XX

41 1 2
                                    




nastala grobowa cisza. nikt nie mial odwagi się odezwać. tylko ptaki cwierkaly, siedząc na drzewach lisciastych...toji stal jak wryty podczas gdy suguru opierał się nonszalancko o drzewo. a w tym wszystkim byl jeszcze megumi - chlopak od którego wyczekiwalem odpowiedzi z niecierpliwością. w końcu przemowil

- przecież to tak nie dziala - odrzekl bezceremonialnie, on i jego logiczne myslenie... naprawdę potrafił popsuc vibe.

- dziala jak natura chciala. zostańmy rodzina megumi - powiedziałem zachęcająco, wciskając mu batona w rękę. wtedy toji się wtrącił

- nie rozmieszaj mnie, to jest moj syn, pogodz sie z tym zazdrosniku

- hmpf... a skad pewnosc ze to twój syn?? robiles testy dna?! a moze jest adoptowany? - spytałem wyzywająco, może to bylo głupie pytanie, bo podobieństwo miedzy nimi nie podlegalo dyskusji, ale chciałem się chwytać wszystkiego czego moglem żeby zyskać czas.

- adoptowany? prosze cie, z wlasnej woli nie wziąłbym do siebie takiego debyla - powiedział dumny z siebie toji na co megumi tylko zmarszczył lekko brwi po czym zaczął jeść snickersa. on naprawdę nie miał za grosz honoru...

- odszczekaj to - rzucilem ostrzegawczym tonem, jesli myślał że mógł tak obrażać megumiego na mojej warcie to...

- nie. dobra spadam stąd... chodz synu. dzis jest wtorek, wiesz co to znaczy... - odparł toji jak gdyby nigdy nic i zaczął odchodzić, a za nim ruszyl megumi. szczena mi opadla, co on robil? dlaczego sie go sluchal?! zacisnąłem mocno pięści i wstałem gotowy już za nimi pojsc ale usłyszałem za sobą głos suguru

- odpuść. nie warto

- ale... czy to znaczy ze megumi odrzucił moja propozycje? - spytałem, starając sie zeby nie zabrzmiało to zbyt depresyjnie ale nuta zalu w moim głosie mówiła wszystko.

- na to wygląda - skwitowal dosadnie suguru, ten to w ogóle... liczylem na jakieś pocieszenie czy coś ale oczywiście... po chwili sugur znowu sie odezwał - jak myślisz, co toji miał na myśli mówiąc ze dzisiaj jest wtorek?

- nie wiem, moze ma to coś wspólnego z tym słynnym przysłowiem

- jakim przyslowiem

- zapnij rozporek bo dzisiaj nie wtorek

- ...nie wydaje mi się - odparł suguru i sie zamyslil, ale szczerze to nad czym tu trzeba było myśleć? byla masa powodów przez które toji mógł tak powiedzieć, chociazby wizyta u dentysty albo megumi miał jakies zajecia wtorkowe lub korepetycje... czy cos. dla mnie wtorek oznaczał tylko jedno - wtorkowy kubelek KFC. ale megumi i toji nie mogli tam pójść razem, w końcu toji wolał McDonald's. serce mnie zabolało gdy wyobraziłem sobie megumiego zmuszanego do jedzenia w tym zawszonym miejscu. powinienem to zgłosić do opieki społecznej.

- uhh... - wydalem z siebie zrezygnowane westchnienie i usiadłem na lawce. nic juz dla mnie nie miało sensu!

- co robisz? nie idziemy obmyslac planu zemsty? - zapytał suguru z lekkim zdziwieniem na twarzy. bylem mu dozgodnie wdzięczny za takie zaangażowanie ale ja... ja nie miałem już siły na to wszystko. nie chciałem już ścigać nieosiągalnego. musiałem zejść na ziemie a nie ciągle bujać w obłokach.

- nie... wracaj po swoje mlode... mnie juz nic nie obchodzi - oznajmilem nie kryjąc już zmęczenia w głosie. moja psychika była na wyczerpaniu, przynajmniej tutaj, teraz w tym parku nie chciałem dłużej udawać niewzruszonego. ten jeden raz...

- a co cie obchodzi? - gdy suguru zadal to pytanie to az mialem ochotę przewrócić oczami. na język mi się cisnelo tylko jedno słowo, którym oczywiście bylo "ty" ale powstrzymałem się od wypalenia takiej głupoty i odchrzaknalem.

Złamane serce | SatoSugu | Jujutsu KaisenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz