Rozdział 1. Prośba

483 36 45
                                    

                Mieszkam w niewielkim mieszkaniu w starej kamienicy, tej samej, którą od lat uważam za najpiękniejszą w okolicy. Ma w sobie coś wyjątkowego: klimat, którego nie da się podrobić nowoczesnością. Wynajmuję je od początku studiów. Mieszczą się w nim dwa średniej wielkości pokoje, salon z aneksem kuchennym i łazienka. Wszystkie pomieszczenia wyglądają podobnie- białe ściany i stary drewnianym parkiet, który lekko skrzypi przy każdym kroku, nosząc ślady czasu i życiowych historii. Lubię te niedoskonałości. Wiem, że za każdym zarysowaniem kryje się czyjaś opowieść.

Właśnie dopijałam ostatni łyk czarnej kawy, kiedy nanosiłam poprawki na projekt miejskiej biblioteki. Dość wymyślnej, z ogrodem na dachu i nieregularnymi liniami fasady, w której pojawiały się drewniane akcenty. Moja dziecięca miłość do rysowania i kolorowania zamieniła się z czasem w pasję do architektury i dyplom uczelni.

W ciszę wdarło się głośne trzaśnięcie drzwi. Tylko jedna osoba potrafiła wejść z takim impetem- moja współlokatorka, Emily Bell.

Znamy się od dzieciaka. Taka klasyczna przyjaźń od „piaskownicy", wspinaczki na drzewach, pierwszych wspólnych wakacji rozmowy o pierwszych zauroczeniach, łzy, wypalone zdjęcia.

-Alice? Jesteś?- rozległ się jej piskliwy głos, zanim jeszcze zdążyłam się odezwać.

- Jestem- odpowiedziałam, zerkając na jej znajomą twarz w salonie- Co się dzieje?

Emily Bell to drobna, średniego wzrostu, niebieskooka blondynka z włosami sięgającymi jej do ramion. Gdyby ktoś oceniał ją tylko po wyglądzie, mógłby pomyśleć, że to spokojna dusza. Błąd. Emily to wulkan energii w ciele wróżki.

-Alice Green, potrzebuje twojej pomocy – rzuciła bez zbędnych wstępów. Przewróciłam oczami, czego oczywiście nie przegapiła, ale tym razem darowała sobie komentarz- Ian wciąż zajmuje się sprawą Collinsów?

-O ile wiem, tak- odpowiedziałam- Wkrótce ma dojść do zamknięcia sprawy.

- No właśnie! Muszę być na tej rozprawie. Moi czytelnicy mają już po dziurki w nosie artykułów o pielęgnacji kwiatów... Chcę napisać coś mocniejszego. Reportaż o sprawie Eliota Collinsa.

Przeszedł mnie dreszcz na dźwięk tego nazwiska.

-I ty mi w tym pomożesz, panno Alice Green.

O rodzinie Collinsów krążyło w mieście wiele opowieści. Jedne mniej, inne bardziej prawdopodobne. Łączyło je jedno, wszyscy mówili o ich wpływach. O ich nazwisku, które otwierało drzwi, zanim jeszcze zdążyli je zapukać. Nikt przy zdrowych zmysłach nie chciał im się narazić.

-Co? Ja?- zamrugałam, próbując udawać zdziwienie- Lubię czytać o kwiatkach. Można tam znaleźć naprawdę mnóstwo przydatnych wskazówek o pielęgnacji...

-Ali, ty nie jesteś dobrą ogrodniczką-ucięła bez mrugnięcia okiem- I nawet mój cotygodniowy artykuł tego nie zmieni-dodała z szerokim, promiennym uśmiechem, który-przyznaję z niechętną szczerością- miał w sobie coś rozbrajającego. Zaraźliwego.

-Potrzebuję napisać coś wyjątkowego. Coś, co naprawdę porwie moich czytelników i wyrwie mnie z tych wiecznie powtarzalnych poradników. Muszę wreszcie zwrócić na siebie uwagę szefa- mówiła z rosnącym zapałem - Ludzie kochają tajemnice. Lubią doszukiwać się drugiego dna, tworzyć własne teorie i domysły. Historia Eliota Collinsa nadal przyciąga uwagę. A ja... ja mam szansę napisać jej zakończenie. Dzięki tobie.

Rozumiałam ją. Po skończeniu studiów dziennikarskich dostawała wyłącznie nudne tematy. Pisała artykuły, które miały jedynie wypełnić puste miejsce w gazecie, do której trafiła. Żadne wyzwanie. Żadna prawdziwa dziennikarska przygoda.

ALICE GREENOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz