旅行

52 7 14
                                    

- jesteś pewny? - Changbin nerwowo przebierał nogami nad Minho. Młodszy siedział przy stoliku i pisał krótki list do najlepszego przyjaciela. Spakował do koperty pieniądze i swój dowód osobisty. Zaklejając kopertę myślał czy Jisung zaniesie ją na policję i czy będą badać jego ślinę z paska z klejem. Tak zawsze robili w filmach detektywistycznych. Uśmiechnął się sam do siebie. Wyobrażał sobie minę przyjaciela. Z jednej strony było mu żal tej długoletniej relacji. Z drugiej... Jisung miał Hyunjina i bardzo go kochał. A on sam naprawdę nie chciał wracać, obojętnie co miałoby go tu spotkać. Już pogodził się z losem. Będzie, co będzie. Minho ciągle wierzył, że nie wpadli na siebie z Binniem przypadkiem.

- tak... to powinno wystarczyć na jakiś czas. Mam nadzieję, że nie oddadzą ich do schroniska. Może ktoś je zaadoptuje. One są takie fajne. Lubisz koty?
- Mam alergię.. ale wydają się być w porządku . Chociaż... wolę większe zwierzaki - przyciągnął Minho do siebie a ten wtulił się posłusznie w twardy brzuch starszego. Kochał tą zależność od właściciela.
Binnie przygotował ubrania. Chlopak rozrósł się u niego. Nabrał mięśni, barki miał zbite i twarde. Ogromna czarna bluza i spodnie z lekkiej dresówki dobrze na nim leżały. Ogromny kaptur i opadające na oczy włosy ładnie zakrywały mu twarz. Nie tak łatwo można było go rozpoznać w tłumie.
Umówili się, że pojadą razem wysłać list do Jisunga. Zamknąć wspólnie pewnien etap w życiu młodszego. 
Changbin uparł się, żeby wysłać list z innego miasta. Nie był pewny czy policja szuka jego małego milusińskiego ale wolał nie ryzykować. Samolot Minho lądował w Osace. Na pewno trudniej byłoby odszukać chłopaka w zatłoczonej stolicy. Postanowili więc pojechać do Tokio i tam wrzucić kopertę. Jeśli już ktoś chciałby go szukać, to tam zdecydowanie utknie na dłużej.
To był pierwszy raz, gdy Minho ubrał normalne ubrania i wyszedł na dwór w dzień. Czuł się dziwnie. Był przestaraszony. Zarówno ze względu na tak nietypową porę na wyjście, jak i możliwość spotkania innych ludzi. Od prawie pół roku widywał tylko Changbina.
Wsiadł do samochodu i zapiął od razu pasy bezpieczeństwa. Była zima, więc dach prezentował się już normalnie. Ogrzewanie miło wiało mu w twarz. Changbin usiadł za kierownicą, powoli wycofując samochód z podjazdu. Minho patrzył z zachwytem jak kręci jedną ręką kierownicą i obraca co chwilę głowę. W starych samochodach nie było tych wszystkich pipczących sensorów, które z każdego kierowcy robiły nieuważnego idiotę. A Binnie był taki seksowny kiedy prowadził. Gdy wyjechali już na prostą drogę złapał Minho mocno za kolano. Ten, ponownie poczuł się dobrze i bezpiecznie. Jechali dość długo, Minho opowiadał o Jisungu. Trochę z tęsknotą w głosie, jakby miała to być ostatnia o nim rozmowa.

Dojechali na miejsce wczesnym popołudniem. Znaleźli zatłoczoną pocztę. Kaptur i gotówka skutecznie pomogły Minho ukryć swoją tożsamość. Wysłał list. Krzyżyk na drogę. Jakby zrzucił ogromny ciężar z barków. Poczuł się lekki i wolny, mając z tyłu głowy, że dobrowolnie da się zamknąć z dominującym, praktycznie nieznajomym facetem.
Wychodząc z poczty poczekał chwilę na Binniego, który poszedł szybko kupić papierosy. Palili całą drogę, więc trzeba było uzupełnić zapasy.
- gotowy? - znajomy głos drażnił go zza pleców. Changbin otworzył samochód i oboje wsiedli, zostawiając całą przeszłość Minho w bąbelkowej kopercie, która już niebawem ruszy w drogę do Seulu.
W podróży powrotnej kupili byle jakie jedzenie w fastfoodzie, sprzedawane z okienka przy drodze. Changbin nalegał na pójście do jakiejkolwiek restauracji na trasie. Tam było zdecydowanie mniej kamer. Ale Minho nie chciał. Cały czas powtarzał, że chce już wracać „do domu".

- jesteśmy... - wieczorem byli już na miejscu. Minho odetchnął ciężko. Poczuł się tak dobrze. Od razu zrzucił krępujące go ubrania. Teraz naprawdę był w domu. Changbin nie potrafił się nadziwić jego przywiązaniu. Ale docenił gdy Minho jakby nigdy nic zajął swoje standardowe miejsce na podłodze. Wypili herbatę.
- chciałeś spróbować wszystkiego. Więc pobawimy się dziś... co ty na to? - Binnie odniósł filiżanki i stanął nad chłopakiem z niewielkim skórzanym pejczem w ręce.
Oczy Minho zaświeciły się zarówno ze strachu jak i podniecenia. Do tej pory nigdy nie używali zabawek, ale wiedział, że Changbin miał mały pokoik wypchany po brzegi akcesoriami do ostrzejszych igraszek.
Skórzane paski delikatnie łaskotały go po twarzy, gdy Binnie muskał go po szczęce. Strach przed nieznanym dodatkowo pobudzał wszystkie receptory dotyku. Minho wiedział, że może zaufać. Skinął tylko delikatnie głową dając nieme przyzwolenie na kolejne kroki.
- to boli za pierwszym razem... ale musisz być dzielny, tak? Oddychaj głęboko i nie spinaj się za mocno. Zrelaksowane mięśnie o wiele lepiej znoszą uderzenia . Potem to jest już sama przyjemność. - Minho akurat po tych słowach napiął całe ciało. Changbin stał przed nim z rozchylonymi nogami. Miał na sobie luźne spodnie i całkiem nagi tors. Widok absolutnie zapierał dech w piersiach. Młodszy instynktownie oparł dłonie na podłodze. Z pozycji czworaczej zrobił kilka kroków w kierunku swojego... do końca nie wiedział jak określić ich relację. Podszedł bliżej, głowę wetknął między muskularne nogi stareszego. Changbin automatycznie je zacisnął unieruchamiając Minho w tej niewygodnej i poniżającej pozycji. Kreślił skórzanymi paskami po nagich, idealnie prostych plecach. Słyszał, jak Minho sapie pod nim z tej niepewności. To zawsze był najbardziej emocjonujący moment. Ta bezczynność przed pierwszym uderzeniem. Najcenniejsza chwila w całej zabawie.
Szybki, zdecydowany ruch pejczem przeszył powietrze ze świstem. Changbin trafił idealnie w pośladki. Minho aż ugiął ręce w łokciach. Skulił się w sobie z nieopisanej przyjemności, bolało, ale ból nie był w stanie przyćmić dzikiego podniecenia, jakie go ogarnęło. Kutas stanął mu od razu. W momencie zrobił się aż boleśnie twardy. Tak dobrze...

- i jak? - Changbin czuł się równie dobrze patrząc jak czerwone ślady odcisnęły się na gładkich pośladkach. Minho nawet nie jęknął, podobało mu się.

- jeszcze... proszę... - niespokojnie kręcił tyłkiem do momentu, gdy drugi, o wiele mocniejszy raz wylądował w tym samym miejscu. Skóra była już porządnie zaogniona. Tym razem Minho krzyknął głośno. Bo spuścił się pod siebie. Nie wytrzymał. Taki niecierpliwy... Binnie był w niebie. Nigdy nie spotkał tak wrażliwego uległego. Tak dobrze do siebie pasowali. Upuścił skórzaną zabawkę na ziemię i wyswobodził głowę chłopaka spomiędzy swoich ud. Minho miał zadowoloną twarz, lekko czerwoną, wilgotną od jeszccze nie zastygłych łez. Ale bez wątpienia był szczęśliwy.

- tak bardzo się cieszę, że zostałeś...

Enjo kōsai  援助交際 II Minbin II ChanghoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz