トラップ

54 9 3
                                    

Ostatnia szansa na zastraszenie oprawcy przepadła bez śladu, gdy Minho zdał sobie sprawę, że faktycznie zapomniał o uruchomieniu telefonu. Cała ta akcja, gra z Changbinem od momentu wyjścia z samolotu pochłonęła go tak bardzo, że zapomniał o wszystkim. Jisung z pewnością nie odezwie się zbyt szybko. Hyunjin zaspokaja go od rana do nocy na dzikich imprezach, a i sam Minho nie był dla niego zbyt miły opierdalając go ostatnio przez telefon. Tak bardzo żałował, że ich ostatnia rozmowa miała tak niemiły przebieg.
Patrzył więc w te oczy bez wyrau, wąskie sprytne szparki, otoczone fioletową grzywka, w których nie było już tego ciepłego blasku, jaki dostrzegł na początku. Minho czuł jak panika zbiera się w jego sercu, które przyśpieszyło nagle i bez ostrzeżenia. Nie potrafił złapać powietrza, otwierał usta ale nie czuł żadnego tlenu, który mógłby pomóc mu oddychać. Pot spływał mu obficie po czole i karku.
Changbin widział co się z nim dzieje. Atak paniki był jak najbardziej zrozumiały w tym stanie. Nie dziwił się wcale chłopakowi. W końcu dotarło do niego, że został czyimś zakładnikiem. Seksualną zabawką w rękach znudzonego dorosłego.

- oddychaj Minho! Wdech...  - klepał chłopaka delikatnie po policzku i nadal patrzył mu głęboko w oczy. Starał się demonstrować mu swój własny rytm zachęcając go tym do podążania za nim. Minho próbował ale trudno mu było nadążyć za człowiekiem przed sobą. Bał się go ale jednocześnie pragnął żyć. Powtarzając sobie w głowie, że musi robić co mu każą powoli, z bólem w sercu skupił resztki swojej rozproszonej uwagi na wielkiej klatce piersiowej Binniego i zaczął oddychać. Z każdym kolejnym wdechem nowa porcja łez zbierała się mu w oczach. Bo już wiedział, być może tylko przypuszczał, co go czeka.
- proszę... wypuść mnie.... - Minho odzyskał dawne tętno i oddech. Zaczął rozpaczliwie szlochać w nagi tors Changbina. Ten głaskał go po głowie rozkoszując się strachem, którym chłopak emanował.
- ciiiii.... Przyzwyczaisz się z czasem... zobaczysz... będzie nam razem dobrze.
- nie chcę, chcę do domu... co ze mną zrobisz? - chciał się dowiedzieć czegokolwiek o swoim losie. Ale Binnie nie odpowiedział na to pytanie. Tulił go tylko w silnych ramionach dając totalnie sprzeczne odczucia.
Leżeli tak długo. Kat i ofiara w czułym uścisku, który dla każdego z nich symbolizował zupelnie co innego. Dla Minho nadzieję, że w Binniem są jeszcze jakieś oznaki człowieczeństwa a dla Changbina totalną kontrolę nad obejmowanym chłopcem. Minho z czasem się uspokoił. Z oczu nie leciały już mu żadne łzy. Stopniowo przyzwyczajał się do bicia serca przy swoim uchu.

- chodź... musisz jeść.... - Changbin zarządził wstanie z wygodnego łóżka i spożycie posiłku. Minho ruszył się niechętnie. Wstanie  z łóżka oznaczało opuszczenie swojej nowowyznaczonej strefy komfortu. Dotknął stopami ziemii a kolana zaczęły się mu nerwowo trząść. Nadal był nagi, z coraz bardziej widocznymi siniakami, które pokrywały przedramiona i nogi.
- daj mi ubranie - poprosił cicho by nie denerwować bardziej Binniego, który był już wyraźnie zirytowany jego powolnymi ruchami.
- nie. Zjesz tak... a najpierw pomożesz mi w kuchni. - klepnął go mocno w pośladek, zaganiając do kolejnego pomieszczenia. Takie wielkie upokorzenie wywołało kolejny szloch.
- już wystarczy! Skończ się mazać. - popchnął go po raz kolejny do kuchni i przywarł do niego gdy Minho zatrzymał się przy kuchennym blacie. Napierając swoim ciałem na chłopaka szepnął mu tylko do ucha. - będziesz zawsze tak chodził. Z dupą na wierzchu. Zawsze gotowy, rozumiesz? Jak grzeczny chłopiec. Zawsze chętny... czy się rozumiemy, Minho? - ciągnął go delikatnie za włosy na karku cedząc te paskudne słowa. Lee tylko skinął głową. Nie potrafił odpowiedzieć, jakiekolwiek dźwięki po prostu ugrzęzły mu w gardle.
Changbin dał mu po chwili kilka prostych zadań, jak umycie warzyw czy obranie cebuli. Z wiadomych względów nie dał mu do ręki noża. Szanse, że skrzywdzi kogoś były dosyć spore. Minho skrupulatnie wykonywał polecenia, czując się naprawdę okropnie. Obok niego Changbin, który niewiadomo kiedy zdążył się ubrać, uwijał się z kolacją siekając drobno składniki. Sytuacja była naprawdę absurdalna.
- nakryj do stołu Minho... wszystko jest w szafce. Dla siebie na podłodze. - mruknął Seo z zadowoleniem gdy praktycznie kończył przyrządzanie posilku. Kolejna porcja upokorzenia spadła na chłopaka nieoczekiwanie. Po krótkiej chwili względnej normalności znów został sprowadzony do najniższego poziomu. Nie powiedział ani słowa, ruszył do salonu i zaczął przeszukiwać wskazany mu palcem mebel. Milczenie było swego rodzaju tarczą ochronną. A Minho w tym momencie przeraźliwie się bał. Nie był pewny czy to nie będzie dla niego ostatnia wieczerza.
Changbin jak gdyby nigdy nic postawił dwa talerze, jeden na stole a drugi obok serwetki na podłodze. Minho skrzywił się zniesmaczony, nadal po cichu liczył, że jednak nie będzie musiał jeść z ziemii. Był już strasznie głodny a posiłek pachniał naprawdę wspaniale. Binnie usiadł przy stole i łaskawie skinął na chłopaka.
- zjemy, weźmiemy prysznic. Potem się pobawimy... jutro mam klienta, więc nie będę mógł się tobą zająć tak, jakbym chciał. Przepraszam. Ale wynagrodzę ci to później. - te słowa były nierealne. Minho naprawdę się zastanawiał czy Binnie sam wierzy w to, co mówi.
Jedzenie z talerza kusiło jednak tak bardzo, że powodowało bolesne skurcze żołądka. Wygłodniały rzucił się na posiłek i zjadł od razu praktycznie wszystko. - chcesz jeszcze? - Changbin patrzył na niego z góry. A Minho był tak głodny, że nie potrafił odmówić.
- tak, proszę...
- to poproś - i tu nie chodziło o zwykłe słowo. A Minho zrozumiał od razu czego się od niego teraz wymaga. Ale miał jeszcze swoją dumę. Popatrzył spode łba, wstał i poszedł do kuchni odnieść swój pusty talerz. Gdy wracał, nie zdążył przekroczyć progu w salonie gdy leżał już na podłodze trzymając się za szczękę w którą przed chwilą oberwał.
- pierwsza lekcja... robisz to, co mówię. Jeśli mówię, że masz poprosić, to padasz na kolana i błagasz. Jesteś wierzący? - Minho zaprzeczył. - ale mam nadzieję, że wiesz jak paść na kolana. Druga lekcja... - szybkim ruchem przekręcił go na brzuch i ścisnął mocno obolały pośladek - gdy nie słuchasz, będzie bolało bardziej. - wsunął w jego odbyt swoje dwa grube i suche palce. A Minho ryknął nagle z powodu nieopisanego bólu. Nie przejmując się krzykiem ani rzucającym się pod nim chłopakiem Binnie wyciągnął drugą ręką gotowego juz fiuta ze spodni i położył się na nim, nadal krzycząc mu do ucha. - trzecia i najważniejsza lekcja - naparł sztywną już głową na ciasne i spięte wejście. Minho czuł jak kolana mu drżą gdy kutas rozrywał go od środka. Changbin dzielił słowa na sylaby z każdym pchnięciem - je... steś... te... raz.... mój....
Minho nie słyszał, co do niego mówiono. Krzyczał głośno a w głowie przechodziło mu istne tornado. Ból mieszał się ze strachem i wstrętem zarówno do Changbina jak i siebie. Jak głupi był, że pozwolił się wpakować w takie bagno....

Enjo kōsai  援助交際 II Minbin II ChanghoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz