Życie

225 2 1
                                    

Mattheo Riddle

Po rozłączeniu się z Liv, tak naprawdę pożegnaniu się z nią, rzuciłem telefon na podłogę. Trzymałem nóż płacząc dalej. Chcę to robić?

W mojej głowie przewijały się różne myśli. Z jednej strony chciałem zakończyć cierpienie, nie chciałem być wrakiem człowieka. Z drugiej strony wcale nie chciałem umierać. Chciałem żyć ale nie takim życiem.

W emocjach i płaczu rzuciłem nóż daleko od siebie tak, że wpadł za szafkę. Spojrzałem na moje ręce. Żyłem. Nie byłem duchem. Theodor wpadł wstrząśnięty do łazienki.

    - Żyjesz. - Upadł obok mnie i objął mnie tak jakby zrobiła to Liv. Zasłoniłem sobie żywymi rękoma żywe oczy płacząc prawdziwymi łzami.

Teraz dopiero zaczęło do mnie docierać jak ważne jest życie i jak trzeba je pielęgnować. Nie mogłem się załamać takim czymś. Wyszedłem z tego żywy. Dlaczego miałabym sprawić mu radość odebrania sobie życia? Chociaż nie było ono teraz kolorowe to i tak tutaj byłem.

Poczułem jakby inna osoba która siedziała we mnie od wyjścia z piwnicy wyszła ze mnie i stanęła obok.

Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułem, że żyje. Poczułem, że słabe momenty będą się przeciągać jeśli sam w sobie ich nie zapomnę. Nie da się zapomnieć wszystkiego. Nie da się usunąć blizn. Da się jednak zacząć życie od nowa.

Tamtego wieczoru. Dokładnie 24 grudnia godzina 3:26 w nocy. Zaczęło się moje drugie życie. Życie z nią. Bez niej bym nie żył.


***

Theodor i jego mama zabrali mnie do szpitala na badania kontrolne. Znów leżałem na łóżku obsługiwany przez pielęgniarki które na mnie leciały. Milion takich pielęgniarek mogło by mnie obsługiwać ale i tak bym patrzył na moją pielęgniarkę. Pielęgniarkę od serca.

   - Idioto. - Wpadła do sali ubrana w beżowy płaszcz. Była zima i pełno śniegu na dworze. Podbiegła do mojego łóżka. - Jesteś kretynem. - Pocałowała moje usta namiętnie. Kurwa mać, brakowało mi jej. Oderwała się ode mnie i odepchnęła mnie do oparcia łóżka. - Nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłeś! - Usiadła obok mnie ściągając grubą czapkę z głowy.

   - Przepraszam. - Powiedziałem spuszczając brodę. Popatrzyłem się na nią spod spuszczonych brwi. Parsknęła śmiechem. Tego też mi brakowało.

   - Ważne, że żyjesz. - przytuliła się do mojego torsu. Położyłem swoją obolałą rękę na jej plecy. Mroczny znak lekko mi przybladł. Nie wiedziałem dlaczego. Nie wił się, nie piekł, nie mówił poprostu był. To źle. Bardzo źle.

   - Dzięki tobie i Theodorowi. - Przyjaciel już powiedział skąd wiedział gdzie byłem. Bardzo się cieszyłem, że mam tak inteligentną dziewczynę. Ciarki dalej przechodziły moje ciało od wspomnienia wczorajszego wieczoru. - Która godzina?

   - Wpół do jedenastej kochasiu. - Powiedziała pani Nott. - Zaraz cię wypisują. - Kiwłem głową. Może te święta nie będą takie złe? Może nie popsułem ich po całości?


***

Olivia Wilde

Wtulona w Mattheo siedziałam na kanapie czekając na pierwszą gwiazdkę. Chłopak i ja mieliśmy na sobie te same świąteczne swetry. Na dodatek miałam na głowie świecące rogi renifera a Riddle czapkę Mikołaja. Spojrzałam się na niego już poraz setny tego wieczoru. Uśmiechnął się podnosząc brew do góry.

   - Co? - Uśmiechnęłam się. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Cieszyłam się, że znów jest moim Mattheo który jest opiekuńczy, zazdrosny i postrachem wśród innych. Moim kochanym Mattheo. Wrócił do życia nadawając mojemu koloru. Uśmiech wrócił na moją twarz w momencie kiedy Theodor powiedział "Żyje".

THE SMELL OF CIGARETTES  || Mattheo Riddle ||   1️⃣8️⃣+ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz