Rozdział 13: Brak Turaisa

756 118 10
                                    


Regulus biegł tak szybko, jak tylko mógł. Barty był obok niego, już dysząc. Co było zrozumiałe, ponieważ to właśnie młodszy chłopak przybiegł do niego z informacją i już raz odbył tę podróż.

Wpadając w poślizg za rogiem, Regulus ruszył w górę po schodach, pokonując je w pośpiechu po trzy naraz. Pewnego dnia, gdy spojrzy wstecz na tę chwilę, będzie zdumiony swoją nagłą szybkością, tego był pewien. Ale teraz miał większe problemy, według Barty'ego.

Przez ostatni miesiąc, ich dwójka zbliżyła się do siebie. Regulus lubił Barty'ego. Mimo że nie miał rodzeństwa, Barty wciąż czuł, że nie jest wystarczająco uznawany przez ojca. A matka Regulusa była tak zajęta kłótniami z Turaisem lub Syriuszem, że czasami zapominała o jego obecności. Nie żeby go to obchodziło. Ich ojciec ich kochał, nawet jeśli był w tym niezręczny.

A Turais był najlepszym starszym bratem w historii. Syriusz też tak uważał, nawet jeśli obecnie miał z Turaisem na pieńku.

Barty przyznał, że chciałby mieć takiego brata jak Turais, że w tak krótkim czasie, jaki spędził w Hogwarcie, zaczął podziwiać starszego ślizgona. Nie, żeby było to trudne. Przynajmniej połowa szkoły podziwiała Turaisa i nie było nikogo, kto by go nie lubił. Cóż, o ile Regulus był tego świadomy.

Minąwszy szczyt schodów, Regulus skręcił w stronę tłumu, niejasno rejestrując, że jedenastoletnie nogi Barty'ego z trudem za nim nadążają. Słyszał już głosy, podniesione i z pewnością męskie. Spychając z drogi duet Puchonów, Regulus zahamował, zatrzymując się tuż przed niewidzialną linią, która została narysowana.

W kręgu uczniów stali obaj jego bracia, Syriusz z Huncwotami za plecami i Turais, który tylko marszczył brwi. Nie, czekaj, krzywił się. A za nim stał tenślizgon z czwartego roku, którego Potter zawsze zaczepiał razem z Syriuszem. Cośtam Snape.

- Kiedy z tego wyrośniesz, Syriuszu?

- Nie mogę! Nie dajesz mi nawet szansy na rozwój! Cały czas ograniczasz mnie i Reggiego, tak jakbyś myślał, że nie potrafię nawet stanąć na własnych nogach! Mam teraz własnych przyjaciół i nie możesz mnie od nich trzymać z daleka! Nie jestem tylko twoim bratem, a mimo to nalegasz, by zrujnować moje letnie plany przez głupi, mały biwak!

Regulus jęknął.

Nie było nic złego w biwakach Turaisa, wszystko w nich było wspaniałe. W tym roku skończył uczyć ich, jak przemieniać się w Animagów, łowili ryby i zmagali się w błocie, a na tych wycieczkach robili tak wiele, czego normalnie nigdy by nie zrobili. Dlaczego Syriusz to mówił? On też uwielbiał jeździć na biwaki, to była ich rzecz! Tylko dlatego, że chciał spędzić czas z przyjaciółmi, z którymi spędzał cały swój czas w szkole?

Turais przyłożył palec wskazujący i kciuk do czoła, pocierając delikatnie skronie, jakby słowa Syriusza sprawiały mu fizyczny ból. A jednak chłopak kontynuował.

- Robiłeś to przez całe moje życie! Całe życie Reggiego! A może chcemy, żebyś zostawił nas na trochę w spokoju i pozwolił nam dorosnąć! Może nie potrzebuję jakiegoś głupiego biwaku, bo nie chcę spędzać z tobą tyle czasu! - To było wielkie kłamstwo!

Regulus bardzo cenił sobie czas spędzany z Turaisem, brat prawie zawsze był zajęty, ale wciąż nalegał, by znaleźć czas dla niego i Syriusza, rzucał wszystko, co robił, by pomóc któremuś z nich! Dlaczego Syriusz nie mógł tego dostrzec?

- Chcesz wiedzieć, dlaczego tak nalegałem na ten biwak? To dlatego, że ten tydzień, tydzień, w którym co roku wychodziliśmy z domu, jest tygodniem, w którym matka zawsze, zawsze uczestniczy w balach dla zwolenników Czarnego Pana! - Wykrzyczał Turais.

Regulus zamrugał w szoku, spoglądając na starszego brata. Chociaż Turais nie miał wyciągniętej różdżki, nie powstrzymało to iskier, które zaczęły formować się na koniuszkach jego palców, a jego magia wirowała. Nigdy wcześniej nie widział Turaisa naprawdę wściekłego, nie tak. Z zszokowanej miny Syriusza wynikało, że on też nie.

- Co roku jeździmy na biwak, bo nie chcę, żeby matka ciągnęła was na jeden z tych balów, na których bywa sam cholerny Czarny Pan. Nie chcę, żebyście utknęli w życiu służalczym, które matka próbuje wam narzucić, odkąd ledwo jesteście w stanie chodzić! Dlatego zawsze zabierałem was, lub jak w tym roku, wlokłem na odludzie. Żeby matka i jej przyjaciółki nie mogły się do ciebie dobrać. Czy ty w ogóle zwracasz na to uwagę?! Śmierciożercy zabijają ludzi dla zabawy. Torturują ich. Nie chcę, żebyś w ogóle się do nich zbliżał, a jeśli to oznacza, że będę cię trochę niańczył, dopóki nie będzie bezpiecznie, to możesz się założyć o swoją magię, że właśnie to zrobię!

- Nawet nie wiesz, co się tam dzieje! Zawsze mówisz, że Blackowie się nie kłaniają, że powinniśmy być o wiele lepsi niż to, ale nie widzę, żebyś robił cokolwiek, żeby tam pomóc! Ciągle tylko mówisz o tym, że on prawdopodobnie nie jest nawet Czystej Krwi! Jesteś zbyt zajęty swoimi teoriami spiskowymi, by cokolwiek zrobić!

Wśród zgromadzonych uczniów zapadła cisza i Regulus wstrzymał oddech, obserwując, jak ramiona Turaisa lekko się trzęsą, a jego głowa jest spuszczona. Barty stał obok niego i obaj wymienili spojrzenia, niepewni tego, co miało się wydarzyć. Syriusz naciskał na Turaisa, a Regulusowi naprawdę się to nie podobało.

Najmłodszy z braci Blacków wiedział, że Turais martwił się wojną, że cały jego pokój pokryty był artykułami z gazet i notatkami na ten temat. Ale co Turais mógł zrobić? Był tylko uczniem, choć niezwykle bystrym. Turais zawsze opiekował się nimi obojgiem i Regulus nie mógł sobie wyobrazić, by robił coś innego niż upewnianie się, że oboje są bezpieczni i w pewnym stopniu szczęśliwi.

Co Turais zrobiłby ze swoim życiem, gdyby nie był bratem, gdyby był jedynakiem? Nie mógł sobie tego wyobrazić, nie mógł dopasować tego obrazu do swojego starszego brata, który zawsze, zawsze był obok.

- Masz rację.- Uwaga wszystkich skupiła się na Turaisie, który podniósł głowę, przesuwając dłonią po twarzy w wyrazie niepokoju. - Nie zrobiłem zbyt wiele, nie wywarłem żadnego wpływu poza opieką nad tobą i Regulusem.

- Panowie Black! - Wyglądało na to, że profesorowie zorientowali się, że coś się dzieje, bo McGonagall, Slughorn, a nawet Dumbledore podeszli do nich, wyglądając na wściekłych i lekko zestresowanych.

- Profesorze Slughorn. - Turais pochylił głowę, wyciągając rękę, a kiedy Slughorn sięgnął, Turais upuścił coś błyszczącego na jego dłoń. - Odchodzę.

- Co?

- Odchodzę z funkcji prefekta Slytherinu. I... Jako uczeń Hogwartu. Mam lepsze rzeczy do roboty niż siedzenie cały dzień i słuchanie wykładów o rzeczach, które już wiem.

I z tymi słowami Turais obrócił się na pięcie, odchodząc, gdy uczniowie rozeszli się wokół niego jak fala oceanu.

- Panie Black! Wracaj tu i przestań wygadywać takie bzdury!

Ale Turais tego nie zrobił, zamiast tego podszedł do portretu, wysyczał na niego i zniknął za nim, a trzask ramy powracającej do ściany był jedynym dźwiękiem na korytarzu.

McGonagall wzięła głęboki oddech przez nos, zanim go wypuściła.

- Regulusie i Syriuszu Black, chcę was teraz mieć u siebie.

---

Siedząc w gabinecie dyrektora, Orion Black wpatrywał się w Albusa Dumbledore'a, swojego starego profesora od Transmutacji, próbując przetworzyć jego słowa. Walburga była z wizytą u matki, więc to jego obowiązkiem było przyjść i porozmawiać o Turaisie. Albo, jak właśnie mu powiedzieli, o braku Turaisa.

Syriusz i Regulus, jego dwaj najmłodsi, siedzieli obok niego i obaj wydawali się być w szoku.

- Jak to nie możecie go znaleźć? - Zapytał w końcu Orion, potrząsając głową, by uporządkować pomieszane myśli.

Jego pierworodny doznał czegoś, co dla większości czystokrwistych byłoby załamaniem. Zrezygnował nie tylko z funkcji prefekta, ale także z bycia uczniem Hogwartu.

Gdzie popełnił błąd? Chłopak miał najlepsze oceny z SUMów od powstania szkoły, przez całe lato był taki sam jak zawsze, choć nieco zdenerwowany faktem, że Syriusz go ignorował. Nie wykazywał żadnych oznak nadchodzącego załamania, był chyba najrozsądniejszym dziedzicem Blacków od dziesięcioleci.

- Turais Black wyszedł z korytarza na drugim piętrze przez portret za pomocą Wężomowy i nawet ja nie byłem w stanie go otworzyć jako dyrektor szkoły. Dziesięć minut po kłótni między młodym Syriuszem a Turaisem bariery zaalarmowały mnie, że nie ma go już na terenie Hogwartu. Jego kufer zaginął wraz ze wszystkimi rzeczami osobistymi. Pozostał tylko mundurek, który miał na sobie poprzedniego dnia i który skrzaty domowe zabrały do prania.

Orion mógł tylko zmarszczyć brwi, a jego umysł gonił, próbując dowiedzieć się, co zrobił Turais. Wyjechał, powiedział, że ma lepsze rzeczy do roboty niż uczenie się tego, co już wiedział, i odszedł. Z pewnością jego syn był bystry, z pewnością był niesamowicie inteligentny i niezależny. Ale nie był jeszcze gotowy na świat zewnętrzny. Prawda?

- Próbowałem namierzyć chłopca dzięki włosom znalezionym na jego resztkach koszuli, ale wydaje się, że zamaskował się już przed wszelkimi formami uroków śledzących. Jedyną rzeczą, której jeszcze nie próbowałem, jest krew. - Orion miał jej próbkę w domu, więc wypróbuje ją zaraz po powrocie.

- Idę go poszukać - Mruknął Orion, wstając, choć nie zmniejszyło to jego wirującego mózgu.

- Syriuszu, Regulusie. Na miłość Salazara, trzymajcie się z dala od kłopotów, dopóki nie znajdę Turaisa. - Jego synowie przytaknęli tępo, przybierając zdezorientowane miny, prawdopodobnie odzwierciedlone na jego własnej twarzy.

Dopiero po powrocie do domu, gdy zaklęcie namierzające krew zawiodło, Orion naprawdę poczuł, jak ogarnia go panika. Turais podróżował gdzieś po Anglii i żadne zaklęcie śledzące nie działało.

Wiedział, że chłopak żyje tylko dlatego, że tak twierdziło cholernie mroczne zaklęcie.

Pocierając skronie, Orion westchnął.

Jak, do diabła, miał to wyjaśnić ojcu?

Time to Put Your Galleons Where Your Mouth Is || Tłumaczenie Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz