśmy całą watę cukrową.
—Jesteś normalny?! Zapomniałeś jak wata na Ciebie działa?
—Spokojnie, już wracamy do domu.
—Mam taką nadzieję.
Rozłączyła się a my ruszyliśmy w stronę parkingu. Oczywiście wcześniej wchodząc do foto budki w której totalnie nam odbiło. Zrobiliśmy tam więcej zdjęć niż ktokolwiek inny. Robiliśmy głupie miny i różne pozy.
Po wyjściu stamtąd poszliśmy w końcu do samochodu i pojechaliśmy do domu słuchając głośno muzyki i dodatkowo jedząc słodkie pianki.
W domu Marinette zrobiła nam a dokładnie mi duży wykład a Emma poszła odpocząć po dniu pełnym wrażeń.
—Jak mogłeś wykupić całą watę? Przecież wiesz, że ci po niej odbija—mówiła wrogim tonem.
—No Maryś, to był tylko jeden raz—próbowałem ją udobruchać słodkim spojrzeniem.
—Ale zjeść tyle waty i jeszcze cztery paczki słodyczy? Emma nie powinna jeść takiej dużej ilości słodkiego.
—Maryś, przepraszam. To się już nie powtórzy. Obiecuję.
—Nie rozumiesz, że czekałam na was z ciepłym obiadem a on się zmarnował?
—Przepraszam...
—Daj mi już spokój.
Poszła do sypialni a ja poszedłem do salonu i położyłem się na kanapie. Po długim czasie udało mi się zasnąć ale nadal myślałem o tym jak mam odzyskać zaufanie Marinette.
CZYTASZ
Córka Agreste'a [2]
FanfictionAdrien i Marinette Agreste zostali rodzicami. Razem wychowują swoją córkę Emme. Kiedy Emma idzie do szkoły Adrien zaczyna martwić się o córkę. Szczególnie kiedy dowiaduje się, że jakieś trzy dziewczyny jej dokuczają. Jeśli chcecie zobaczyć Adriena...