Rozdział 8. Zdecydowanie zbyt wyluzowany w kwestii quidditcha.

1.4K 114 12
                                    

    Hermiona została przy stole długo po tym, jak większość ludzi poszła spać, na przemian prowadząc jałowe rozmowy z przyjaciółmi, którzy ich podejmowali, i czytając najnowszą książkę, którą wzięła z biblioteki, udając, że myśli o czymkolwiek innym niż Ron. Nie wiedziała, czy jest gotowa stawić czoła jemu lub Harry'emu w Pokoju Wspólnym. Wiedziała, że zwleka, ale... nie mogła się zmusić, by przestać.

    Chociaż nie wyglądało to tak, jakby go szukała, nie mogła nie zauważyć, że Draco nie pojawił się na kolacji przez cały wieczór.

    Kiedy więc w końcu zdecydowała się zakończyć ten wieczór, załadowała talerz kornwalijskim pasztecikiem i kilkoma kanapkami, wybierając pierwszy kawałek placka, jaki udało jej się znaleźć, który nie zawierał rodzynek, i udała się do sowiarni, by wysłać list.

    Spotkanie klubu dziś wieczorem?

    Napisała i patrzyła, jak sowa odlatuje z połową skradzionej kanapki w dziobie. To dobrze, że zawsze korzystała ze szkolnych sów, pomyślała.

    Odpowiedź nadeszła szybciej, niż się spodziewała.

    Już czekam.

    Przeczytała, i śmiejąc się z irytacją, nakarmiła sowę drugą połową kanapki i wyruszyła do Południowego Korytarza.

    Po raz pierwszy spotkali się przed godziną policyjną, a Hermiona unikała tak wielu przechodniów, że było prawie niewiarygodne, że nikt nie zatrzymał się, by zapytać ją, dokąd idzie z talerzem jedzenia i podręcznikiem.

    Rzuciła pośpieszny urok rozproszenia, zanim wyszła zza rogu i ruszyła przez zniszczony korytarz. Zgodnie z obietnicą, Draco stał już w progu nowej klasy, wystrzeliwując flary w ciemność.

    — Zauważyłam, że nie było cię na kolacji — powiedziała, gdy się zbliżyła, trzymając talerz przed sobą. — Nie byłam pewna, co lubisz, więc wybrałam po trochu wszystkiego.

    Zamarł w pół ruchu, patrząc na nią z niedowierzaniem.

    — Przyniosłaś mi kolację?

    — Tak właśnie powiedziałam — uśmiechnęła się, ponownie podając mu talerz. — No dalej, jedz. Twoja praca będzie kiepska, jeśli masz hipoglikemię.

    Uniósł brew, ale nie naciskał dalej, a Hermiona uśmiechnęła się szeroko, gdy sprawdził kawałek placka (w poszukiwaniu rodzynek, jak sobie wyobrażała), a gdy był już spokojny, wziął kęs z niecierpliwością.

    Dopiero po tym, jak pochłonął wszystko na talerzu z takim zapałem, że Hermiona musiała przejąć rzucanie flar, zdawał się o sobie przypomnieć.

    — Dziękuję — powiedział sztywno. — Najwyraźniej byłem bardziej głodny niż myślałem.

    — Masz jakieś zioła w zębach — powiedziała Hermiona, starając się nie uśmiechnąć.

     Odchrząknął, zarumienił się i odwrócił, by to naprawić.

     — Dlaczego nie zszedłeś dziś na kolację? — zapytała w końcu, odwracając od niego wzrok i wysyłając flarę w górę, aż do sufitu

    — Wiedziałem, że twój łasicowaty przyjaciel spędzi cały posiłek gapiąc się na mnie — odpowiedział. — Wolę, żeby nie gapili się na mnie podczas jedzenia. To raczej odpychające.

    Hermiona roześmiała się, zanim zdążyła poczuć się z tym źle.

    — Cóż, nie musiałbyś tego długo znosić. Wyszedł dość gwałtownie, kiedy odmówiłam stanięcia po jego stronie. Schowała różdżkę. — O ile mogła stwierdzić, klasa była tak bezpieczna, jak tylko to możliwe.

[T] The Fixer-Upper Club | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz