XII

40 2 5
                                    


bylem swiatowej slawy gwiazda, wszyscy patrzyli na mnie jak pne sie w gore. nie patrzyłem wstecz, patrzyłem w przód no bo na szczycie bylem juz. chodziłem od rana w uśmiech ubrany taki mialem mood. mialem pieniądze fejm i wladze.

i wtedy się obudzilem.

jeknalem zdruzgotany i sturlalem sie z łóżka gdy rzeczywistośc mnie uderzyla. wprawdzie moj filmik z bikejkami zyskał dużo odsłon i polubien, ale to była jednorazowa sytuacja... następne moje filmiki nie były juz tak viralowe. czulem gorycz bol i swedziala mnie stopa. miałem dość... poszedłem do lazienki i wyciagnalem z szafki tabletki apap, postanowiłem przedawkować po co żyć... gdy już je miałem zażywać to usłyszałem pukanie do drzwi.

- ej - odezwał się głos i wtedy mi sie przypomniało ze mieszkalem w domu z megumim postanowilem go zignorować, ale on powtórzył - ej

- w tytke srej! co chcesz? - spytałem zestresowany, ja sie chcialem zabic a on co? przydalaby mi się chwila prywatności zważywszy na to ze bylem w łazience czy on nie potrafił tego pojąć?

- siku - odparł megumi, to uderzyło we mnie jak tir. faktycznie, łazienka służyła bardziej do sikania niz przedawkowania, postanowiłem więc wyjść z łazienki żeby udostępnić ja megumiemu.

otworzylem drzwi i spojrzałem na tego dziwolaga. mial czarne wlosy i ciemnoniebieskie oczy czyli nic sie nie zmieniło. i wtedy cos do mnie dotarlo. jezeli bym zginal to kto zaopiekowalby sie megumim? no właśnie, nikt by sie nie podjął takiego wyzwania. poza tym nie chciałem go zranic, pewnie bardzo by płakał na moim pogrzebie. westchnalem więc i pogłaskałem go po głowie, czochrając mu włosy

- dziękuję za to ze jestes - wyznalem szczerze, to była prawda. ten maly fiut chodził ze mna do KFC, rozumiał mnie. nie mogłem go zawieść, musiałem żyć. musiałem wziąć sprawy w swoje ręce.

- wtf... - odpowiedział mi megumi i mnie wyminął, wchodząc do łazienki i zamykając drzwi za dupa. no co za kanalia... po tym wszystkim co dla niego zrobiłem? eh, dzieci. pokrecilem głową i poszedłem do pokoju leżeć.

nagle zadzwonił telefon wiec postanowiłem go odebrać okazalo sie ze byla to shoko.

- co tam shoko - spytałem przyjacielsko.

- nic

- a ok, co chcesz

- przyjdziesz na rozprawe sądowa utahime? - spytała od niechcenia, faktycznie tamta sierotka marysia miała mieć rozprawie w sadzie, prawie o tym zapomnialem. ciekawe jaki będzie werdykt? no coz tego nie wiedziałem ale wiedzialem ze prędzej czy później bym się tego dowiedział ponieważ czas nie stal w miejscu. chyba

- po co

- nie chce isc sama bo będzie mi sie nudzić

- zaraz bede - powiedziałem, założyłem sprzęt do trójwymiarowego manewru i wyleciałem z domu wybijając szybę za którą (miałem nadzieję) dostanę odszkodowanie.

wylądowałem przed budynkiem sadu i wyrzuciłem moj sprzet w krzaki, nie byl mi już do niczego potrzebny. przy budynku stala shoko i palila papierosa, postanowiłem podejść.

- elo - przywitałem się.

- hej - odpowiedziała i zamilklismy. ale nie na długo bo nagle nadjechało eksluzywne auto a ze srodka wyszedł nie kto inny jak saul goodman. podszedł do nas bez wahania.

- witajcie jestem saul goodman - powiedział pewny siebie, unosząc dumnie glowe

- tak sie sklada ze wiemy - odparłem szybko i cala nasza trójka udala sie na sale sadowa. spojrzałem na prokutatora i od razu prychnąłem z kpina. to była kobieta, wygrana mamy w kieszeni.

- prokurator to baba, wygramy to - powiedziałem do shoko pewnie.

- bez kitu - przytaknela shoko.

na sale weszla sedzia anna maria wesolowska i zasiadla na tronie. spojrzała na obrone i na prokurature pytająco.

- obrona jest gotowa wysoki sadzie. better call saul - odrzekl dumnie soul goodman.

- hah. nie wygracie tej rozprawy, nie pozwolę wam na to - powiedziała arogancko ta baba, co bylo z nia nie tak?

- no chyba nie - syknal goodman, i dobrze jej tak. z takimi dziewczynami trzeba krótko.

- dobra to otwieram rozprawe - powiedziała sędzia anna miare Wesołowska i rozprawa zaczela się toczyć.

bylo jednak ciezko bo mieli spore dowody na utahime, było dużo świadków którzy powiedzieli co zaszlo ja tez musialem zeznac ze utahime mnie zaatakowala bo inaczej bym został posadzony przez kłamstwo a tego nie chciałem.

- zamknij się juz lepiej w ogole nie pomagasz!!! - krzyknęła utahime, ten babsztyl byl taki niewdzięczny, miałem ochotę podłożyć jej noge.

- dobra wywalaj. jak tak teraz o tym myślę to przyda ci się trochę odsiadki - odparłem wyluzowany co zirytowało utahime jeszcze bardziej ale wtedy sędzia anna miara wesola uderzyla mlotkiem.

- spokój, spokój na sali sądowej - warknela gardłowo... westchnąłem ciężko, ten cały nasz adwokat był do dupy, postanowiłem działać.

- najwyższy sędzio chciałbym porozmawiać z utahime na osobności - wyznałem szczerze

- nie - odparla maria bez wahania i tyle było z mojego misternego planu. nagle na sale sadowa wbilo plemie kanibali i zaczęli wszystkich pożerać więc wzięliśmy dupe w troki i nasza trójka opuściła budynek 🏢.

- dziękuję shoko za ratunek nie wiem co ja bym bez ciebie zrobiła - powiedziała utahime i przytulila shoko halo ja tez tam bylem. nie zamierzałem sie jednak upominac o zadne przytulasy... aczkolwiek jakikolwiek wyraz wdzięczności byłby mile widziany. ale czego ja sie niby spodziewałem po utahime?

- chodźmy do KFC lepiej - zaproponowałem i poszliśmy do KFC. gdy juz mielismy wchodzić to zobaczyliśmy ulotke wiszaca na drzwiach. moje oczy rozszerzyły sie w niedowierzaniu. lokal zamknięty na stale... przez chwilę miałem wrazenie ze czas stanal w miejscu. stalem jak wryty próbując przyswoić informacje. słyszałem w oddali głosy dziewczat ale byly slyszalne tak jakbym byl pod woda. szumy w uszach były niezaprzeczalnie nieznosne...

zanim się spostrzegłem leżałem juz na podłodze, czułem uścisk w klatce piersiowej, dusznosci i chciało mi sie rzygac...

- gojo-kun trzymaj sie - usłyszałem niewyraźnie, chyba byla to shoko... potem urwal mi sie film.

ocknalem sie powolnie. podnioslem sie oszołomiony do pozycji siedzącej i spojrzałem na dwie sylwetki stojące nade mna. to byly one - kobiety.

- uh... gdzie ja jestem - spytałem, przecierając oczy.

- w tym samym miejscu w którym byles - wyjaśniła mi shoko a wiec to tak.

- aha... co się stało?

- miales zawal.

- o nie... czy to poważne? - postanowiłem zapytać, nie zamierzałem żyć przez reszte zycia w kłamstwie.

- no trochę. ale juz wszystko w porządku - gdy shoko to powiedziała to odetchnąłem z ulgą i wstałem z podłogi otrzepując się. spojrzałem z wyrzutami na budynek KFC. więc się poddali... moje pięści mimowolnie się zacisnęły, wiedziałem doskonale czyja to sprawka choć nie chciałem tego do świadomości przyjac. zdawałem sobie sprawę jaka byla sytuacja ale nie wiedziałem ze jest az tak powazna, ludzie najzwyczajniej w świecie bali się pracować w KFC. to było straszne... wizja coraz większej ilości zamykanych na stale lokali powodowala u mnie ciarki i mdłości. nie chciałem tego, nie chciałem takiego życia!

suguru niech cie...

- dosyc tego! - krzyknalem i uderzylem reka w ścianę. dziewczyny spojrzały na mnie, wszystkie oczy byly skierowane w moja stronę. odwrocilem sie w stronę bab i posłałem im zdeterminowane spojrzenie - już wiem jaką drogę powinienem obrać. wiem co powinniśmy zrobić my wszyscy.

Złamane serce | SatoSugu | Jujutsu KaisenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz