Sprawczość

30 7 15
                                    

***Wojtek***

 Anna Dymna w jednym z wywiadów powiedziała, że osobę niepełnosprawną trzeba przede wszystkim dostrzec, zbliżyć się do niej i dopiero można zobaczyć w niej zwyczajnego człowieka, który tak samo jak my, ma uczucia, talenty, ambicje, różne potrzeby i bardzo chce, żeby go normalne traktować.  Kiedy widzę ten cytat czasem gdzieś na Instagramie, opatrzony hasztagiem ,,inspirujące" czy ,,motywujące", myślę sobie: Ok, pani Anno. Ale to często niestety nie działa.  A w zasadzie...prawie w ogóle nie działa. I nie jest absolutnie tak, że mam jej te słowa w jakiś sposób za złe. Nie mam. Przeciwnie, uwielbiam ją jako aktorkę i ogromnie podziwiam za tę wiarę w ludzi, którą ma, ale mam świadomość, jak to ludzkie podejście wygląda. 


O ile to, co ludzie  robią, możemy nazwać jakimkolwiek podejściem.  Oczywiście, jest rzesza ludzi, którzy widząc kogoś potrzebującego pomocy, bez wahania jej udzielą, ale więcej jest raczej tych, którzy przebiegną na drugą stronę ulicy z tempem, którego nie powstydziłaby się zapewne Ewa Swoboda, byleby tylko nie widzieć.


Albo udawać, że się nie widzi. Bo jak się szybciej pobiegnie, to łatwiej zapomnieć, kiedy trudny obrazek ma się za sobą w krótszym czasie, prawda? Cóż, co poniektórym tak się właśnie wydaje.  A że to totalna bzdura?  Kto by się zastanawiał. Ważne, że to nie mój cyrk i nie moje małpy. A warto byłoby chyba, żeby coś się w tej kwestii zmieniło.  Może brzmię teraz jak gówniarz z głową po brzegi naładowaną monumentalnymi wręcz ideałami (którym po części pewnie nadal jestem), ale zależy mi na tym.  I myślę, że nie jest to wyłącznie moje marzenie.


***


Często słyszę pytanie, czy jako osoba niepełnosprawna mam jakiekolwiek hobby. A i owszem, mam! I nie jest to granie na komputerze od rana do nocy. Otóż, jakieś dwa lata temu postawiłem sobie za cel spróbowanie czegoś nowego. I tak trafiłem na treningi z...tenisa stołowego. Następcą Natalii Partyki ze mnie nie będzie, to prawda, ale przyjemność mam z tego ogromną. 


I o to chyba chodzi, kiedy się coś robi. Żeby mieć z tego radość.  A przynajmniej to próbuję  wpoić swojej córce. Działa, bo kiedy widzi mnie i Amelię na korcie (tak, udało mi się ją namówić, żebyśmy grali razem), wydaje się zainteresowana. 


- Może dałbyś mi w końcu wygrać?- Amelia patrzy na mnie lekko wyzywająco, uderzając paletką delikatnie o  otwartą dłoń. 


- A może nie? 


- Wiesz co? No własnej żonie nie dać forów?  Przypominam, że mam chore serce i...


- O, kochana, po tobie to widać, żeś ty w życiu do czynienia ze sportem nie miała- przewracam oczami, usiłując zachować resztki powagi i nie ryknąć śmiechem z tej naszej wymiany zdań. 


 - Chcesz mi coś powiedzieć?


- Co niby?


- Nie wiem. Nie siedzę ci w głowie. 


- Właśnie. Nie siedzisz mi w głowie. Nie wiesz, co niej mam.  Ale ci powiem. Kocham cię i dałbym ci wygrać, ale świadomie tego nie zrobię i nie chodzi tu tylko o zasady. 


- A o co jeszcze?


- O to, żebyś miała poczucie, że wygraną zawdzięczasz w stu procentach sobie- tłumaczę, na co ona reaguje uśmiechem. Ten typ uśmiechu widzę, kiedy ja lub ktokolwiek inny mówi jej coś miłego i i budującego. To takie jej niezwerbalizowane ,,Dziękuję".  Cudny widok. Jeden z moich ulubionych


***


Doszliśmy do wniosku, że jednak wyjedziemy do Łodzi. Diana po wielu długich rozmowach z nami, z moimi rodzicami i siostrami, no i z rodzicami i bratem Amelki stwierdziła, że w sumie, to ona by chciała iść do nowej szkoły, poznać nowe dzieci i tak dalej. 


- Będę miała swój pokój?- zagaduje, spoglądając mi przez ramię na zdjęcia mieszkania, które sobie w Łodzi upatrzyliśmy jakiś czas temu.


- No pewnie. Czemu miałabyś nie mieć?


- Bo niektóre dzieci ponoć nie mają.


- To prawda, niektóre nie mają. Ale my mamy to szczęście, że damy radę ci go stworzyć. 


- Ty dasz radę? Bo słyszałam, że jak się jeździ na wózku, to się praktycznie nic nie umie robić.


- Kto ci tak powiedział? 


- Pani na angielskim. 


Boli. Do tej pory nie cierpię, jak ktoś podaje w wątpliwość moje umiejętności i to, czy aby na pewno jestem spiritus movens własnego życia. Ale jestem! I nie jest to egzystencja zła. Przeciwnie, podoba mi się to życie. Ale gwałcenia sprawczości mojej czy jakiejkolwiek innej osoby z jakąś inną niepełnosprawnością nie zrozumiem i nie zaakceptuję nigdy.




Hej!

Ten rozdział miał pojawić się w piątek.

Ale przez zmiany pogody strasznie bolała mnie głowa i nie dałam rady go skończyć ):

Mam nadzieję, że mi wybaczycie tę obsuwę i rozdział się Wam podoba<3

Do następnego!

P.

Miłość bez barier TOM IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz