Sprawa wagi (prawie) państwowej

32 7 15
                                    

***Wojtek***


Jest czasem tak, że ktoś pomógł ci na tyle, że po latach nie masz zielonego pojęcia, jak mu się za to odwdzięczyć. Michał zrobił to po moim wypadku do tego stopnia, że długo nie wiedziałem, co mogę dla niego zrobić w zamian. 


O ile w ogóle coś takiego jest. Bo wydaje mi się, że nawet najbardziej wystrzałowy, pieruńsko drogi prezent nie załatwiłby w naszym przypadku sprawy. 


Poza Amelią zrobił dla mnie chyba więcej niż ktokolwiek inny, nie licząc oczywiście rodziców, bo to zupełnie inna sprawa. Tak naprawdę to on odwiódł mnie od samobójstwa. Za to nie da się chyba tak po prostu podziękować.


Nie, na pewno się nie da. 


To byłoby za płytkie słowo, którym można by opisać to, jak bardzo mi pomógł. Tak płytkie, że aż w pewnym stopniu nawet uwłaczające.  Umniejszające to wszystko, co dla mnie zrobił. 


Ile czasu poświęcił. Ile godzin przesiedział ze mną w szpitalu, rozmawiając ze mną o totalnych głupotach, przychodząc z laptopem, żeby pooglądać ze mną seriale ( tak odkryłem między innymi ,,Skazaną"), nierzadko przedkładając mnie nad swoje obowiązki.


Bo wszyscy chyba pamiętamy, że zerwał się ze szkoły, odpuszczając sobie pisanie sprawdzianu i tym samym dość mocno narażając się nauczycielce. 


Zastanawiałem się, czy będzie kiedyś jakaś okazja ku temu, żebym zrobił dla niego coś choć odrobinę podobnego. Nadarzyła się. Dużo szybciej, niż wszyscy  się tego spodziewaliśmy i byliśmy na to gotowi.


Wróć. Czy na coś takiego w ogóle da się być gotowym? Czy da się tego spodziewać?


Nie. Żaden rodzic nie zakłada, że straci swoje dziecko. 


Żadna kobieta nie myśli, że nie będzie w stanie donosić ciąży.


Żaden facet nie przygotowuje się do obserwowania cierpienia swojej żony. Do słyszenia, że została wydmuszką. Że jest pusta w środku. Nie ma w niej życia. 


A Gabrysia tych dokładnie słów użyła. 


Michał słyszał je wyraźnie. Chyba nawet zbyt wyraźnie. 


Muszę mu pomóc. Wydaje mi się, że jestem mu to winny po  tym, ile od niego dostałem dziesięć lat temu.


***


Szczęśliwie złożyło się tak, że moi rodzice zabrali Diankę na weekend do Szczecina. W przeciwnym razie nie wiem, jak udałoby nam się to rozegrać. Zabieranie jej do chrzestnych, kiedy w swojej sytuacji na dzieci wprost nie mogą patrzeć, wydaje mi się niemal obrzydliwe. 


To trochę tak, jakby ofierze gwałtu kazać zaprzyjaźnić się z oprawcą. Wiem, to bardzo mocne porównanie, ale myślę, że wszyscy rozumiemy, o co chodzi. 

Miłość bez barier TOM IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz