właściwie to opadla mi szczena, stalem zamurowany nad siedzeniami nie wiedząc jak zareagować. okazało sie ze byłem największym przegrywem zycia. no bo jaka byla szansa na to ze akurat spośród tylu miejsc zdecyduję sie na zakup miejsca dosłownie obok mojego największego wroga w historii?!
- ooo... elo - powital mnie toji calkowicie rozjebany na siedzeniu, wkładając naczosa do ust. poczulem odruch wymiotny i zdecydowałem się na w tył zwrot. nie żebym się go bal... był dla mnie nikim i nie mial ze mna szans. po prostu nie mogłem teraz na niego patrzeć, bo dopiero co jadlem i moglo zle sie to skończyć... ten film nie był tego wart. poczulem za soba obecność nanamiego.
- dokad ty idziesz - spytał beznamiętnie.
- rozmyslilem sie, ten film jest głupi - odparłem nonszalancko zbliżając się do wyjscia i wtedy go zobaczyłem... suguru przeszedł przez próg na sale kinowa. wydawalo mi sie ze przez chwile moje serce stanelo, a kolana lekko zmiekly, swoja droga było to trochę zastanawiające, może powinienem się później wybrać z tym do lekarza?? moze to byly objawy jakiejs powaznej choroby o ktorej nie mialem pojecia...? w każdym razie zatrzymałem się zagradzając drogę suguru który zaszczycił mnie swoim spojrzeniem.
- oh satoru... - mruknal pod nosem z doza słyszalnej pogardy - co za zbieg okoliczności
- no nie wiem czy taki "zbieg okoliczności", to było raczej oczywiste ze pojde do kina na terrifiera - odparłem unoszac dumnie głowę. nanami po prostu stał obok mierząc suguru wzrokiem ale nie wykazywal chęci dołączenia do rozmowy. suguru z kolei zmarszczył nieznacznie brwi, widocznie coś mu sie nie spodobalo w mojej wypowiedzi. no i spoko.
- co ty insynuujesz? myslisz ze przyszedłem tutaj bo miałem nadzieję spotkać ciebie?
- szczerze to tak - odpowiedziałem szczerze.
- śmieszne - parsknal, krzyżując rece na piersi, zapewne w geście obronnym bo pokazalem dominacje.
- śmieszny to ty jesteś, przez ciebie dziecko leży w szpitalu i walczy o zycie - wygarnalem mu.
- trzeba było go lepiej pilnować - zakpil nie okazując żadnych oznak wyrzutów sumienia, co za bezczelny typ! chciałem powiedzieć mu cos jeszcze ale on mnie minął jak gdyby nigdy nic i udał się na górę by zająć miejsce. nie mialem zamiaru tego tak zostawić
- chodz nanami my tez zajmijmy miejsca - powiedziałem władczym tonem i poszedłem za suguru, taki kontent nie mógł się zmarnowac. nanami tego nawet nie skomentował, po prostu poszedł za mna, widocznie już doszlo do niego kto tak naprawdę rządził tym swiatem (ja). przysiaglem sobie ze gdziekolwiek by nie usiadł suguru to sie tam po prostu z nim wpierdole, ale to co sie wydarzyło przeszlo wszelkie moje oczekiwania okazało sie ze suguru mial miejsce w tym samym rzędzie w którym bylem ja nanami i ten nieszczęsny toji który zdążył zjeść wszystkie naczosy przed rozpoczęciem spektaklu. nie wiedziałem czy miałem się śmiać czy płakać ale suguru najwidoczniej chciał spierdolic więc zagrodzilem mu droge
- dokad to
- nie twoja sprawa
- skad wiesz ze nie moja - dopytalem, znalazł się pan wszystko wiedzący.
- no to chyba oczywiste
- no niezupełnie. wszystko co ma zwiazek z toba jest moja sprawa - wypalilem zanim w ogóle się zorientowałem, co we mnie przepraszam bardzo wstąpiło? nie mogłem jednak pokazać że mnie to zazenowalo, gdy człowiek palnie jakąś głupotę i już nie ma odwrotu to trzeba grać pewnego siebie do konca, tego nauczyła mnie moja babcia gdy miałem 8 miesięcy.
- ...? - spytał suguru ale nie dane mi było odpowiedzieć na jego pytanie, bo wtrącił sie ten... plebs
- przymknijcie te jadaczki, przeszkadzacie mi w oglądaniu - warknal wyraźnie niezadowolony toji. czy on naprawdę myślał ze obchodził mnie jego komfort? z kosmosu sie urwal? no w sumie to poniekąd tak, ale nie w tym rzecz.
CZYTASZ
Złamane serce | SatoSugu | Jujutsu Kaisen
Non-Fictiongeto i gojo byli najlepszymi przyjaciółmi. łączyło ich wiele rzeczy ale jedna z nich przewyższała nad innymi - zamilowanie do KFC. pewnego razu jednak gojo odkrywa mroczny sekret geto. czy ich przyjaźń przetrwa?