XIV

44 3 3
                                    


- no, ostatnia deska wbita - powiedziałem, patrząc z duma na moje dzielo - arke.

- dobra robota kochani - odrzekl noe i przybilismy sobie z nim piątki. szczerze mówiąc to byłem wykończony, budowalismy te arke cale 15 minut, musialem az usiasc na lawce i odetchnac. shoko i utahime rowniez sprawialy wrazenie zmeczonych, w budowaniu arki uczestniczyl rowniez nanami, ale celowo go pomijalem. wiec teraz musielismy zyc na arce, a wiec to tak... musiałem jednak coś wiedzieć.

- ej a czy suguru tez bedzie na tej arce? - spytalem, no bo co? mialem zyc w niewiedzy? nie moglem sie na to zgodzić, musiałem poznac prawdę.

- nie bo on jest zly - powiedział masamichi który wyłonil sie. spojrzałem na niego side-eyem i zanim zdążyłem pomyśleć to wypaliłem:

- no niezbyt

- no zbyt. chodźmy do arki - odparl moj nauczyciel, zacisnalem piesci, co on sobie wyobrazal? jednak zanim zdazylem cokolwiek powiedzieć to usłyszałem takie slowa ze az mnie zmiotlo z planszy

- no, chodzcie na arke noego - powiedział noe. moje oczy rozszerzyly sie w niedowierzaniu. ze co prosze?

- slucham? my budowalismy te arke, ty tylko stales i sie gapiles - podszedłem do mężczyzny i spojrzałem na niego z gory ponieważ bylem od niego wyzszy. noe posłał mi lekceważące spojrzenie i uniósł głowę z arogancją myślałem ze mu przyfasole ale sie powstrzymałem bo byłoby duzo świadków i zostałbym skazany na dożywocie a tego nie chciałem rzecz jasna.

- no i co mi zrobisz? projekt był mój, nie macie nic do gadania - gdy mężczyzna to powiedział to nie wytrzymałem i go popchnalem. noe zmarszczył brwi i zaczęliśmy się przepychać! wtedy nagle pomiędzy nas wkroczyl masamichi zeby nas rozdzielić, ale właśnie w tym momencie noe wyciągnął z kieszeni nóż i ugodził masamichiego w bok brzucha... zamarlem. zresztą jak cala reszta

- agrhhh! - krzyknął masamichi i padł na kolana.

- nauczycielu! - wyznałem szczerze a następnie posłałem gniewne spojrzenie noe - ty gnido, zabiles go!

- ... - powiedział masamichi i posłał mi zrezygnowany wyraz twarzy który zignorowałem, zamierzałem pomścić go. wzialem głęboki oddech i już mialem przystąpić do ataku, ale głos shoko wyrwał mnie z wojennego stanu.

- przestańcie już i chodźmy na arke bo zginiemy - odrzekła nieco surowo jak na nią więc każdy pokiwal glowa z uznaniem i wszyscy poszli na arke. ludzie, zwierzęta, nawet kobiety.

masamichi otrzymał odpowiednia opieke medyczna, ale co z tego kiedy tamten dran byl na wolności? musiałem cos zrobić. musiałem walczyć o honor masamichiego. wiec podszedłem do noego i go zrzuciłem z arki do morza, a on został zjedzony przez rekiny. to był koniec. wszystko dobrze się skończyło. nie przewidziałem jednak jednego. na arce znajdowała się również policja. to był mój koniec.

- policja. to twój koniec - powiedział policjant 4

- nie - odparłem i wskoczyłem do oceanu, nie zamierzałem przebywać z tymi pomylencami. zaczalem płynąć w nieznane...

zaczalem się rowniez zastanawiać co robi suguru, czy się nudził? czy był samotny? ciekawe czy znalazł sobie nowego, tak samo zajebistego kumpla jak ja. szczerze w to wątpiłem.

gdy tak płynąłem to zdałem sobie sprawe z pewnej rzeczy. zapomniałem zabrać na arke jedna wazna osobe. no tak... megumi! szlag by to. musiałem do niego wracać... zatem szybko poplynalem w strone swojego domu. poczekałem az poziom wody opadnie i w końcu po 5 dniach wszedlem do domu. śmierdziało w nim środkami czystości.

- o nie... megumi... megumi! gdzie jestes?! - krzyknalem i pobieglem do lazienki. i wtedy go zobaczyłem - megumi... co ty robisz...

megumi odwrócił głowę w moim kierunku niewzruszony. w reku trzymał zel do WC

- sprzątam - wyznal mi. poczułem jak gula podchodzi mi do gardla. dlaczego on to robil?

- o mój boze... - podszedłem do niego ostrożnie i odciagnalem go od toalety. przecież on mógł tam wpaść. pogłaskałem go po głowie - co dzisiaj jadłeś?

- homara z frytkami

- rozumiem, zostaw te rzeczy. ja sie tym zajmę później... - mruknalem i wyprowadziłem megumiego z lazienki.

westchnalem cicho, byłem nieodpowiedzialny ze skazalem megumiego na 5 dni w samotności, co on mógł robić przez ten cały czas sam? nic dziwnego ze posunal się do takich rzeczy. postanowiłem więc mu wynagrodzić stracony czas. najpierw odpalilismy gierkę i zaczęliśmy wspólnie grać w wyścigi samochodowe, potem włączyliśmy telewizor i zaczęliśmy oglądać film szybcy i wściekli, zajadając się do tego pop cornem. po udanym seansie poszlismy się myc, oczywiście osobno, bo przecież w kabinie prysznicowej nie było miejsca na dwie osoby. poza tym to nie czulem jakiejs wielkiej potrzeby zeby się obnażać przed tym kidem, on jeszcze dużo o życiu nie wiedział.

megumi wszedł do łóżka po prysznicu, a ja usiadłem na skraju.

- no to co, czas zebym ci opowiedział jakas bajke - zagadalem, nie chcac jeszcze żeby ten dzień się kończyl, fajnie było. megumi był spoko kumplem.

- po co? - zapytal, co to miało byc za tepe pytanie.

- a czemu nie. najpierw ja opowiem tobie a potem ty mi ok?

- ok

- ok, to słuchaj. pewnego dnia w lesie stała drewniana chata...

- ...? dziwnie to sformułowałes tak szczerze - to mi wlasnie powiedzial, nie no trzymajcie mnie bo zaraz nie wytrzymam.

- zamknij morde, ty to opowiadasz czy ja

- no ty

- no. to kontynuując... w tej chacie mieszkał kotek i kogut. no i oni... ah... - ziewnalem zmęczony. ta bajka działała na mnie kojąco, miałem taki relaksujący głos.

- i oni co? jesteś w to beznadziejny

- przestań. nie badz niemiły bo nigdzie w życiu nie zajdziesz

- ja nie chce nigdzie zachodzic

- a co byś chciał? - zdecydowałem się zapytać ponieważ nigdy wcześniej tak naprawdę nie pytałem się megumiego co chce od zycia. zwykle mówiłem tylko o sobie i przejmowałem się moja przeszla relacja z suguru, zapominając o drugim człowieku. o człowieku który byl jeszcze dzieckiem i tak samo jak ja miał uczucia!

- hm... papite - odpowiedział mi wreszcie po namysle. papita, co? w sumie poszedłbym do sklepu, chętnie napiłbym się skyra.

- to mam isc do biedronki??

- możesz isc jak chcesz... mi już wszystko jedno - odparł megumi i przykrył się kołdra, trochę mnie to zaniepokoiło. spojrzałem na godzinę w telefonie, byla 22:10 więc miałem jeszcze 90 minut, wstałem z łóżka i udalem sie w kierunku drzwi. stwierdziłem ze nie bede sie przebierac, w końcu biedronke miałem blisko i o takiej godzinie z pewnością nie spotkałbym nikogo ważnego prawda?

wyszedlem na dwor, po powodzi swiat byl jeszcze trochę przemoczony ale juz wszystko zdawało się wracać do normy, a wieczorne, chlodne powietrze działało na mnie kojąco.

wtargnalem do sklepu, drzwi same sie przede mną otworzyły, wiedziały gdzie bylo ich miejsce. zgarnalem szybko papite po drodze i udałem się prosto na mój ulubiony dział. zastanawialem sie jaki smak wybrac... miałem ochote na cos przełomowego. gdy doszedłem na dział ze skyrami, coś przykuło moja uwagę. nowe smaki...? czyżby...? nie, to niemożliwe. wprowadzili nowe smaki skyrow. wiśnie i limonke z nutka mięty. wiedziałem ze to ten moment. wyciagnalem reke w stronę ostatniego skyra limonkowego, zapewne był dobry skoro był ostatni. już miałem go dotknąć kiedy nagle w zasiegu mojego wzroku pojawiła się inna reka. znajomo wyglądająca reka. nie mogłem już wyhamować i moja wlasna reka spotkala sie z druga reka... nie... to niemożliwe. osoba do której należała ta reka byl....

Złamane serce | SatoSugu | Jujutsu KaisenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz