obudzilem sie wczesnym rankiem. skrzywilem sie. powrót do rzeczywistości nie byl najlepsza rzecza biorąc pod uwage ze miałem świetny sen polegający na tym że łowiłem ryby z amanai, złowiliśmy ogromnego amura, a potem go ugrilowalismy, piekny sen. otarlem lezke, ktora zgromadzila sie w moim oku po czym siegnalem po swoj sprzet elektroniczny - smartfona. okazalo sie że spałem 5 dni, no cóż widocznie zrobiłem skipa żeby koniec operacji megumiego nadszedł szybciej, w każdym razie była dopiero godzina 6:69 wiec wróciłem w objęcia morfeusza, przeciez bylo zdecydowanie za wcześnie by zaczynać dzień.
- zzzz - powiedziałem spiąc, po chwili się obudziłem, byla godzina 13:42 wiec zsunalem sie mozolnie z łóżka i poszedłem do lazienki, spojrzalem w lustro. nie zawiodlem sie na swoj widok, kto by się zawiódł? umylem zabki by miec świeży oddech i wrzuciłem do ust gume orbit by mieć zdrowy i lśniący uśmiech.
następnie wyszedłem z lazienki i poszedłem do kuchni, nie miałem jednak ochoty na nic, nie miałem apetytu. jak miałbym jeść skoro megumi walczył o zycie...? westchnąłem ciężko, bez niego moje mieszkanie było dziwne, nawet nie wiedziałem co ze soba zrobić więc zdecydowałem się po prostu wyjść z domu, nie mogłem zostać tam w tych czterech ścianach, człowiek mógłby zwariować!
ogarnal mnie chłód powietrza, ahhh... orzeźwiające. taka pogoda nadawala sie tylko do jednego. więc poszedłem do sklepu ze zniczami
- dzień dobry, poproszę najfajniejszy znicz jaki macie - zamówiłem, zsuwając lekko swoje okulary żeby subtelnie pokazać pani moje tęczówki.
- ok - pani podała mi znicz z brokatowa róża, zabrałem go, kosztował mało jak dla mnie. wyszedłem ze sklepu i udałem się na cmentarz, na cmentarzu były groby. tak sobie pomyślałem że ja też tu kiedyś zawitam i lekko sie spialem ale zaraz potem się uspokoilem uswiadamiajac sobie ze każdy przez to kiedys przejdzie co dodało mi trochę otuchy. pewnie masamichiego niedługo to spotka, on jest już stary jak stary dziad. zacząłem się rozglądać szukając właściwego grobu, przy okazji czytając nagrobki na których było wiele informacji na temat trupów na przykład ich imię i nazwisko no to niezle mi rodo.
jesli chodzilo o śmierc to chyba najbardziej balem sie tego ze przychodziła niespodziewanie a co jakbym robił cos dziwnego i nagle bym zmarl i potem ludzie zastaliby mnie w niekomfortowej sytuacji? na samą myśl przeszły mnie ciarki, w każdym razie doszedłem do grobu który mnie interesował był to grób haibary, zapaliłem znicza i się pomodlilem w imie ojca i syna. czy wierzylem w boga? tak, ja jestem bogiem uświadom to sobie ;p
jak tak stalem to mi się trochę przykro zrobilo. haibara miał dużo energii a zmarl, to było chore. ten uczuc kiedy taki fajny chlopak jak haibara ginie a taka nic nie wnosząca do zycia spolecznego poza zametem i zniszczeniem gnida jak toji sobie kroczyla beztrosko przez zycie. smutam
- chore to wszystko - mruknalem do siebie i wtedy usłyszałem zbliżające się kroki. okrecilem sie w strone tej istoty - byl to nanami
mial czarne spodnie i wlosy blond
- nanami co jest - powiedziałem nie kryjac swojego zdziwienia, facet nie jeździł na wozku - gdzie twoja fura
- jaka fura, ja nie mam auta
- i mean... wheelchair
- a... oddałem bardziej potrzebującym - wyznał szczerze a we mnie cos pękło, chyba krwiak. nanami mial ze soba czerwone roze, o co chodziło? przyniosl haibarze czerwone roze? ale po co skoro haibara już nie zyl. w każdym razie fajnie bo zrobił matching z moim zniczem z różyczka. to bylo chyba przeznaczenie jesli mialbym byc szczery
- dobry wybor kwiatów chyba - zacząłem patrząc jak je wsadza do ładnego pojemnika.
- co ty tu tak właściwie robisz - spytał niechętnie. no cóż skoro juz pytał to postanowiłem mu dać odp
CZYTASZ
Złamane serce | SatoSugu | Jujutsu Kaisen
Non-Fictiongeto i gojo byli najlepszymi przyjaciółmi. łączyło ich wiele rzeczy ale jedna z nich przewyższała nad innymi - zamilowanie do KFC. pewnego razu jednak gojo odkrywa mroczny sekret geto. czy ich przyjaźń przetrwa?