Rozdział 17. Może powinieneś spróbować.

1.4K 117 7
                                    

     — Zapytam jeszcze raz! Skąd macie ten miecz?!

     — Proszę, proszę, nie, znaleźliśmy go, obiecuję, to kopia, tylko kopia!

     — Co jeszcze wzięliście? Odpowiadaj! CRUCIO!

     Hermiona krzyczała, a daleko pod jej stopami był Ron, i to był milionowy raz, kiedy tu była, tysięczny raz, kiedy jej ramię płonęło, jakby było rozpalone benzyną, setny raz, kiedy błagała, błagała, krzyczała.

     Ale to był pierwszy raz, kiedy młody mężczyzna o oczach jak srebro zwrócił te oczy na nią, zamiast odwrócić wzrok, a teraz też krzyczał...


________________________________________


     — Hermiona!

     Jej oczy otworzyły się z trzaskiem i oto były, te dwa idealne szare tęczówki, jasne rzęsy, kości policzkowe, usta otwarte w wyrazie agonii, który musiał odzwierciedlać jej. Draco pochylał się nad jej łóżkiem, twarzą o centymetry od jej własnej, a ona dyszała i łapczywie łapała powietrze.

     Jego palce zacisnęły się na jej nadgarstku, ale wyrwała je, nagle aż nazbyt świadoma tego, gdzie się znajduje i co się tu wydarzyło.

     Usiadła wyprostowana na łóżku. Nie mogła oddychać.

    — Nie rób tego — sapnęła, jej oddech uwiązł ciężko w gardle, ale zamiast się wycofać, pochylił się bliżej, jego oczy wpatrywały się w jej własne.

    — Nie możesz tego zrobić — warknął. — Nadal obchodzi mnie, czy obudzisz się z koszmarami, bez względu na to, jak bardzo jesteś na mnie zła!

     — Jestem wściekła — wysyczała, a on zacisnął szczękę.

     — Przestań — warknął. — Możesz być na mnie zła rano, do kurwy nędzy, ale teraz będziesz miała pieprzony atak paniki, jeśli się nie uspokoisz.

     A skąd Draco Malfoy wiedział, co to było, skąd wiedział...?

     Wciągnęła małą nitkę powietrza, za mało, a wtedy on położył ręce na jej ramionach, tak jak zrobił to cały czas temu w Południowym Korytarzu. Jej oczy rozszerzyły się.

     Nie chciała na niego patrzeć, nie chciała czuć uspokajającego, uziemiającego nacisku jego dłoni na nią, ale był tuż obok i nie mogła odwrócić wzroku.

     — Trzysta — powiedział ponaglająco. — Ile to jest trzysta minus osiemnaście?

     Spojrzała na niego, puls szumiał jej w uszach.

    — O czym ty mówisz?

    — Po prostu odpowiedz na to cholerne pytanie — wysyczał.

     — Dwieście osiemdziesiąt dwa? — sapnęła.

     — Dobrze. Trzydzieści razy dwanaście.

     — Nie wiem!

     — Tak, wiesz. Trzydzieści razy dwanaście. Kontynuuj.

     — Trzysta sześćdziesiąt! — rzuciła się na niego.

     — Jakie jest trzecie prawo Golpalotta?

     — Że antidotum na zmieszaną truciznę nie może być... Dlaczego mi to robisz?!

     — Granger, przysięgam na Merlina...

[T] The Fixer-Upper Club | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz